reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Moje pierwsze dziecko - mój pierwszy zabieg

Witam 14 tc trafiłam do szpitala z potężnym krwotokiem myślałam że już poronilam lekarz na usg zobaczył że maluszek jest i słyszałam bicie serca maluszka okazało się że to krwiak pękł o którym nie miałam pojęcia spytałam się lekarza skąd ten krwiak nie był mi wstanie odpowiedzieć na to pytanie sami nie wiedzą skąd się nie biorą została w szpitalu leki kropluwki i leżenie tylko leżenie jedynie do wc .po tygodniu wyszłam do domu było trochę lepiej ale po tygodniu bycia w domu trafiam znowu do szpitala z krwotokiem walczyłam o maleństwo przez 3 tygodnie niestety krwiak okazał się poważniejszy 16tc poronilam wiem że był to Chłopiec Mój Synek była to moja pierwsza ciąża że strata jest ciężka się pogodzić nie mogę znaleźć sobie miejsca w domu płacz smutek i pytanie dlaczego ja czy jestem tak zła osoba że nie zasługuje być mama
Bardzo mi przykro , krwiaki nie są normalne , byłaś zapewne pod kontrolą gina , on nie wiedział ich wcześniej ? nie kazał brać choćby polocaed? i to nie jest Twoja wina ,nie mogłaś nic zrobić , ja poroniłam 2 razy wiem jak to jest ,choć nie był to tak daleki tydzień jak u Ciebie ?
 
reklama
Bardzo mi przykro , krwiaki nie są normalne , byłaś zapewne pod kontrolą gina , on nie wiedział ich wcześniej ? nie kazał brać choćby polocaed? i to nie jest Twoja wina ,nie mogłaś nic zrobić , ja poroniłam 2 razy wiem jak to jest ,choć nie był to tak daleki tydzień jak u Ciebie ?
Witaj najlepsze jest to że 30.04.2019 poszedł mi pierwszy skrzep delikatny od razu pojechałam do ginekologa dostałam tylko luteine i nic więcej i usg że niby jest wszytko ok pokazałam drugiemu ginekolowi to usg i on powiedział że tam ewidentnie widać krwiaka gdybym dostała informację wcześniej od razu leżała to moze moje dziecko by zylo ale teraz juz nie mam co gdybac bo to i tak nie przywróci mi zycia synka zmieniłam juz lekarza. A ty dlaczego aż 2 razy poronilas co było powodem tego ??
 
Witaj najlepsze jest to że 30.04.2019 poszedł mi pierwszy skrzep delikatny od razu pojechałam do ginekologa dostałam tylko luteine i nic więcej i usg że niby jest wszytko ok pokazałam drugiemu ginekolowi to usg i on powiedział że tam ewidentnie widać krwiaka gdybym dostała informację wcześniej od razu leżała to moze moje dziecko by zylo ale teraz juz nie mam co gdybac bo to i tak nie przywróci mi zycia synka zmieniłam juz lekarza. A ty dlaczego aż 2 razy poronilas co było powodem tego ??
Nie wiem, nie sprawdziłam tego , teraz jestem w 3 ciąży 25 tydzień i wszystko jest ok , córeczka rośnie zdrowo :)
ja też na początku miałam malutkiego krwiaczka ,gin kazał brać polocard i się stracił na następnej wizycie nie było ,a miałam tylko jednorazowe plamienie
 
Nie wiem, nie sprawdziłam tego , teraz jestem w 3 ciąży 25 tydzień i wszystko jest ok , córeczka rośnie zdrowo :)
ja też na początku miałam malutkiego krwiaczka ,gin kazał brać polocard i się stracił na następnej wizycie nie było ,a miałam tylko jednorazowe plamienie
No to super że Tobie się
 
Witajcie!
Wczoraj się dowiedziałam od mojej lekarki, że z dzieckiem coś jest nie tak. Od razu ze skierowaniem pojechaliśmy z mężem do szpitala... Wtedy dowiedziałam się, że nawet nie było dziecka... To co widziałam 5 sierpnia było naszym błagalnym ... niczym... cieszyliśmy się z ciałka żółtego. Nie jestem zła na lekarkę, że dała nam nadzieję, że do wczoraj tj. 19.08 cieszyliśmy się obecnością dziecka... Niestety wczoraj w szpitalu lekarz mi uprzytomnił, z nieoficjalnej ostatniej miesiączki to był 11tydzień (3.06 - przez przeprowadzkę nie notowałam w kalendarzyku)... !! 11tydzień, a ja ani kawałeczka mojego dziecka nie widziałam, ani serduszka...

Dzisiaj znów cały dzień w szpitalu... bolesne badanie... nie wiem dlaczego nie można mi niczego włożyć... lekarka poleciła dobrego psychologa, seksuologa:( bo nie widziała żadnych zmian chorobowych... Może miałyście tak?

Już wczoraj usłyszałam wyrok, ale dzisiaj się jeszcze łudziłam... nadaremno... Mam skierowanie na zabieg w piątek rano... czekanie w 11tc, gdy nie miałam ani razu krwawienia jest bardzo ryzykowne... Muszę przejść zabieg... boję się. Wczoraj czułam się lepiej, dzisiaj jest źle. Jutro kolejne badania... pod kątem zabiegu...

Pierwsze badanie z 29.07 pokazało puste jajo - dostałam duphaston i folik. Brałam... 5.08 po długim szukaniu już lekarka mówiła o skierowaniu na patologię... aż ujrzała coś pulsującego schowanego w rogu pęcherzyka! mojego skarbeczka... bardzo małego jak na swój tydzień bo 4-5t...

Wczoraj się dowiedziałam, że nie miałam skarbeczka... może mi trochę z tym łatwiej, nie wiem... od wczoraj jakby ręką odjął... przestałam czuć dziecko... przestałam czuć się matką...

Zaczęłam czuć poczucie winy, że nie zrobiłam wystarczająco dużo... Mąż mnie pociesza, że niczego nie mogliśmy lepiej zrobić... dobrze się odżywiałam, cały miesiąc leżałam w domu, brałam leki... nie palę i nie piję alkoholu... Ale to za mało... może zabiłam moje dziecko moją pierwszą myślą... strachem... ale na następny dzień po teście ciążowym już się cieszyłam, ale chyba za mało...

Płaczę z tęsknoty za moim pierwszym maleństwem, cieszyliśmy się z mężem... już mąż wybierał imiona... miał plany...
Stale płaczę... ale chyba od samego początku byłam przygotowana na najgorsze... puste jajo, dziecko za małe jak na swój wiek...

Boję się zabiegu, co będzie później, dzisiejsza wizyta nie dała mi ulgi... lekarka chciała się mnie pozbyć... była zajęta innymi pacjentami, zostawiła mnie samą w gabinecie, nie wiedziałam jak się nazywam... Nie chcę wpaść w depresję, chcę żeby to się skończyło...

Czułam się jedną z marcówek 2014, a teraz znów jestem sama... na forum czułam się dobrze, spełniona, w gronie mi bliskich osób, bo przeżywały to co ja... Miałyśmy jeden wspólny mianownik - nosiłyśmy życie pod sercem...

Mówią stale, że jesteśmy młodzi, że jeszcze dużo przed nami, że będziemy rodzicami... Ale czy po tym można znów kochać? Czy człowiek jest w stanie zapomnieć? Czy ja będę pamiętać moje pierwsze nienarodzone dziecko? Dziecka, którego nie było...

Wśród ludzi się uśmiecham, na chwilę zapominam o mojej stracie... nawet lepiej się czuję w tłumie, niż w zaciszu swojego domu, gdzie stale rozpamiętuję badania... usg... radości... teraz strach... ból... i poniżenie
Poniżenie i wstyd, że nie byłam w stanie urodzić zdrowego dziecka... Że ludzie będą myśleć, że nie troszczyłam się o nie...

Nie czuję pocieszenia, gdy słyszę, że pierwsza ciąża często się kończy poronieniem... A co z wyrodnymi matkami, takimi które nie chcą dzieci, piją, palą, ćpają w ciąży i rodzą... Później porzucają, zabijają, wychowują bez miłości...
Dlaczego chcącym się nie udaje, a tym co nie kochają tak?

Przepraszam Was za moje słowa, dużo ich ale mojego bólu żadne słowa nie opiszą...

Łączę się w radości z tymi, które mają to szczęście, że noszą pod sercem zdrowe dziecko, bo sama przez momencik mogłam tego doświadczyć oraz łączę się w bólu z tymi którzy to szczęście utracili... bo jestem jedną z nich...
Wiem co czujesz.5 lat temu straciłam męża świat mi się zawalił na głowę ale mam trójkę wspaniałych dzieci dla których musiałam być silna.Żylam tylko dla nich a o siebie nie dałam czułam się samotna i niepotrzebna dwa lata po tym jak zostałam sama spotkałam wspaniałego mężczyzne młodszego od siebie o 10 lat ale odrazu wpadliśmy sobie w oko jemu nie przeszkadzał mój wiek a ja czułam się przy nim dużo młodziej powróciła nadzieja na kolejne dziecko że jeszxze mogę dać komuś to szczęście i ponownie być szczęśliwą i potrzebną wkońcu udało się zaszłam w ciążę wspomnę ze mam 40 lat więc to już ryzykowny wiek wczoraj byłam na badaniu usg powinnam być w 8 tygodniu ciąży niestety lekarskie stwierdził że prawdopodobnie ciąża nie rozwija się prawidłowo dlanie szok i niedowierzanie po badaniu nie mogę dojść do siebie łzy płyną mi z oczu na każdą myśl o tym xzemu ha przecież trzy poprzednie ciąże przebiegły bez komplikacji mój partner bardzo też to przeżywa oboje zaczęliśmy się przyzwyczajać do myśli że zostaniemy rodzicami że będzie maleństwo które nas połaczy ze sobą teraz musze poczekać ba kolejną wizytę na której lekarz podejmie decyzje co do zabiegu mam wrażenie do to sen a ha obudzę się z niego i będzie wszystko dobrze bardzo się boje ciągle chyba mam jakąś nadzieje ta sytuacja daje się nam obojgu we znaki boję się że to nas od siebie oddali ze ja nie będe już w stanie dać mu dziecka i on mnie zostawi dla młodszej bo będzie chciał kiedyś założyć rodzine jak mam odpędzić te myśli jak mam to przejść nie zakamując się jak mam sobie z tym wszystkim poradzić boję się że za każdym razem kiedy spojrze na małe dziecko to wróci boję się że mój partner nabierze dystansu do mnie bo nie będzie chciał zebym znowu cierpiała
 
Ostatnia edycja:
reklama
Wiem co czujecie, ja z kolei pierwszą ciążę przeszłam bez jakiś komplikacji, po 2 latach zaczęliśmy się starać o drugiego dzidziusia, jaka była moja i męża radość jak zrobiłam w sylwestra test i wyszedł pozytywny , później jeszcze dwa razy robiłam test , odrazu po nowym roku betę , która ładnie wyszła , umówiłam się na wizytę, miała być 7 stycznia... 5 stycznia jak to zawsze na weekend wzięłam się za sprzątanie w domu uradowana faktem że będziemy mieli dzidziusia drugiego i w pewnym momencie oblały mnie poty i poczułam jak by mi coś leciało, poszłam do łazienki i zobaczyłam że trochę plamie, pomyślałam że wsumie tak może być na początku ciąży , zadzwoniłam do swojej gin kazała zażywać max dawkę magnezu i odpoczywać, sobota przeleciała, niedziela też, w poniedziałek się zaczęło... Takie skrzepy wypływały , to był jakiś już 7 tydz ciąży i przysięgam Wam jak byłam w toalecie i po podtarciu na papierze miałam pęcherzyk , naprawdę go widziałam, ok 5 mm miał i był taki w kolorze skóry lekko różowy, z niedowierzania w co widzę wzięłam na palec , był mięciutki ... Pierwsza myśl : Boże to już po wszystkim! Za co?
Później wizyta u gin, krwawienie na maksa. Jedyna myśl jaka mnie pocieszała , to to że nie muszę iść na zabieg do szpitala , bo z moja grupa krwii powinnam się sama wyczyścić. Oczywiście lekarka pocieszała że tak się zdarza, że lepiej jak na tym etapie zanim się bardziej przywiązaliśmy , że mogło być puste jajeczko lub z wadą genetyczna...
Strasznie przeżyłam, teraz gdy to piszę to mam łzy w oczach mimo , że po 7 miesiącach od tego zdarzenia zaszłam w ciążę i w tym momencie nasz "drugi urodziny" maluszek ma już prawie 5 miesięcy . Ta strata i ten ból zawsze gdzieś tam w środku pozostanie.
 

Podobne tematy

Do góry