A u nas jest 23 i wlasnie wrocilismy ze szpitala z ostrego dyzuru. No i mamy za soba pierwsza krew:-( Julek chcial chyba zlapac sie stolika ze stania i niestety ale omsknela mu sie dlon i padl na stolik (metalowy brzeg) tak, ze rozcial sobie brew nad prawym okiem. Plakal mocno ale od razu po wzieciu na rece i przytuleniu przestal a jak juz wyciagnelam z lodowki taka specjalna torebke by mu na to miejsce przylozyc to sie usmiechal. W sumie wypadek nie wygladal na niebezpieczny ale rozciecie choc niewielkie (jakis cm) to bylo dosc glebokie i nieladnie sie rozjechalo wiec stwierdzilam, ze do szpitala chyba jednak trzeba pojechac. Zadzwonilismy do naszego lekarza, ktory potwierdzil, zeby jechac - wiec pojechalismy. No i bylo szycie - jedynie 3 szwy ale jednak. Julek o dziwo zniosl wszystko bardzo dzielnie - najpier sie usmiechal i ogladal za pielegniarkami, potem dal sobie miejsce posmarowac zelem, owinac bandazem, odczekal grzecznie niezbedne 30 minut, dal sie zapakowac w takie ubranko ktore wygaladalo jak przyslowiowy kaftan bezpieczenstwa, dal oczyscic rane, wkluc sobie igle od miejscowego znieczulenia - no i wtedy byl naturalnie wielki placz... (ale przyznam, ze mnie to juz od samego patrzenia zrobilo sie cieplo a zoladek podszedl pod gardlo). Samo szycie juz bylo duzo lepsze bo poplakal na poczatku a jak go wzielam za reke (zostawili mu jedna na wierzchu kaftana) to sie uspokoil i przy ostatnim szwie to juz wlasciwie drzemal

:-)
Na koniec dostal kolorowy plaster, usmiechy od lekarzy i pielegniarek - na ktore odpowiadal usmiechem:-) i pojechalismy do domu. W domu dostal butle i poszedl grzecznie spac. Tak jak patrze to wydaje mi sie, ze za bardzo chyba to miejsce go nie boli bo widze, ze w lozeczku pupa tradycyjnie juz w gorze a glowa przekrecona na te strone gdzie sa szwy

Mam nadzieje, ze bedzie mial dobra noc po takich niezbyt milych przezyciach.
No i wiecie co zlosc mnie troche ogarnia jak pomysle, ze jutro mielismy jechac po zabezpieczenia (bo w tygodniu czasu nie bylo) i akurat dzien przed maz nie upilnowal...:-(No i Julka mi szkoda bo przez nasz glupote i niedopatrzenie musial sie nacierpiec...:-( :-(
I powiem jeszcze, ze o ile na poczatku czulam ze mi zoladek normalnie do gardla podchodzi (jak widzialam te strzykawki, igly itp.) i myslalam, ze nie wystoje a juz na pewno nie podejde do lozka i to maz bedzie musial Julka za reke trzymac bo ja nie dam rady - to jak Julek zaczal plakac to cala ta slabosc minela jak reka odjal i od razu do zaglowka, Julka jedna reka za reke i jednym okiem na niego a drugim na to co mu robia i czy oby dobrze (jakbym miala pojecie).