reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści Sierpnióweczek z porodówek- BEZ KOMENTARZY

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
3.08. Punktualnie o 7:15 wstawiłam się do kliniki na umówioną kilka dni wcześniej indukcję, pielęgniarki szybko mnie przyjęły, przygotowały opaski i książeczkę dla małej po czym zostałam poproszona o pójście na porodówkę, M oczywiście był ze mną, około godziny 8 podłączyli mi kroplówkę z oksytocyną i zaczęło się czekanie na skurcze.
Czas mijał a ja miałam tylko delikatne skurcze, koło godziny 11 nasiliły się ale rozwarcie nie postępowało (1 palec tylko) więc po 12 odłączyli mi oxy i powiedzieli że w czwartek powtórka bo organizm musi 1 dzień odpocząć, tak więc zmarnowana poszłam na salę gdzie mnie ulokowali i postanowiłam cierpliwie czekać, już po chwili skurcze całkiem ustały więc mogłam się przespać a potem dostałam obiad i tak dotrwałam do następnego dnia.

4.08 O godzinie 10 mam robione ktg, skurcze mam mocne i momentalnie naprawdę bolesne, na ktg mało co wychodzi więc każą czekać ale mówią że dzisiaj nic z tego nie będzie.
Dochodzi 13 a ja już nie mogę, wychodzę na korytarz i chodzę sobie bo wtedy jest mała ulga, zauważa mnie położna i prowadzi na porodówkę, dzwonię do M i każę mu przyjechać, na porodówce bada mnie lekarz i stwierdza 4 cm rozwarcia, ktg pokazuje mocne i bolesne skurcze, niestety miała krzyżowe.
Chodzę po pokoju, skaczę na piłce, koło 14 skurcze są tak bolesne że chwilami przysiadam, M przyjeżdża i zastaje mnie w wannie, chwilę wcześniej dostałam czopek bo położna przy badaniu zauważyła że coś tam w szyjce blokuje i przez to nie idzie rozwarcie, po 45 minutach w wannie i czopku przy badaniu wychodzi iż rozwarcie mam na 6 cm a przy skurczu na 7cm, do 21 mam urodzić.
Mijają kolejne minuty a mnie wyrywa kręgosłup i miednicę, ból krzyżowy jest okropny, chodzę.. kucam, skaczę na piłce, potem znowu do wanny bo tylko to pomaga... Jednak po jakimś czasie i to jest straszne, przychodzi położna, bada mnie i stwierdza że powoli rozwarcie idzie do przodu, potem przychodzi lekarz (około 19 bodajże) stwierdza rozwarcie na 9 cm i po kilkunastu minutach czuję że muszę przeć, krzyczę do położnej, bada mnie i każe przeć. Parłam najmocniej jak mogłam, po pół godziny byłam już tak zmęczona że myślałam że zemdleję a skurcze co minutę, M wyszedł jak tylko zaczęłam przeć bo nie chciałam aby na to patrzył, wiem że mu ciężko.
Mijają kolejne minuty, zmieniam pozycję, raz leżę na plecach a raz na boku, idę na ubikację ale czuję że nic się nie posuwa, dostaję oksytocynę żeby jeszcze mocniej pobudzić macicę ale nic nie daje, pytam się położnej a ona kiwa głową i mówi że niewiele się dzieje, koło 20:30 nie mam już sił, czuję że zaraz chyba umrę, skurcze okropne a mała nie posuwa się w kanale, błagam o cesarkę, krzyczę z bólu, położna woła lekarza i mówi co jest grane, mała zaklinowała się w kanale, przy partym idzie do przodu a potem się cofa, główka zaczyna robić się stożkowa, lekarz momentalnie doskakuje do mnie i mówi że muszę mieć cesarkę bo poród nie postępuje i nie dam rady naturalnie urodzić, zgadzam się momentalnie, ten leci i wzywa cały zespół, dają mi środek na zatrzymanie akcji i płyny bo jestem odwodniona, skurcze uchodzą ale mała tak naciera na kanał że kręgosłup mi rozrywa, koło 21 - 21:15 przychodzi anestezjolog i pyta jak mnie znieczulić, kręgosłup czy narkoza, pierwsza myśl to narkoza ale decyduje się na kręgosłup (bałam się że z bólu ruszę się przy wkłuciu), wcześniej zakładają mi cewnik, dostaję po 2 kroplówki na dowodnienie i po chwili prowadzą mnie na operacyjną, wcześniej podpisuję papiery, powiadamiają rodzinę.
Ok 21:25 leżę już na operacyjnej, po chwili dostaję znieczulenie, Boże jak błogo... cudowne uczucie nie czuć bólu, przychodzę lekarze i zaczynają mnie obrządzać, znieczulenie całkiem mnie obejmuje, sprawdzają ciśnienie ale dostaję epinefrynę bo jest słabe.
21:35 zaczynają mnie ciąć, czuję tylko szarpanie, trzęsie mną jakbym była w lodówce ale staram się być spokojna, lekarze gdy tylko otworzyli macicę zaniemówili "To teraz wiadomo dlaczego nie wyszła, jakie duże dziecko... zaklinowana itd", wyciągają mała (21:40) a ta wydaje okrzyk, ale tylko jeden, krótki, pokazują mi ją, cała sina i wymęczona, macice mam w strasznym stanie i straciłam dużo krwi, zabierają mała na badania a lekarze biorą się za mnie, po chwili wraca pielęgniarka, mała zdrowa, 10/10 pkt. 4110 i 58cm, ja płaczę ze szczęścia a Ci mnie szyją, około 22:15 przewożą mnie na salę i kładą na łóżko, kolejne kroplówki i antybiotyki, położna mówi że może za 2 h dostanę mała a teraz mam spać. Zasypiam ale co godzinę przychodzi położna, mierzy mi ciśnienie, zmienia kroplówkę i ręcznie wciska macicę bo ta nie chce się zwijać, nie boli mnie bo nadal nic nie czuję ale naprawdę jestem wymęczona, przedtem na chwilę przyszła moja mama, teściowa i M, mama płacze ale ja jestem szczęśliwa że mała zdrowa, M mówi że jest boska i dziękuje mi za wszystko.
Około godziny 6 położna przynosi mi małą, powoli obracam się na bok a ta kładzie ją obok mnie, jest opuchnięta ale spokojna, śliczna jak dla mnie, zostaje do 8 potem ją zabierają, ja mam śniadanie a koło 12 wstaje. Sama biorę się za małą ale nie karmię jej piersią, niestety uznałam że nie będę jej męczyć bo przy próbach dostawiania do pustej piersi mała okropnie płacze i zanosi się, dostaje butelkę i zostaje ze mną. Jestem najszczęśliwsza na świecie.
 
reklama
No to teraz ja:))))

06.08. jak wiecie wyszłam ze szpitala po zdjęciu szewka, samopoczucie extra do wieczora. Wieczorem zaczął pobolewać mnie brzuch jak na @ więc se myśle, echeś przepowiadające sie zaczynają, przecież do porodu zostało ok. 2 tyg.
W nocy wzięłam nospę i poszłam dalej spać, choć gdzieś tam w oddali skurcze były.....

07.08 wstałam rano, M zrobił śniadanie mnie nadal pobolewał brzuch i waliło w krzyzu, dość rzadko więc nadal myślałam,ze przepowadające dają znac o sobie:)))
O 10.00 straszy syn i siostrzenica odjechali na obóz, ja oczywiście musowo musiałam w tym uczestniczyć, pojechałam z siostrą i mamą na dworzec, tam juz bóle były tak silne, ze oblewał mnie zimny pot, strasznie chciało mi sie kupe (parło na odbyt jak cholera), ale pięknie na dworcu godzine wytrzymałam.
Po przyjściu do domu M musiał wyjśc na 2 godz. służbowo, chciał odwoływać, ale ja mówię "idź jeszcze mamy duzo czasu" była godz. 12.00.........wyszedł ja wysprzątałam wszystkie sanitariaty, nagotowałm barszczu na białej kiełbasie i w między czasie regulanie oddychałam przy meblach merdając dooopą, ochhh jak pomagało.
Wzięłam długopis i stoper, zaczęłam odliczać dokładnie skurcze i co???????? Co 4, 5 min. trwały 30-40 sec.
Zaczęłam znosić na stół rzeczy, które trzeba dopakowac do przygotowanej torby do szpitala, po 14.00 przyszedł M i już widzi, ze trzeba sie zbierać, jest opanowany i spokojny, każe mi sie szykować, a ja mówię "no coś ty przecież jeszcze łózeczko musimy ubrać" a on "jakie łózeczko, pakuj sie kochana do szpitala, łóżeczkiem zajmę sie później ja".
Godz. 15.00 jedziemy do szpitala. M kupuje w automacie ubrania na poród dla siebie idziemy na IP. Wchodzę i mówię, ze zaczynam rodzić, a położna mówi " ja widzę to po pani minie".
Pani doktor wypytuje dokładnie o skurcze, od kiedy sa itd. i kłade sie na samolot , dr mnie bada, a ja mówię z nadzieją " wczoraj wyszłam ze szpitala i rozwarcie miałam na 2 cm, czy chociaz ruszyło sie troszkę do przodu"???, pani dr odpowiada "porszę pani, pani rodzi, ma pani rozwarcie na 9 cm"........dobrze, ze leżałam na samolocie, bo bym padła:)))
Natychmiast sadzają mnie na wózek, przebierają mnie na wózku w moją koszulę, zabierają moje dokumenty, bo nie ma czasu na pisanine na IP i jedziemy windą na porodówkę, M każą sie przebrać i zapraszą schodami również na porodówkę.
Wjeżdzamy, porodówka piękna, duża, czysta, dodaje mi odwagi, personel przemiły, pytają jak mam na imię i od tej pory walą do mnie Justyna z czego b. sie ciesze, bo czuje sie jak dwudziestolatka i jest mi z tym dobrze:)))))
Od razu kładą mnie na łóżko, jest godzina 15.15 tak odnotowują zaczęty poród, sprawdzają rozwarcie i położna mówi "och ja my lubimy takie pacjentki, poród w toku".
Proszę o lewatywę, ale położna mówi " nie no Justyna chcesz nam do WC urodzić"???
Położna tłumaczy mi jak mam oddychać i wołać ją jak bedzie skurcz (na sali obok rodzi jeszcze jedna dziewczyna, nikogo więcej nie ma, na porodówce luz) wiec wołam, ona sprawdza krocze i mówi do mnie non stop "Justyna jest świetnie, bardzo ładnie sie spisujesz , głęboko oddychaj przy kurczu", M wachluje mi ręcznikiem nad buzią, podaje wodę, ociera pot z czoła........następny skurcz, zgodnie z poleceniem leżę na boku, noga zgięta w kolanie i M mocno podciąga mi nogę do brzucha, a ja prę i stękam , boli jak skur....podobno ściskam M za rękę-nie wiem....nie pamiętam!!!
W końcu położna każe mi na chwilę zejśc z łóżka , ukucnąć koło niego i jak będzie skurcz przeć z całej siły , jejkus jak bolało, siekiera w plecach sie obracała, a ja czuje, schodzi główka dziecka, potem powtórka z rozrywki i szybko na łózko, jeszcze trzy parcia i synek jest na świecie. Rodziłam w pozycji pół siedzącej, ale miałam zamknięte oczy, bo tak mi sie dobrze parło, nie byłam osłonięta żadnym prześcieradłem wiec M widział calusieńki poród od główki do załozenia mi 4 szwów.
Alanek urodził sie o 16.19, czyli czas porodu 1 godz. z kawałkiem:))))
Synka położyli mi zaraz na brzuchu jak sie urodził i mimo,ze rodziłam 2 raz poczułam się najszczęsliwszą osobą na świecie.
M płakał, robił zdjęcia synkowi, poszedł z nim na ważenie i mierzenie, potem maluszka zabrali do inkubatora na dogrzanie na 2 godz.,a my spedzilismy ten czas razem oglądając zdjęcia!

Mogę smiało napisac, ze w szpitalu im. Madurowicza w Łodzi jest super personel i na porodówce i na połozniectwie, nie zawiodłam sie na nich nawet na chwile, wręcz przeciwnie dali nam szansę na cudowny rodzinny poród.
Polecam !!!!!!
 
Kolej na mnie: Pisalam Wam na forum, że mam czeste i bolesne skurcze. Ze skurczami co 10-11 min trwającymi ok. 30 sek. przełaziłam w domu noc z piątku na sobotę. W sobotę (31.07) skurcze się nasiliły i trwały już ok 40 sek. co 8 min. kurcze z krzyza ;/. Na wieczór ucichło. O pierwszej w nocy ( z soboty na niedzielę ), znowu skurcze, ok 50 sekundowe co 6-5 min. Rano już było nie do zniesienia, pojechaliśmy na IP. Zestaw pytań, badanie na fotelu, ktg, rozwarcie na 2 cm i lewatywa bo dziś urodzę. ( pomyslalam jeszcze niedzielne dziecie, leniuszek się szykuje :). Po pół godziny rozwarcie na 4 cm, skurcze mocne co 4-5 min, trwajace juz minutę. Na siedząco lub leżaco były nie do wytrzymania, chodziłam więc, kucałam, tańczyłam. Grześ masował mi obolały kręgosłup. Co jakis czas sprawdzali rozwarcie, ale doszło tylko do 5 cm. Po południu stwierdzli, że dzadzą mi lek ( nie pamiętam jak się nazywa ) miał na celu wyciszyć skurcze, żebym odpoczela lub ruszyć je na dobre. Zero efektu. Skurcze jakie były takie pozostały, rozwarcie stało w miejscu. Dali mi jeść i na wieczór 3 x dawkę tego leku z przkonaniem, że wyciszy, prześpię noc i na następny dzien urodzę. Efekt? Tak jak poprzednio - nic nie dało. Oka przez całą noc nawet na 10 minut nie zamknęlam. Klęczalam przy łóżku, szukałam pozycji, żeby sobie ulzyć. O 4 rano nie wytrzymalam i poszłam do połóznych, żeby coś zrobili bo myslalam, że zęby wbiję w sciane. Dostalam zastrzyk, który na mnie w żadne sposób nie podziałał. Rano badanie na fotelu, rozwarcie stanęlo na 5 cm i ani dgrnie. Ktg - mega bolesne skurcze. Zadzwoniłam do Męza żeby szedł do pracy ( miał ze mną rodzić ) bo ja dziś nie urodzę, byłam wykończona. ( dwie doby nie spałam). Mąz się mnie nie posłuchał i przyjechal do szpitala. Jak zobaczył jak wygladam i jaka jestem wymęczona poszedł do położnych pogadac. Musiałam zgodzić sie na kroplówkę z oxy. ( a ja bardzo nie chciałam ). Nie wiedzieli jednak, czego przy takich skurczach rozwarcie nie postępuje. Dziwili się też ze ani zastrzyk ani leki na mnie nie podziałały.Zostałam podpieta pod ktg i dostałam kroplówkę z oxy. Wczesniej lewatywa ( druga he he ). Pod kroplówką skurcze mialy taką samą moc jednak były dłuzsze i czestrze. Grześ siedział przy mnie. Pomagał oddychac, rozladowac napięcie. Po godzinie kroplówki dostałam piłkę. Skakałam sobie, spiewałam, żartowwalam ( mimo, że bardzo bolało). W pewnym momencie mówie do Męza : " o kurdę na dodatek chce mi się kopę ", położna gdy to usłyszała wyprosiła męza na chwilkę a mi zbadała rozwarcie i pyta : " chcesz gabrysiu usłyszec dobra nowinę" jasne myśle :), " mamy 9 cm rozwarcia", przebiła pęcherz, wody odeszły i zaraz zaczęło się parcie. Jeszcze w między czasie mówi, że zawoła meza, ale ja nie chciałam. Umawialiśmy się ze rodzimy razem, ale ja wiedziałam, że gdy przyjdzie zacznę się nad soba uzalać i zachowywac w jego obecności jak mała bezbronna dziewczynka. Słuchałam więc uważnie wskazówek połóznych oraz swojego ciała. ( szkoła rodzenia przydała się jak znalazł ). dobrze parlam i umiałam wykorzystać na odpoczynek krótkie chwile miedzy skurczami. Jednak Dziecko nie chciało schodzć w kanał rodny, a jak po dłuższym czasie się udało to gówka pojawiała sie i chowała. Widziałam przestraszona minę połóżnej i spojrzenia 2 lekarzy którzy przyszli mnie badac. Parłam na prawym boku, na lewym, na plecach na czworaka. Pani doktor wygniotła brzuch i po kolejnym parciu zapytała, czy che dotknąć główki dziecka. To dodało energii, wiedzialam, ze jeszcze chwila i nasze upragnione dziecko bedzie ze mna.Dwa skurcze i zobaczyłam moja najsłodsza córeczke.Była 11.45. Lezała u mnie na brzuszku a ja płakałam ze szczescia. zabrali Ją do wazenia ( tatus był przy Niej ), w tym czasie urodziłam bezbolesnie łozysko i zostalam zszyta bo lekko pekłam. Spędziłam na porodówce jeszcze 2 goz. z Mała przy cycu i z Męzem u boku. Bylismy przeszczesliwi. Potem przewiexli mnie na salę, zjadłam obiad, z pomoca męża wziełam prysznic. Reszte dnia spędzilismy wt trójke. Nie da się wyrazic słowami jakie to szczescie, jaka to miłość i jak wszystko inne w jednej chwili przestaje miec znaczenie. Jest tylko Ona - najukochańsza Córeczka.....
 
Teraz moja kolej w koncu :)
Wczesniej nie mialam zbytnio czasu a wiec....

27.07.2010 - pisalam jeszcze z wami wieczorem ze strasznie zaczal mnie bolec kregoslup caly nie do wytrzymania bol i brzuch.. i na dodatek te wymioty i biegunka... bylam sama w domu moj T byl w pracy ... jeszcze na dodatek bylismy pokloceni.. ale bbol byl coraz bardziej nie do zniesienia wzielam kapiel nic nie dalo polozylam sie tez nic nie dalo.. zadzwonilam do T i powiedzialam cala sytuacje .. szybko zwolnil sie z pracy i ktos przyszedl na noc za niego.. zawiozl mnie do szpitala na IP.. polozyli mnie na porodowke.. ale nie mialam zadnych skurczy rozwarcie na 3cm.. dali mi cos do picia i mialam odpoczywac... ale jak tu odpoczywac jak za parawanem jakas kobieta rodzila.. doslownie wszystko slyszalam .. tak sie balam tego porodu ze nie dam rady silami natury urodzic ale najcudowniejsze bylo jak slyszalam jak ja juz wiezli sale obok jak juz miala rozwarcie pelne i pozniej placz krzyk dziudziusia... wtedy pomyslaam ze dam rade sobie...
Zasnelam jakos...

28.07.2010 - Rano pelno studentek i lekarzy.. Najpierw studentka zrobila mi lewatywe.. bo chcieli przyspieszyc porod a pozniej kroplowka.. nic nie dalo.. nastepnie bylo Badanie na fotelu patrzyli sie ci studenci to takie krepujace ale wtedy o tym nie myslalam w sumie wszystko bylo mi jedno.. pozniej mialam badanie USG .. bo cos podejrzewali juz po tym badaniu.. byla zagrozona ciaza.. okazalo sie ze mam malowodzie, hypotrofie plodu .. przerazilam sie.. znaczy na poczatku lekarz jak mnie badal na USG nic nie mowil tylko pytal kto mi wczesniej robil USG i czy nic nie wykryl .. ja mowilam ze wszystko prawidlowo bylo.. i zapytalam czy wszystko wporzadku bo juz cala sie trzeslam.. aon ze powie wszystko na koncu.. badal mnie z 30min ponad..
Wrocilam na lozko swoje i czekalam... i podchodza do mnie lekarze i proponuja Cesarke... powiedzialam ze zgadzam sie na wszystko tylko zeby malutka byla zdrowa ... Nie wiedzialam ze to wszystko tak szybko sie potoczy... Studentka pprzy obecnosci lekarza wsadzala mi cewke na mocz i w okolo pelno innych studentow.. pozniej na lozko i na sale operacyjna.. musialam sie bardzo mocno zgarbic taki koci grzbiet i glowa do dolu bo robili mi zastrzyk w plecy na znieczulenie.. nie czulam swoich nog to bylo takie dziwne uczucie... (Przepraszam ze tak chaotycznie ale malutka mi teraz marudzi ;) ) No sie zaczelo .. i skonczylo o 12:45 pokazali mi moja piekna kruszynke dostala 10pkt byla taka sliczna.. Kruszynka 2200 kg:)

Najgorsze bylo dochodzenie do siebie w szpitalu bo zostalam na tydzien .. ale to juz chyba nie w tym dziale ;)
Ogolnie jestem juz szczesliwa mamusia i na prawde myslalam ze bedzie gorzej :)
 
Śmialiśmy się z P., że Mała taka uparta, bo czeka, żeby zrobić Nam prezent na Naszą 4 rocznicę ... No i tak się stało - Martynka postanowiła przyjść na świat dając Nam najpiękniejszy prezent jaki tylko mogliśmy sobie wymarzyć - dała Nam siebie :))
W nocy dokładnie o 2.30 obudził mnie ból brzucha jak na @. Myśle sobie: "Oho ... przepowiadające ! Pewnie tylko mnie pomęczą i francowate zaraz puszczą !"
Poleżałam jakiś czas i uświadomiłam sobie, że te moje bóle niby przepowiadające, które zaraz miały puścić nabierają regularności :D No więc zaczęłam liczyć ... I okazało się, że występują co 10 min. Zaczęłam się denerwować sama nie wiem czemu ... Włączyłam komputer, zrobiłam sobie kanapkę i weszłam na BB. Postanowiłam czekać cierpliwie ... Bóle stawały się coraz silniejsze, momentami brakowało mi tchu ... Kuliłam sie, ale ból nie przechodził, tylko się nasilał. O 6 wypiłam sobie herbatkę i postanowiłam, że przyszły teściu odwiezie mnie do domu rodziców. Nie chciałam zostawać sama, a wszyscy gdzieś się wybierali. P. w ogóle jak sie dowiedział, że boli mnie brzuch zrobił się blady i wystraszony :D Pojechał do pracy, by wziąć sobie wolne na ten dzień, ale że szef kawał padalca wolnego Mu nie dał :( Żeby tego było mało wysłał Go do pracy poza Nasze miasto ... :( No nic ... Uspokoiłam Go, że wszystko jest ok, że brzuch boli tylko jak na @, że to na pewno nie poród.
P. cały się trzęsąc poszedł do pracy, a mnie teść zawiózł do domu. Umówiliśmy, że jakby się coś działo to zadzwonię do dziadka P., żeby ten zawiózł mnie na IP, bo teść jechał do Niemiec po auto, a moi rodzic samochodu nie maja. Myślałam, że to i tak fałszywy alarm :p
Gdy weszłam do domu i oznajmiła rodzicom, że coś pobolewa mnie brzuch co 10 min moja mama zerwała się na równe nogi i mówi jedziemy do szpitala ! A ja w śmiech ! Mówię: "Zwariowałaś mamusiu :) Wszystko jest ok, to nie jest to. Zresztą jestem głodna, muszę coś zjeść, muszę dopakować torbę a poza tym chce poczekać na P. ! Może uda Mu się skończyć wcześniej i to On mnie zawiezie :)" po czym idę do kuchni zrobić sobie kanapkę. A nagle taki cholerny skurcz przeszedł przez moje plecy, że myślałam, że się przekręcę !! Mama moja już nie może ... Zaczyna się ubierać, dopakowywać moja torbę, a ja dalej nie wierzę, że to może być TO :D Po chwili uśmiech z mojej twarzy znikł, bo ból zaczynał przybierać na sile, poza tym pojawiał się co 8 minut ... Mama mówi dzwoń po teścia ! No więc dzwonie ... Teść mówi, że zaraz będzie. Okazuje się, że wrócił się z trasy, bo dziadek na rynku robi zakupy :p
Jakoś wgramoliłam się do auta ... Ból już nie do zniesienia. Ale dzielnie się trzymam i nie mogę uwierzyć, że być może właśnie wszystko się zaczyna :p
Dojechaliśmy na IP było kolo 9. Ledwo idę, ale ide, ból rozrywa mi plecy ... Windą pojechaliśmy na 4 piętro. Na izbie masa papierków do wypelnienia ... Ja ledwo stoję, a babka cały czas o coś się pyta i pyta, po czym podsuwa do podpisania ... Następnie karze mi się rozebrać i położyć, bo chce mnie zmierzyć. Ja zadaje głupie pytanie: "majtki też ściągnąć?" :D
Po zmierzeniu okazuje się, że jest idealnie, a mnie kamień spada z serca !!! Mama wychodzi, a ja zostaje całkiem sama ... :( Idziemy na porodówkę.
Na sali wszystko mnie przeraża, te łóżka, ta atmosfera, czuję się tak jakbym TO NIE JA miala rodzić ... Jakbym TO NIE MNIE dotyczyło ...
Kładę się, połozna podpina KTG, Skurcze dochodzą do 160 a ja się zwijam z bólu ... przychodzi lekarz, bada rozwarcie, a tam 6 cm i szyjka miękka jak papier. Zaczynam rodzić. W tle leci muzyka, ale nie potrafie się zrelaksowac. Ból staje się nie do wytrzymania, po 35 minutach połozna odpina mnie od KTG i każe zrobić coś co usmierzy ból, mam pochodzić, albo sobie usiąść. Ale czy jest coś co może uśmierzyć taki cholerny BÓL? Wstaję, patrzę, a tu krew leci mi po nogach ... Myślę: "co jest?!" , po czym polożna mówi, że jest ok i daje mi podklad. Idę do toalety. Tam odchodzi mi czop. Dzwonie do P. poinformowac Go o calej sytuacji, a ten do mnie: "to Ty dzisiaj urodzisz?!" heh mój głupolek :D
Obywam twarz zimną wodą i idę na korytarz ... Chodze, ale dalej boli. Kieruję się na sale, a tam lekarz mówi, że zabiera mnie i jeszcze jedna kobietę na USG. Najpierw robi jej, a ja stoję i czekam ... Później przychodzi kolej na mnie. Gin sie pyta ile przytyłam, ja mówie, że 26 kg . .. ten szok :D i pyta sie ile mam wzrostu, mówię, że 166 cm ... Zrobił dziwną minę i zabrał się za USG. Pyta się na ile wyliczyła wage moja ginekolog, mówie, że na 4170 g, a On mówi, że wychodzi Mu 3700, ale głowka w kanale i nie wie czy pomiar jest prawidłowy ... Skończył, nareszcie, bo nie mogłam wyleżeć !!!
Wstaję i prosze go, żeby poczekal, bo skurcz ... on czeka. Skurcz pzechodzi, więc wracamy na salę. Tam karzą mi sie polożyć. Sprawdzają tętno dziecka - wszystko ok. Rozwarcie postępuje, ale pęcherz płodowy cały, dotyka go, a on pęka. połozna karze mi pochodzić więc wstaję. Poszłam sobie na koniec korytarza, bo tam było okno :) usiadłam i zaczęlam rozmyślać ... Nie wiem nawet o czym. Wszystko przerwał potworny ból ... Skurcze już co 4 minuty, nie dają za długo odpocząć ... Wracam na salę, bo czuję dziwne parcie ... Połozna karze mi sie polożyć, sprawdza rozwarcie, a tam prawie pełne, ponad 9 cm, tylko mały rąbek przeszkadza. Ja mowię, że czuhę straszne parcie, w odpowiedzi słyszę, że tak ma być. Mam położyć sie na boku. Podpinaja KTG. Tętno w porządku.
zaczynają się parte !!! Boże jakie uczucie ... Bałam się, że zrobie kupe, mimo, że się wyprózniłam wcześniej ... Rozwarcie nie jest pelne, a więc mam czekać ! Ale jak tu czekać? Skoro to tak boli? Skurcz odchodzi, czuje ulgę, w radiu leci Enrique Iglesias "i like it" przypominają mi sie fajne chwile bo dzien wczesniej słuchalismy zawziecie z P. tej piosenki :) nagle wszystko przerywa ból i moj krzyk ... Musiałam krzyczeć, normalne głos sam wydobywal się z mojego gardla ! Mówię do położnej, że strasznie boli, że parcie jest nie do wytrzymania, ona podchodzi, sprawdza i mowi : "jak będzie szedl skurcz, to powiedz a ja sprawdzę rozwarcie" czekamy ... Idzie skurcz, krzycze "JUŻ" !!! a ona dobrze Malgosiu, bardzo dobrze ... Ale niestety główka nie zeszła cała do kanału. Myslę sobie : "Boże ... Dlaczego? chce już urodzić, mieć to za soba !"
Poleżałam chwilę... Pokrzyczałam ... Ból straszliwy, parcie to samo ! znowu wołam połozną, okazuje się, że rozwarcie pelne, główka w kanale, położna mówi "ZACZYNAMY". Nagle okazuje się, że przerwy między skurczami są za długie, dostaje kroplówkę, zeby były czestsze i się na dobre zaczyna. Przychodzą lekarze, personel ... Karzą złapać mi się pod kolana i przeć z całej siły. tak robię ! raz za razem ! raz za razem ! położna mnie chwali, podnosi na duchu, mobilizuje, mówi, ze jestem świetna! następny party ... następny ... Ja ledwo zyje, prawie mdleje, trace kontakt z rzeczywistością ... Ale nagle dostaje takiego powera, takiej siły, że sama jestem w szoku ! Zamykam oczy i daje z siebie wszystko !!! czuję, że lekarz mi pomaga, naciska na brzuch ... Czuje ukłucie, słyszę, że znieczulenie, bo mnie nacinają ... Idzie party, ja pre i ... Czuję coś przyjemnego ... Patrze a Mała już jest na świecie !!! Zakwiliła ... Dają mi ja na brzuch a ja placze !!! i nie wierze, że ten mały człowieczek to Nasza Córka, Nasze dziecko, Nasz cud ... Zabierają mi ja, a ja dalej placze. Wszyscy mnie chwalą, ze poszło mi super, że jak na pierworódkę to idealnie ! Że szybko i sprawnie !!! tym bardziej, że Mała taka duża :)
jestem szczęśliwa, ba ! prze szczęśliwa ! tego nie da sie opisać ... szczęście rozdziera mi serce :)
Rodze łożysko, słysze, że już brzydkie i że wszystkiego nie urodziłam.. przyszedł lekarz i zaczął mnie łyżeczkować ... to było okropne. wolałabym drugi raz rodzić ... po łyżeczkowaniu zaczęło się szycie. Wszystko trwało ze 20 minut ... bolało, ale ten ból to pikuś, bo na świecie jest już moje dziecko, moje słoneczko :)
Przynoszą mi Mała, położna pomaga przystawić ją do cyca - mam pokarm - Niunia ssie. I tak sobie leżymy we dwie ... Tak jakbyśmy były same na świecie, Nic sie nie liczyło tylko ONA i ja :)
nawet nie słyszałam co się w okol mnie dzieje taka byłam szczęśliwa ... po 2 h przychodzą położne, pomagają przejść na inne łózko i wiozą na sale. Tam powoli z ich pomocą znowu zmieniam łózko. Dają mi Mała i idą. Od tamtej chwili nie liczy się nic tylko MARTYNKA.
 
witam już jestem mały śpi więc mogę coś naskrobać!

jak już pisałam na głównym 9 w poniedziałek w nocy dostałam takich bóli krzyżowych że myślałam że odjadę i do tego co chwila na kibelek, czyściło niemiłosiernie. Michał wstawał o 4 rano i jechał na delegację! jak mnie zobaczył to pyta co się dzieje więc mu mówie żę chyba już , a on no co ty przecież ma jeszcze tydzień:) to co mam robić jechać czy zostać, powiedziałam że ma decydować sam. pojechał mi skurcze niby przeszły o 7 rano ale zaczęłam krwawić więc zadzwoniłam do położnej ta kazała przyjechać. pojechałam na oddział okazało się żę rozwarcie tylko na 1 palec:( doktor stwierdził że jak dam radę to mam iść do domu bo nie będzie mnie uszczęśliwiał na siłę. no więc zadzwoniłam po teściową przyjechałam do domu wzięłam się za sprzątanie kuchni, łazienki zrobiłam pranie i dopakowałam torbę.

w nocy 10 o 3 zaczęły się znów bóle krzyża nie do wytrzymania:( znów mnie czyściło, poszłam wzięłam prysznic nic nie pomogło, wytrzymałam do 8 później stałam już spakowana i błagałam teściową żeby mnie zawiozła bo zaraz urodzę . no to pojechałyśmy o 9 doktor mnie zbadał ten sam co dnia poprzedniego i mówi że rozwarcie na 4 cm. ale skurcze nadal się utrzymywały więć stwierdził że rodzimy. podłączyli mnie pod ktg a tam skurcze nie za bardzo więc mówię że mam krzyżowe i że mi zaraz d..ę rozerwie. przyszła moja mama i gdyby nie ona to bym tam w połowie dnia umarła z bólu! cały dzień jak szedł skurcz masowała mi krzyż i pośladki , szła ze mna pod prysznic polewała plecy, ja skakałam na piłce ona masowała:) biedna była umęczona tak samo jak ja.koło 12 dali mi czopki doodbytnicze rozkurczowe no to poszło na 6 cm. poprosiłam o coś przeciwbólowego, dostałam dolargan po którym super odjechałam że chyba nawet udało mi się przysnąć na łóżku porodowym:) o 15 doktor mnie zapytał czy dajemy oxy i kończymy tą zabawę? ja stwierdziłam że jest mi juz wszystko obojętnie tylko chce urodzić. dali oxy i zaczęła sie jazda na maksa! wtedy już sie nie hamowałam z wrzaskiem ,ale pomagało rozwarcie szło super szybko, 15 min przed końcem pękł pęcherz i zaczęłam przeć! ból bez komentarza ale chciałam mieć juz to za soba , pogryzłam poduszkę i rączkę od łóżka porodowego i krzyczałam bardzo niecenzuralne słowa:) poszło po 4 partych, niestety nie obyło sie bez cięcia, które tak boli że siedzieć ani chodzić nie mogę ale to juz inna bajka!
doktor i położna stwierdzili że byłam dzielna pacjentką że super słuchałam co kazali robić i że parłam jakbym już trójkę dzieci urodziła:) ogólnie po 5 min stwierdziłam że nie pamiętam już tego bólu, jak połozyli mi od razu mojego synusia na brzuch to byłam najszczęśliwsza na świecie:) później urodziłam łożysko, a małym zajęła się położna i pediatra dostał 10 punktów! ważył 3600 i mierzył 58 cm.

niestety tatusia z nami nie było:( płakał bardzo przez telefon jak mu zadzwoniłam że jestem juz po, ale za to była dzielna babcia, która na partych uciekła z porodówki bo nie mogła słuchać i patrzeć jak cierpię:)
w międzyczasie dojechała teściowa i obie babcie stały pod porodówka i płakały.
 
Rodzic po ludzku w Portugalii...czyli nasz thriller porodowy;-)

07.08. wybralismy sie na sredniowieczny festyn w miasteczku obok. Gorac byl niesamowity cala noc. Pozarlam wielkiego nalesnika - pan z budki smial sie ze pewnie to moj ostatni taki rarytas:-pKilometrow natluklismy na piechote tyle ze myslalam ze mi nogi odpadna...ok. polnocy wrocilismy do domu i M rzucil zartem ze moze by tak przytulanki:-Dwogole nie bralismy pod uwage ze cos moze ruszyc:-p

08.08 - budze sie 6 rano - siku - wracam do wyrka - klasyka gatunku - bol @ i krzyza. Mysle, przejdzie...przechodzi, przysypiam...za 15 minut powtorka z rozrywki...Ok 8 rano nie moge juz wylezec w lozku - wstaje, krece sie po domu, goni mnie na kibelek.Na szczescie jestesmy sami, tesciowie wybyli nie wiadomo dokoad. Ok 10 zaczynam mierzyc juz czas miedzy skurczami - nie dociera do mnie jeszcze ze to moze byc akcja...Ide pod prysznic, bole z krzyza zanikaja, skurcze jednak nie. M spi i niczego nie podejrzewa. Bole powoli przybieraja na sile. Laze w te i spowrotem opierajac sie o meble, boli ze az mndli.Patrze na kartke - skurcze co 7 minut. Budze Mka, ostatkiem sil dzwonie do mamy.Ok 12 zaczynamy sie zbierac. Na autostradzie ruch jak nigdy, pada deszcz:szok:, M zalacza awaryjne i gna jak szalony.Licze skurcze w samochodzie - rowniutko co 4 minuty! 13:17 rejestruja mnie doslownie w minute - zero pytan, ankiet - dobrze ze wybralam ten szpital - pan w rejestracji wklepuje tylko numerek z ksiazeczki ciazy do kompa. Chwile pozniej jestesmy juz na gorze, odsylaja nas do poczekalni ale doslownie w minute przychodzi pielegnierka, bierze mnie na ktg, po chwili jej oczy robia sie okragle...laduje na samolocie (alez bylam ciekawa!) tam pada szybkie - idziemy rodzic, rozwarcie na 5 cm.Pytaja czy chce zzo, pobieraja krew na krzepliwosc, sa szczerzy - nie wiadomo czy zdaze na wyniki...Mowie ze jak nie to ok (o naiwnosci...) przebieram sie w koszule, po badaniu zaczyna odchodzic czop, idziemy do sali. I tu sie zaczyna..................
Zczaili ze mam nadcisnienie, klada mnie na ktg, na jednym i tym samym boku przez 2 godziny:angry:. Pdpinaja kroplowe, nikt o niczym nie informuje. Zaczynam jeczec jak zwierzatko - M masuje plecy, zabawia rozmowa, a ja wymieklam...czekam na te wyniki i anestezjologa jak na zbawienie. Kryzys 7 centymetra zastaje mnie w ten wlasnie sposob:no:Jestem rozczarowana - nie tak mialo byc. Leze tam i dre sie ile sil (hehe otwarte gardlo-otwarta szyjka...) W koncu o 15:30 dostaje to zzo - tylko dlatego ze taaaakich skurczow samych z siebie to oni dawno nie widzieli:szok: Znieczulenie zaczyna dzialac, bol jest do wytrzymania- taki jak na poczatku calej akcji. Skurcze jednak spowalniaja, dostaje wiec oxy o czym nikt mnie nie informuje nawet:no::crazy:Wtedy cala akcja rusza z kopyta, dokladaja znieczulenia, bo kawal kobitki ze mnie.Polozna przebija pecherz - pytam sie jak wody, mowia ze sa slady smolki... zaczynaja sie parte. Mala cos krzywo sie wstawiala, parlam wiec na boku - ciagle na tym samym grrrr. Efektem tego jest piekny krwiak na jej glowce...W koncu dochodzi do akcji wlasciwej - wszyscy chwala mnie ze idzie rewelacyjnie. No ba...czuje skurcz jest ok nie boli. W koncu o 18:01 jest Matylda!!!Cala wymazana w tej smolce, z glowka jak kosmita!Dostala od razu 10 pkt. Drze sie w nieboglosy a mi jakby kamien spadl z serca. Ja nie placze - oboje z M nie mozemy uwierzyc ze to nasza kruszynka juz jest na swiecie. Naiwnie pytam czy mnie nie nacieli. Ciachneli mnie jak u rzeznika i szyli wewnatrz i zewnatrz ponad godzine. W sumie wszystko poszlo i tak w dosc szybkim tempie. Jak mnie szyli polecialo mi na leb na szyje cisnienie, sporo sie nagimnastykowali zeby mnie do porzadku doprowadzic.
Mam tylko zal ze mnie na chama przykuli do tego ktg - nie tak to sobie wysnilam, ale coz...Najwazniejsze ze mala zdrowa:tak:Obecnosc M niezastapiona - pomagal jak tylko mogl.
No to naskrobalam:-Dz przerwa na cyca i zmiane pieluchy:-pIde spac w koncu bo i tak nie do zycia jestem:-D:-D:-D
 
A wiec i ja podziele sie z Wami swoimi przezyciami z porodu naszego malenstwa dnia 9 sierpnia, poniedzialek, 2010 rok. Tego dnia na swiecie pojawiala sie nasza kolejna niespodzianka- synus, ktoremu dalismy imie SZYMON WIESLAW.
8 sierpnia niedziela- od rana nie moge doczekac sie wieczoru- kiedy w koncu dostane telefon- na ktora mam sie pojawic w szpitalu w poniedzialek:) Niestety tak ja w poprzedniej ciazy nie doczekalam sie tego tel. wiedzilam beda mnie budzic w nocy lub wezma mnie na popoludniu.
Poniedzialek, 4 rano dostaje tel. z pobudka- chmmm mam byc na 6 na porodowce. Wstaje wiec, zagladam jescze do Was, czy ktoras czasem sie juz nie rozpakowala:))) i zmykam pod prysznic. Szybka kompiel- pobudka meza, jeszcze mamy troche czasu a i w sumie po co sie spiszyc- stwierdzilam jesli oni nie zadzwonili wczoraj ja nie musze byc punkt szosta u nich dzisiaj.
Wyjezdzamy z domu tuz przed szosta, w szpitalu jestesmy na 6.15. Dostajemuy pokoj, ubranko na przebranie dla mnie, okolo szostej laduje w lozku- teraz to tylko same papiery- przychodzi lekarz , pielegniarki, polozna, zeby zabrac potrzebne inf. bo tak jest w Stanach nie robia tego przy biurku tylko juz w Twoim pokoju.
Podaja mi kroplowke z woda- nie moge miec glukozy - bo mam cukrzyce. Obok kroplowki laduje oxy., ktora znow jak w przy poprzdnim porodzie wywoluje u mnie skorcze- hmmm wcale jej jeszcze nie dostalam- jest zaplanowana na 9 rano- ale sama mysl i strach przed porodem wywoluja u mnie skurcze , ktroe sa srednio co 3 min.
Polozna stwierdza, ze sa one raczej ze zdenerwowania- wkoncu w domu nie mialam zadnych.
Po drodze do szpitala tylko maz powiedzial do brzuszka zeby sie przygotowal- bo to jest ten dzien kiedy chcemy miec go juz przy sobie. No i widac malenstwo sie przejelo a macica tym bardziej.
Przy pierwszym badaniu - okazuje sie ze rozwarcie mam na 4 cm- tak jak bylo tydz. wczesniej na wizycie u lekarza- czyli zadnych zmian. Opowiadam personelowi jak bylo ze mna w poprzedniaj ciazy- stwieredzaja ze moze faktycznie po podaniu oxy. pojsc wszystko b. szybko i w zwiazku z tym
przygotowuja wszystko dla dzidziusia, aby nie musieli sie pozniej spieszyc. O 9. podlaczaja mi kroplowke z oxy. skurcze zaczynaja sie robic bolesne- mysle sobie, ze mam cholernie niski stopien wytrzymalosci bolu :((( maz troche mi pomaga ale wiele nie moze bo leze podpieta do ktg..
O 9:30 Pani Doktor sprawdza rozwarcie(5cm) i przebija mi wody-nieprzyjemnnie czuje jak zalewam cale lozko- ale trudno, podaja mi kilka recznikow pod tylek i tak sobie leze- chmm boli cholernie i zaczynam czuc ze dziecko wkreca sie porzadnie w kanal. Czekam na anastazjologa- jets okolo 10 -podaje mi epidural- i wkoncu po kilku pbolesnych skurczach czuje jak blogo bol odchodzi i pozostaje samo czucie skurczy- super teraz moge sobie lezec i czekac, wykonuje kilka telefonow do znajomych i do moje coreczki , ktora na dodatek dostala tego dnia wysokiej goraczki- idodala nam troche zmartwienia. Nie czuje bolo kompletnie, ale pozostaje czucie ze cos napych mi na tylek- O 11:30 przychodzi znow Lekarz sprawdzic rozwarcie- ja w tym czasie rozmawiam z Pani ktora pilnuje moje coreczki- pada haslo ze rozwarcie jest na 00 czyli to juz, bo glowka juz schodzi. Ja odkladam telefon- polozna pokazuje mezowi jak ma mi pomagac- robie piec partych - gowka jest juz tuz tuz pozniej jeszcze 2 i o godz. 11.45 moje malenstwo jest juz na swiecie- maz przecina pepowine. Malegp zabieraja- na stolik obok mnie, a ja oczywiscie musze jeszcze urodzic lozysko-no i pozniej szycie - bo troche peklam - lekarz powiedzial ze tyulko troszke - wiec juz nawet nie pytalam ile mam szwow- nie mialam ochoty nawet juz o tym myslec. Nie moglam uwierzyc ze jestem juz po wszystkim, bylam w szoku ze to sie juz stalo:)))
Pozniej jeszcze pojawilo sie kilak problemow z moja macica , ktora nie chciala sie zwinac, przez co stracilam wiecej niz powinam stracic przy porodzie -krwi. Lezalam na oddziale porodowym jeszcze 3 godz. ze znieczuleniem - zanim zachamowali krwawienie.
Balam sie tego dnia okropnie- ale jestem teraz naszczesliwsza kobieta pod slonicem- kolejny raz dostalam od zycia cos czego bardzo pragnelam- i kolejny raz przekonalam sie, ze te skarb jest owocem miolosci dwojga ludzi.


No to naskrobalam troche - mam nadzieje ze to sie jakos klei- i ze nie jest tak zle jak z moimi oczami- zmykam spac, bo za godz. maly bedzie prosil o mleczko.

 
mialam byc co prawda mama lipcowego maluszka no ale wyszlo jak wyszlo i mam sierpniaka;-)
no to i ja cos naskrobie skoro mam okazje bo cinek spi:)

29.07 laduje na IP z powodu mniejszej aktywnosci dzidziusia i duzej ilosci wodnistych uplawow.wiadomo lepiej niech sprawdza i przebadaja(wole chuchac na zimne)
zapada decyzja-zostaje na patologi(moj gin jest na urlopie:-s)
musza mi porobic wszystkie badania bo moj lekarz zabral mi wszystkie wyniki:-s
30.07 nic sie nie dzieje mam robione 2razy dziennie ktg i 1 usg.wszystko jest w najlepszym porzadku ale w srodku nocy mam strasznie mokry podklad.ide do poloznych i mowie ze chyba mi wody odchodza.dostaje nowe podklady i karza do rana czekac na lekarza :szok:
31.07 lekarz z samego rana bierze mnie na samolot i stwierdza przy badaniu ze nie jest pewny czy to wody bo ph nie jednoznaczne i przy "macanym" wyczul caly pecherz i rozwarcie na 2cm ale zapada wyrok-jak jutro rano nie bedzie mlynu na porodowce to laduje na wywolaniu
01.08 o 7rano ide na wywolanie.trafia mi sie fajna polozna i jedziemy z koksem-wenflon kroplowka i pod ktg.przez dluzszy czas zero reakcji-leze i czytam gazetke a ktg wyczuwa lekkie stawianie sie macicy a ja nic...kolo 12 zaczynam czuc pierwsze skurcze jeszcze lekkie ale juz je powoli czuje.dostaje czopki na rozwarcie i jakos powoli idzie.polozna daje mi pozniej zastrzyk na szyjke macicy.czuje sie jak po kilku glebszych.przychodzi do mnie moj K i smieje sie z polozna ze pijana jestem
rozwarcie postepuje jak po gruzie-prawie w ogole nie popstepuje.pada haslo-jak nie bedzie rozwarcia o 17 to idziemy na cc.lekarz przychodzi o 16-rozwarcie na 6 ale to za malo.przychodzi ponownie o 17.rozwarcie podskoczylo do 8cm.no to jednak sn.
o 18 zaczyna sie 2faza porodu-zacztnaja sie bole z krzyza(nie zycze ich nikomu:-() i parte na dodatek.trzymam sie koja i gryze poduszke z bolu,a polozna kaze mi przec.kurna tylko jak??przy tym bolu??!! po 3partym skurcze uciekaja-trzeba uzyc odkurzacza-vaccum.sprzet juz gotowy a tu nagle skurcz i Cinek jest ze mna na-bez pomocy.jest okrecony pepowina wokol szyi i barkow.ale jest!!
moje cale 3930/57b i dostaje 10apgar:biggrin2::biggrin2:
 
reklama
No to czas opisac moj porod bo zapomne wkoncu:)

Cały dzien jakos dziwnie sie czułam wszystko mnie tak dziwnie rwało no i maly byl mniej aktywny ....
połozylam sie ok23 maż zasnal a mnie tak bolal krzyz ze nie moglam krotko przed 24 zaczelam liczyc odstepy miedzy bolami pierwszy mocniejszy byl 00.01 i tak co 7 8 min stwierdzilam po 15 min ze to przepowiadajace i wzielam nospe ...oczywiscie nic nie przeszlo a nawet sie nasililo i bylo juz co 5 min ok 1 poszlam do wanny bo myslalam ze pomoze ale nic nie dalo ledwo sie wyczlapalam i budze Mka ze jedziemy ze to chyba to (rano mial jechac na sluzbe wiec balam sie ze niepotrzebnie go obudze bo w polowie drogi mi przejdzie no ale zarezykowalam) no to ok1.30 juz jechalismy bole byly juz silne .....na IP bylam o 2 polozna tylko przylozyla aparat do ktg zeby sprawdzic tetno i kazala ubrac sie w koszule no i 1000 pytan do ...nastepnie przyszla lekarka zbadala mnie na samolocie 3 cm rozwarcia bole co 3 min idziemy na porodowke.....!!! Polozylam sie na tym magicznym lozku podlaczyli cala aparature i zalozyli welfron Mek usiadl kolo mnie i tak sie meczylam ok 3.30 podali mi kroplowe glukozy bo troche slaba bylam...skurcze krzyzowe i brzuszne byly tak silne ze myslalam ze bede drapac sciany i byly co 2 min .....Mek byl caly czas przy mnie i wspieral mnie.....ale nic mi nie pomagalo ...przyniesli mi pilke do skakania posiedzialam z pol godz i sie polozylam bo za bardzo mnie wykrecalo....Co jakis czas przychodzily polozne badac rozwarcie oczywiscie w czasie skurczu ....ok5 bylo juz 6 cm po 30 min przychodzi i mowi 5 wiec sie zastanawiam ze jak to mozliwe ale nic nie mowilam nie mialam sily....zaczełam wymiotowac....krzycze ze maja mi pomoc ze chce znieczulenie a polozna ze to tylko zaszkodzi;/ myslalam ze ja rozszarpie....wzywalam Boga i wszystkich swietych !! o 10 przebili mi pecherz bylo juz pelne rozwarcie ale dali oxy na czestsze skurcze ...przyszedl lekarz i poloza i tekst RODZIMY no to ja dostalam takiego powera ze zaczelam odrazu przec .....parte prawie wogole nie bolaly bo mialam gdzie oddac ten bol ....no i o 10.25 przyszedl na swiat Piotrus...Jakie to bylo uczucie jak dziecko wychodzi caly bol mija.....niestety polozna obrucila go i zobaczyla przepuklinke wiec wzieli mi go odrazu widzialam go zaledwie 5 sekund bylo to takie straszne:( Pozniej juz nic mnie nie obchodzilo jak bylabym na haju urodzilam lozysko na jednym partym ...zostalam wylyzeczkowana plus musieli mi poprzekluwac zylaki bo zrobily mi sie w pochwie ...nastepnie szycie bo bez ciecia sie nie obeszlo...Chyba byloby na tyle..przepraszam ze tak chaotycznie...LECZ POMIMO WSZYSTKIEGO JEST TO NAJPIEKNIEJSZY DZIEN W MOIM ZYCIU ZOSTALAM MAMĄ!!!!
 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry