Moja kolej
20.08. rano chlupło mi coś, więc pomyślałam, że to wody - napisałam Wam i udałam się na IP. Zero skurczy . Jak już dojechałam to sobie tam poczekałam, że o mało korzeni nie zapuściłam nadeszła moja kolej - bada mnie babka taki niemiluch, że szkoda gadać. Zrobiła strasznie bolesne badanie amnioslopię - rura myślałam, że wyjdzie mi nosem nie stwierdzili czy to wody czy nie i zrobili test papierkowy, którego odczyt oczywiście nie był możliwy, bo krwawiłam po badaniu. Więc dalej byłam wielkim znakiem zapytania, ale położyli mnie na przedporodowym i tak leżałam z dwiema kobietkami, które czekały na cc a ja byłam zawieszona w powietrzu. Znów badanie papierkiem i lekarz mam złe info dla pani to chyba jednak wody, więc mu odpowiedziałam, że ja się cieszę, bo to znaczy, że coraz bliżej do spotkania z moją kruszyną. Ale położna stwierdziła, że kolor podlega dyskusji i po naradzie, że to jednak nie wody - myślałam, że ocipieję i znajduję się w wariatkowie - lekarze nie wiedzą co i jak no to walneli mnie na patologię. Cały dzień nic nie jadłam ale poprosiłam położną to o 21 przyniosła mi kolację. o 23 zaczął się ból brzucha, który nasilał się coraz bardziej, więc o 2 zrobili mi znów badanie - dali jakiś lek przeciwbólowy, ale jedynie kręciło mi się od niego w głowie a bóle nie ustały. Wkońcu były regularne skurcze co 5 min i o godzinie 6 zabrali mnie na porodówkę. A tam co? rozwarcie na 3 cm - myślę nie jest źle. Mój już czekał pod drzwiami - kazali chodzić ale poszłam do niego i zgięcie w pół wróciłam i poszłam pod prysznic. Leże no ok jest 4 cm, ale mówią, że będę się długo męczyć. No i fakt faktem leżałam, skurcze męczyły a akcji zero. Zapytali wkońcu czy chce oksy - powiedzieli o skutkach etc. No ale się zgodziłam. Przy rozwarciu 8 cm już wyłam z bólu - myślałam, że pękne. Chciałam coś przeciwbólowego ale dali mi wcześniej, więc już nie mogli - kazali iść pod prysznic i jak wróce to napewno urodzę. Myślałam, że umrę pod prysznicem - zadzwoniłam do mojego ale usłyszał tylko moje wycie :-( wracam no jest 9 ehhh czekamy położna widzę rozpakowuję sprzęt. Zaczynamy pierwsze próby parcia ale nic. Szyjka twardawa no i jest wkońcu 10. W sali jest tylko położna i lekarka - obie bardzo sympatyczne kobiety. Lekarka powiedziała, że mam słuchać tylko położnej na co ona, że wszystko zależy teraz ode mnie. No i zaczynają się parte. Wyłania się pomału - pozwalają mi dotknąć główki - hi hi fajne uczucie. Kolejne parte wychodzi główka - owinięta pępowiną przeraziłam się i mówie o mamuniu, na co położna - spokojnie jest dobrze, potem rączka jedna znów się zmartwiłam zauważyły ale poszło. I maleńką położyli mi na brzuchu - nie mogłam w to uwierzyć, że już jest. Jak leżała to zadzwoniłam do mojego i usłyszał jej płacz :-) Poleżała na brzuszku - zabrali ją na badania a ja urodziłam łóżysko. Lekarka zabrała się do mojej jaskini, ale nie pękłam nie nacinali mnie tylko jakieś 2 szewki gdzieś założone na macicy. Szyjka zmiękkła po porodzie oczywiście - zamiast przed. Położna chwaliła mnie, że bardzo dobrze mi poszło, że super współpraca. Mój czekał pod drzwami i jakaś inna położna, że ja jeszcze nie urodziłam, bo nikt się nie darł. Ale weszła do mnie do sali i zdziwiona, że już, bo nawet nie krzyczałam i nie wiedziała, że dziecko się urodziło. Mimo tego, że nie mieliśmy porodu rodzinnego - położna pozwoliła przyjść mojemu do nas. Ale byłam szczęśliwa. Potem o własnych siłach poszłam na sale poporodowe i każdy był w szoku, że dopiero co urodziłam a jeszcze idę Tak więc wyglądał mój poród. Amelia przyszła na świat po ponad 8 godzinach. Ale potwierdzam, że o bólu się zapomina. Potem okazało się, że mój plan i nervity się zrealizował, bo rodziła na łóżku po mnie Choć potem leżałyśmy w innych salach. Ogółem miło wspominam poród
20.08. rano chlupło mi coś, więc pomyślałam, że to wody - napisałam Wam i udałam się na IP. Zero skurczy . Jak już dojechałam to sobie tam poczekałam, że o mało korzeni nie zapuściłam nadeszła moja kolej - bada mnie babka taki niemiluch, że szkoda gadać. Zrobiła strasznie bolesne badanie amnioslopię - rura myślałam, że wyjdzie mi nosem nie stwierdzili czy to wody czy nie i zrobili test papierkowy, którego odczyt oczywiście nie był możliwy, bo krwawiłam po badaniu. Więc dalej byłam wielkim znakiem zapytania, ale położyli mnie na przedporodowym i tak leżałam z dwiema kobietkami, które czekały na cc a ja byłam zawieszona w powietrzu. Znów badanie papierkiem i lekarz mam złe info dla pani to chyba jednak wody, więc mu odpowiedziałam, że ja się cieszę, bo to znaczy, że coraz bliżej do spotkania z moją kruszyną. Ale położna stwierdziła, że kolor podlega dyskusji i po naradzie, że to jednak nie wody - myślałam, że ocipieję i znajduję się w wariatkowie - lekarze nie wiedzą co i jak no to walneli mnie na patologię. Cały dzień nic nie jadłam ale poprosiłam położną to o 21 przyniosła mi kolację. o 23 zaczął się ból brzucha, który nasilał się coraz bardziej, więc o 2 zrobili mi znów badanie - dali jakiś lek przeciwbólowy, ale jedynie kręciło mi się od niego w głowie a bóle nie ustały. Wkońcu były regularne skurcze co 5 min i o godzinie 6 zabrali mnie na porodówkę. A tam co? rozwarcie na 3 cm - myślę nie jest źle. Mój już czekał pod drzwiami - kazali chodzić ale poszłam do niego i zgięcie w pół wróciłam i poszłam pod prysznic. Leże no ok jest 4 cm, ale mówią, że będę się długo męczyć. No i fakt faktem leżałam, skurcze męczyły a akcji zero. Zapytali wkońcu czy chce oksy - powiedzieli o skutkach etc. No ale się zgodziłam. Przy rozwarciu 8 cm już wyłam z bólu - myślałam, że pękne. Chciałam coś przeciwbólowego ale dali mi wcześniej, więc już nie mogli - kazali iść pod prysznic i jak wróce to napewno urodzę. Myślałam, że umrę pod prysznicem - zadzwoniłam do mojego ale usłyszał tylko moje wycie :-( wracam no jest 9 ehhh czekamy położna widzę rozpakowuję sprzęt. Zaczynamy pierwsze próby parcia ale nic. Szyjka twardawa no i jest wkońcu 10. W sali jest tylko położna i lekarka - obie bardzo sympatyczne kobiety. Lekarka powiedziała, że mam słuchać tylko położnej na co ona, że wszystko zależy teraz ode mnie. No i zaczynają się parte. Wyłania się pomału - pozwalają mi dotknąć główki - hi hi fajne uczucie. Kolejne parte wychodzi główka - owinięta pępowiną przeraziłam się i mówie o mamuniu, na co położna - spokojnie jest dobrze, potem rączka jedna znów się zmartwiłam zauważyły ale poszło. I maleńką położyli mi na brzuchu - nie mogłam w to uwierzyć, że już jest. Jak leżała to zadzwoniłam do mojego i usłyszał jej płacz :-) Poleżała na brzuszku - zabrali ją na badania a ja urodziłam łóżysko. Lekarka zabrała się do mojej jaskini, ale nie pękłam nie nacinali mnie tylko jakieś 2 szewki gdzieś założone na macicy. Szyjka zmiękkła po porodzie oczywiście - zamiast przed. Położna chwaliła mnie, że bardzo dobrze mi poszło, że super współpraca. Mój czekał pod drzwami i jakaś inna położna, że ja jeszcze nie urodziłam, bo nikt się nie darł. Ale weszła do mnie do sali i zdziwiona, że już, bo nawet nie krzyczałam i nie wiedziała, że dziecko się urodziło. Mimo tego, że nie mieliśmy porodu rodzinnego - położna pozwoliła przyjść mojemu do nas. Ale byłam szczęśliwa. Potem o własnych siłach poszłam na sale poporodowe i każdy był w szoku, że dopiero co urodziłam a jeszcze idę Tak więc wyglądał mój poród. Amelia przyszła na świat po ponad 8 godzinach. Ale potwierdzam, że o bólu się zapomina. Potem okazało się, że mój plan i nervity się zrealizował, bo rodziła na łóżku po mnie Choć potem leżałyśmy w innych salach. Ogółem miło wspominam poród