reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Podziel się historią

reklama
O rety, jaka ja byłam głupiutka podczas swojego pierwszego porodu :) Gdyby nie moja mama, to nie wiedziałabym, że zaczęłam rodzić, a tak mnie od rana wtedy bolały plecy, pod wieczór bolał mnie już konkretnie brzuch, ale skurczy jakoś specjalnie nie pamiętam, to było w 2002 roku, także daaawno temu. Mama, wtedy jeszcze od sąsiadki, zadzwoniła po pogotowie, przyjechali i mnie zabrali, a w karetce pytanie, które dziś pewnie by nie przeszło: gdzie chce pani rodzić? Na moją odpowiedź gdzie, lekarz spojrzał na mnie z powątpiewaniem i zapytał czy jestem aby tego pewna, a ja owszem... wtedy nie wiedziałam, że szpital miał złą opinię (wrocławski szpital na ówczesnego 1-go maja). Ale... trafiłam na nocną zmianę z rozwarciem na 7cm, które do rana się nie powiększyło, do tego szpital biedny, łóżka jak z horroru, nic to, jakoś przemęczyłam noc. Z bólu myślałam, że rozkręcę łóżko, bo to nie były jakieś cykliczne bóle, tylko jednostajny ból, który nie przechodził, koszmar, ale po rannej zmianie przyszła genialna położna, a lekarz zalecił oksytocynę, pół godziny i było po bólu, na świat przyszedł Kuba który ważył 4460 i miał 58cm (dzisiaj ma 185cm i się ze mnie śmieje, że jestem niska). Z Jasiem była podobna historia, w sensie, że ból był jednostajny, ale skurcze już były do rozróżnienia, do tego rano odeszły mi wody (mąż wtedy zareagował typowo po męsku, tzn. biegał z kuchni do pokoju i mamrotał "o ku.., o ku.. co teraz?", a Ja: "Spokojnie, najpierw napiję się kawy, a wtedy zadzwonimy po pogotowie, bo taksówka żadna mnie nie weźmie"). Niestety, wody odchodziły mi od 10 rano do 4 nad ranem następnego dnia, dostałam o północy antybiotyk, ale syn i tak miał z tego powodu konsekwencje. Znowu łaziłam kilkanaście godzin z bólem, źle wspominam ten szpital, lekarz żartuje gdzie ja mam w de jego żarty, położna drze się na mnie, że ja krzyczę, a bolało mnie przecież jak diabli, do tego później, na neonatologii, nikt nic nie wiedział, co dolega mojemu dziecku, ale to inna historia. Nic to, dostałam oxy, po 2 godzinach, nad ranem przyszedł na świat Jasio ważąc 3550 i mając 56cm. Dzisiaj ma prawie 5 lat i tylko czeka na hasło "możesz broić" :)
 
No to i ja się podzielę porodem :p
Rodziłam 19 grudnia swoje pierwsze dziecko (synka) dwa tygodnie przed terminem. 18 grudnia miałam wizytę u ginekologa powiedziałam położonej ze boli mnie podbrzusze tak jakbym miała dostać zaraz miesiączke powiedziała mi ze są to bóle przepowiadające i śmiała się ze następnego dnia znajdę się na porodówceo_O w nocy nie mogłam spać wiec zaczęłam spradzać swoją torbę do szpitala upewniając się czy na pewno mam wszystko potem przygotowywałam łóżeczko małego żeby było już gotowe:-) :) mąż się obudził i się pyta co ja wyprawiam a ja do niego żeby szedł spać haha:D potem jeszcze z 5 razy sprawdziłam torbę :biggrin2: zasnelam tak kolo 4 i od 6 kiedy mąż szedł do pracy wiedziałam że dzisiaj urodze ale nic mu nie mówiłam bo wiedziałam że będzie panikować :-) :) potem już w ogóle nie spałam o 8 dzwoniłam do męża żeby przyjechał w szpitalu skierowali mnie do ginekologa i stwierdziła że narazie pójdę na patologie ciąży bo mam tylko 3 cm rozwarcia trafiłam tam o 10 do 15 nic się nie działo ale po 16 skurcze stawały się coraz mocniejsze o 17 były one już nie do zniesienia a żadnej położnej ani lekarza nie było uleżeć w łóżku nie mogłam wiec kucałam pod ścianą bo tak mniej bolało.
W takiej pozycji byłam jeszcze przez godzinę ponieważ wtedy przyjechał mąż kiedy go zobaczyłam zaczęłam płakać z bólu :no: pytał co się dzieje ja do niego ze mam straszne skurcze żeby znalazł jakąś pielęgniarke albo położną poszedł ale dalej nikogo nie było dopiero pół godziny później jakaś przechodziła i zauważyła ze zwijam się z bólu kazała mi przejść do gabinetu i sprawdziła mi rozwarcie miałam 6 cm i kazała nam wziąć rzeczy i iść za nią nie dałam rady iść o swoich siłach wiec mąż powiedział żeby dala jakiś wózek bo ja nie dam rady tam dojść. Na porodówce powiedzieli ze na znieczulenie jest za późno i mogą mi dać tylko gaz. Wydychałam go tylko przez chwilę bo potem już wgl mi nie pomagał a wręcz denerwował i żuciłam tą maską z nerwów haha położne się śmiały że pierwsza dziewczyna rzuciła tym w cholerę :p położne potem starały się mnie rozśmieszyć razem z mężem i co prawda udawało im się to i między skurczami śmiałam się i żartowałam razem z nimi ale kiedy przychodził następny skurcz chumor mi przechodził :-) :) skurcze mi skały od 60 do 160 a ja do nich ze to 60 boli tak samo jak to 160 chwile później zaczęłam przeć skurcze to był pikuś w porównaniu do parcia :hmm: przy samym parciu miałam uczucie jakby mi ktoś rozrywał i wkładał rozgrzany metal w pochwe :shocked2: przy samym końcu gdy zostały mi 3 parcia do wypchnięcia główki a ja do nich żeby zrobili mi cesarke bo ja nie dam rady one się śmiały i jedna zapytała czy mają go wepchcąc spowrotem i zrobić cesarke a ja ze tak i zaczęłam się śmiać :p ona do mnie "kobieto jeszcze 2-3 parcia i będziesz go miała przy sobie" no to się wzielam w garść i poczułam taki przypływ energii i po 2 parciu wyskoczyła główka jak główka wyszła to już nic mnie nie bolało tylko kazali mi jeszcze raz lekko przeć bez skurczu żeby wyszła reszta ciałka. To już nic nie bolało a gdy położyli mi go na brzuch o wszystkim zapomniałam nawet o moim mężu haha :-) :) zabrali mi go na badania maż poszedł z nim a ja urodziłam łożysko to też nic nie bolało nawet tego nie czułam, czułam tylko jakby wyciągali ze mnie flaki że się tak wyrażę :p szyta nie byłam wiec zaraz po tym mogłam wstać i przejść na łóżko gdzie podali mi mojego synka i przystawili do piersi urodziłam o 22:10
Od tych silnych skurczów do położenia mi go na brzuch minęło 5 godzin i 10 minut
Teraz mój syn ma 6 tygodni a my jesteśmy szczęśliwymi rodzicami :-) :) narazie nie mam zamiaru mieć drugiego dziecka :no:
 
****

Mój pierwszy poród był dla mnie nie lada przeżyciem. Pierwsze dziecko i nie wiadomo jak to wszystko będzie wyglądać. Czy będzie zdrowe? Czy wszystko z nim będzie dobrze? Całą ciążę jak i poród przeszłam z wieloma obawami.

Było już cztery dni po terminie, a patrzenie na puste łóżeczko mnie po prostu dobijało. Poprawiałam materac w łóżeczku i wtedy skurcze były już tak dokuczliwe, że zdecydowałam o zgłoszeniu się do szpitala. Mąż wziął torbę i wyszliśmy do auta. W drodze do niego [auta] w naszym przydomowym ogródku chlusnęły ze mnie wody. Skurcze pojawiały się coraz częściej, a ja zaczęłam wpadać w panikę. Mąż próbował ze mną spokojnie rozmawiać, ale ja byłam na tyle przejęta, że jakieś strzępki jego słów do mnie dotarły.
Po około 20 minutach dotarliśmy do szpitala, co i tak było istnym cudem jak na sobotę. Była godzina 9. Poszliśmy do recepcji; odpowiedziałam na kilka pytań i mąż wypełnił papiery. Zrobiono mi badanie okazało się, że mam cztery centymetry rozwarcia i już wtedy prosiłam o znieczulenie, które mi podano. Położyli mnie na sali, a do towarzystwa miałam na te chwilę tylko męża. Spacerowałam po sali, skakałam sobie na piłce - robiłam wszystko, aby to się skończyło jak najszybciej. Co jakiś czas przychodzono i mnie badano, ale tak jak było 4 centymetry tak było dalej. Zrobiono mi KTG i było ok. Łzy sączyły mi się nie tyle z całego bólu co z tych wszystkich emocji.
W nocy zaczęłam przysypiać otwierałam oczy tylko na skurcze. Jeden ze skurczy był na tyle silny, że aż krzyknęłam. Plecy dawały mi sygnały o swoim istnieniu i mąż delikatnie mnie rozmasowywał, poprawił poduszkę i odpowiadał na każdą moją zachiciankę. Przy każdym kolejnym skurczu krzyczałam. Mąż zawołał położną, która sprawdziła jak ma się sytuacja. Była już pierwsza w nocy 28 kwietnia 2013. Miałam 8 centymetrów rozwarcia. Prosiłam męża, abyśmy wrócili do domu. Chciałam wrócić miałam już dość. Powiedziałam, że jak bym tylko mogła ustać na nogach to bym chętnie zdemolowała ten oddział. Skurcze były nieprzyjemne i czułam jakby ktoś podłączył mnie pod prąd. Szczerze mówiąc, byłam tak zaaferowana tym wszystkim, że zapomniałam o Bożym świecie. W końcu skurcze jakby ustąpiły i myślałam, że coś się dzieje z dzieckiem. Kazałam mężowi iść po położną. Uśmiechnęła się tylko i powiedziała, że zaczynamy rodzić, od tej chwili widząc w jakiej jestem panice już mnie nie zostawiła. Poinstruowała mnie kiedy powinnam przeć, a ja przez łzy nie widziałam już nic. Ściskałam rękę męża, który mówił miłe słowa i wspominał jak to się poznaliśmy. Rozbawiał mnie momentami, ale zaraz potem musiałam przeć. Prosiłam położną o cesarkę, ale ta powiedziała, że jeszcze dwa razy i będę miała swoje dziecko przy sobie. Zmobilizowałam się i w końcu usłyszałam upragniony płacz. Urodził się mój synek, moja pierworodna duma. Tatuś dumnie przeciął pępowine, a małego położono mi na brzuchu. Świat jakby się zatrzymał. Zaczęłam płakać ze szczęścia, że po długim boju wreszcie jest. Była 4:26 rano czasu londyńskiego.
Był 61 cm długi i ważył 3943g. Przespałam się chwilę, ale byłam tak rozemocjonowana i chciałam się pochwalić moim skarbem, że chwilę po godzinie szóstej zadzwoniliśmy do rodziców, dziadków i rodzeństwa.

28 kwietnia 2013 - Edward Henry Stanisław



***


Mój drugi poród był znacznie łagodniejszy, może dlatego, że wiedziałam jak to będzie i mniej się obawiałam. Mały Edward został w domu z nianią, miał wtedy półtorej roku i nie bardzo rozumiał pewnie, że będzie miał towarzysza zabaw. Tym razem skurcze zaczęły się w domu bez odejścia wód w przydomowym ogródku. Tym razem była niedzielny ranek. Wiedziałam, że to się święci na dzisiaj tym bardziej, że byłam już po terminie. Mimo to zaczęłam wstawać po kilka razy do torby, aby zobaczyć czy wszystko tam jest, sprawdziłam czy mały Eddie śpi, wyszłam nawet na ogród, aby się przewietrzyć, ale nie był to dobry pomysł, bo był listopad i było okropnie zimno. Zjadłam sobie jajecznicę i zrobiłam herbatke o trzeciej nad ranem. Zapach najwidoczniej obudził mojego męża, który przyszedł zobaczyć co robię.
Powiedziałam mu, że lepiej, aby szedł spać, bo prawdopodobnie naszą trójkę czeka długi dzień. Oczywiście, nie zachęciłam go tym do spania, bo został ze mną. Zjadłam śniadanie, a następnie udałam się do łazienki, aby się jeszcze wykąpać. Mimo że to drugi poród to wiedziałam, że mąż siedzi jak na szpilkach. Skurcze zaczęły stawać się regularne co 3-4 minuty. Zanim zdążyłam się ubrać to chlusnęły ze mnie wody. Zaalarmowałam męża, który poszedł poinformować nianie, że jedziemy do szpitala. Moja położna przyjęła mnie na oddział i trafiłam do tej samej sali, gdy poprzednio. Miałam dwa centymetry rozwarcia, ale pocieszały mnie słowa mojej położnej, że przy drugim dziecku pójdzie to wszystko szybciej. Gdy zbliżał się skurcz, czułam jakby wbijano mi gorące igły z każdy centymetr ciała. Tak jak podczas pierwszego porody prosiłam o znieczulenie, które pozwalało mi odczuwać mniejszy ból. Byłam jednak na tyle świadoma, aby rozmawiać dość swobodnie. Po godzinie 9 przyszły parte i mimo że, wydawało mi się, że pragnę iść do toalety to wiedziałam, że wkrótce będę miała swojego bobasa. Oczywiście, nie obeszło się przez krzyków, bo myślałam, że mnie rozerwie, ale już o 10:24 mój mały synuś płakał, a ja mogłam go zobaczyć. Był zdrowy i miał 59 centymetrów oraz ważył 3892g.

9 listopada 2014 - George Edmund Jan
 
To ja się dołączę z moja historia:
Porod wywolywany ze względu na coraz gorsze wyniki krwi.
Dzien pierwszy godzina 10.00 przyjecie do szpitala, badanie na izbie przyjęć, bardzo bolesne, lekarz był niedelikatny i bolesne założenie balonika na porodowce.Juz wtedy usłyszałam że nie dostanę znieczulenia przy moich wynikach.Reszta dnia chodzenie z balonikiem, bolesne skurcze, 2*ktg.
Dzień drugi, godzina 8.00 porodowka, wyjecie balonika, podłączenie kroplowki z oksytocyna do godziny 10.00 skurczy brak, skakanie na piłce i nic. Po zwiększeniu dawki oksytocyny bolesne skurcze do godziny 14.00.O 14.00 rozwarciie tylko 5 CM, lekarz przebija pęcherz plodowy, całe łóżko zalene,zimno mi w stopy od tego.Zaczynaja się piekielne skurcze, płacze,krzycze i gryzę męża w ramię, cały czas robią mi ktg.
Położna co chwilę sprawdza rozwarcie ale nie rusza. Godzina 17.00 płacze z wyczerpania, głodu i bólu, każą mi wziąć prysznic, nie pomoga, rozwarcie nie rusza, skurcze nie maleją. Między godzina 18 a 19 przychodzi lekarz i pyta czy zgadzam się na cięcie, widzę że bardzo się spieszy, niepokoi go mój stan, zgadzam się. Ciągle placze z bólu i wyczerpania. Odlączają oksytocyne, skurcze słabna, odchodza mi zielone wody. Położna zakłada cewnik.O dwudziestej idę na sale na cesarke. Robi ja ten sam lekarz, i powiem wam, po tylu godzinach męki płacze że szczęścia że mnie tną. Słyszę płacz dziecka, 10 punktów w skali Apgar. O pierwszej w nocy puszcza znieczulenie, czuję nogi, idę spać. Nastepne dni: nie mam pokarmu, dziecko placze, dostaje butle, połozne naciskają na karmienie a mały nie umie cycka złapać, w końcu dają mi za każdym razem butle. Koleżanka z sali karmi cyckiem Jak szalona. Nie chcą mnie wypuścić bo macica się nie obkurcza bo nie karmie.maz kupuje laktator, pod pryszniem wyciskam kropelki mleka byle tylko wyjść do domi.Dostaje leki na obkurczanie.Kolejneho dnia wychodZimy
 
No i o łyżeczkowaniu na żywca też coś niestety wiem bo miałam po poronieniu..trauma do dziś.
Teraz jestem w trzeciej ciąży i będę mieć CC.
 
jestem po moim 2 porodzie. Pierwsze było cc. a tym razem jednak urodziłam sn. nie do końca była to moja decyzja a lekarzy i położnej.

o 1:30 odeszły mi wody i pojechaliśmy do szpitala. Po badaniu okazało się, że mam 2 cm. a, że miałam skurcze co 3-5 minut, zabrali mnie na przedporodową. O 5.00 poszłam na prysznic wielka ulga ! po kilku następnych godzinach o 8.00 było 6 cm. i mogliśmy iść rodzić. Zostałam zapewniona, że gdy tylko coś zacznie iść źle będzie wykonana cc. O 8:45 był już mąż. Skurcze bolały, gaz mi osobiście wiele nie pomagał. Około 9.50 miałam już 10 cm. i myślałam, że pójdzie szybko ale bardzo się pomyliłam. Skurcze były dziecko czułam, że wychodzi i się cofa. O 10.30 przyszedł lekarz i uznał, że urodzę sn. i do 11.15 mam mieć oksytocynę. Po tej godzinie zapadła decyzja o vacum gdyż dziecko było już za nisko. Wtedy wpadłam w panikę ale zrobiło się takie zamieszanie na sali, że już sama nie wiedziałam co będzie. Udało się wypchnąć małego po 2 pociągnięciach próżno ciągiem i uciśnięciach brzucha oraz parciach. Nie było to rodzenie po ludzku ... pod koniec czułam się jak zwierze na stole. O bólu nie wspominam, każdy ma inną odporność. Mały jest cały i zdrowy, ja też. Urodziłam naturalnie po cc. i nikomu nie powiem, że sn jest o niebo lepsze BZDURA.
 
Planowana cesarska (moje problemy zdrowotne ). Najpierw obawiałam się czy nie zacznie się poród wcześniej. Jednak w dniu kiedy miałam się stawić do szpitala byłam baaaardzo spokojna. O godz 11 byłam w szpitalu - dokumenty, podpisy, xero wyników badań, rozmowa z położną, ustalenia kiedy mąż będzie kangurował małą, ustalenia czy szczepimy. O 13 wjazd na salę operacyjną, doktor wita się i żartuje, za pół godziny dziecko krzyczy i wkłada mi rączkę do oka - lekarz pokazał ją na chwilę i przekazał do pediatry. Tam już czekał Tata. Po godzinie we trójkę byliśmy na sali ogólnej mąż kangurowal. Szpital Medeor w Łodzi gorąco polecam. Opieka po porodzie dobra. Dodam ze nie zostawiłam tam ani złotówki ani żadnych suwenirow ☺
 
reklama
ja tez sie podziele swoimi doswiadczeniami, ku pokrzepieniu :)
piwerwszy porod ,wrzesien 2012 . 11 wrzesnia obudzilam sie w srodku nocy i wiedzialam ze to koniec spania , od dwoch miesiecy cierpialam na bezsennosc . wiec niczego nie przewidujac lezalam w lozku i na telefonie czytalam rozne bzdury itp , o 2.40 zaczelam czuc cos w krzyzu, uczucie jak by mi ktos reka naciskal na plecy , nie bolalo ale jak godzine pozniej czulam wciaz cmienie w plecach to zaczelam zwracac uwage na regularonosc tych "boli" okazalo sie ze powtarzaja sie co 5 minut , o godzinie 6 rano te skurcze byly co 3 minuty , ale nie chcialam wyjsc na panikare i jechac do szpitala bo przeciez porod boli , wiec obudzilam meza i mowie ze chyba rodze , umalowalam sie, dopakowalam torbe , zadzwonilismy po karetke , zanim przyjechala karetka czulam juz ze skurcze bolą ,ale na tyle delikatnie ze nazwalabym to bardziej dyskomfortem niz bolem. 6.50 bylam w szpitalu, standardowe spisywanie danych, lezalam pod ktg na ktorym bylo widac regularne srednie skurcze , polozne smialy sie ze to jeszcze dluuuuuuugo potrwa, poszlam na bdanie , po chwili widze przerazona mine poloznej , okazalo sie ze od urodzenia dzielil nas tylko pecherz plodowy , rozwarcie bylo pelne , szybko na porodowke ,przebito mi pecherz, polecialy wody i poczulam skurcze parte ktore zakonczyly etap bolu , po kilku parciach widze ze polozna tzryma w rekach moje dziecko , bylam w ciezkim szoku ze to juz , to koniec , o 7.50 11 wrzesnia 2012 urodzilam zdrowa corke z wagą 3300 i 56 cm , bez pekniecia krocza , bez nacinania :)
 
Do góry