reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród - wymiana doświadczeń :)

Sampe a rozważałaś poród domowy?? skoro coraz ciężej Ci dojechać do szpitala :-D
Ewa mnie też masakrycznie nogi się trzęsły

Wiecie co mój M zapamiętał z porodu. Do dziś się z tego śmieje. Miałam papucie w panterkę na lekkim obcasia :-D jak wzorowa pani domu. Wyszłam z założenia że to obojętne jak wyglądają bo i tak muszę je wyrzucić ale teraz wezmę lepsze. No bo ze względu na zimno do tych laci miałam skarpetki :-)

I jeszcze jedno w czasie porodu nie pozwolili mi pić. Wam też? nie rozumiem tego wydawało mi się, że każda kropla wody uratuje mi życie tak bardzo chce się pić...
 
reklama
Ja jakoś nie wołałam o picie podczas porodu, więc nawet nie wiem, czy można czy nie. Ale przed partymi kazali mi opróżnić pęcherz, co mi się nie udało ;) No ale że od poprzedniego wieczora nic nie piłam, to i ta był pusty.
Po porodzie pamiętam, że nie mogłam pić i jeść chyba 2 godziny. Ale położna się nade mną zlitowała i dała mi cichaczem łyka wody ;) Po tych dwóch godzinach przychodziła pytać, czy już byłam siku - to podobno bardzo ważne po porodzie. I najlepiej opróżnić pęcherz przy okazji prysznica po tych obowiązkowych 2 godzinach leżenia. Ja czułam pieczenie skóry przez jakiś czas - może przez szycie.
 
Katjusza mi się wbijał czarną igłą, miałam 8 wkuć na plecach :szok: mam jakieś wąskie szczeliny między kręgami i się za cholerę wbić nie mógł :-p to chyba z cesarki faktycznie najgorsze było.
a właśnie to nie jest tak, ze jak już masz jedną cesarkę, to się robi następną z zalecenia? ja na bank będę mieć, bo oczu mi strasznie szkoda :sorry2:
 
Irisson - jak nie masz wcześniejszych wskazań do cesarki tylko wynikała ona z przebiegu ciąży to nie koniecznie, możesz rodzić kolejne naturalnie, choć musisz podpisać na to zgodę. Ja się zastanawiam, bo wizja naturalnego porodu mnie wprawdzie przeraża tak jak wszystkie pierworódki ale też i podnieca i chyba chciałabym spróbować ale z drugiej strony boję się, czy moja macica to wytrzyma.. Zanim zaszłam w ciążę pytałam mojego lekarza ile powinniśmy odczekać, mówił mi wtedy, że wszystko zależy od tego jak chciałabym rodzić - jeśli naturalnie to wskazane jest ok 12 miesięcy od cesarki a jeśli cesarką to teoretycznie wystarczy 7-8 miesięcy. Mielismy poczekać do pierwszych urodzin Natalki ale wyszło jak wyszło ;-) Pytałam juz mojego lekarza o poród w mojej sytuacji ale powiedział, że z zasady nie planuje dalej niż na dwie wizyty do przodu i przyjdzie jeszcze czas na tą rozmowę. Podejrzewam, że wszystko zależy od przebiegu ciąży no i od jej końca..

Mnie kłuła z 12 razy.. wrrr..:baffled:
 
Ostatnia edycja:
To moja pierwsza ciąża więc doświadczeniami się nie podzielę. Natomiast byłam przy wielu porodach w trakcie studiów i stażu, więc się napatrzyłam. I wiecie co to jest tak magiczna chwila że ja zawsze stałam i patrzyłam na to wszystko ze łzami w oczach jak już maleństwa przychodziły na świat. Teraz jak czytałam wasze wspomnienia to musiałam to robić na raty bo ryczałam jak głupia!!! To niesamowite jak piszecie o mężach, którzy przy was byli i tak Wam pomagali. Ja bardzo bym chciała rodzić z mężem, tylko że On chyba nie jest do końca przekonany. Nie chcę go do niczego zmuszać, ale mam nadzieję że uda mi się go przekonać. Do niego jeszcze to wszystko chyba nie dociera :-)
Ja wiem już w którym szpitalu prawdopodobnie będę chciała rodzić. Zastanawiałam się też nad porodem w wodzie. W tym szpitalu jest specjalna sala do porodu w wodzie, bo w łodzi były pierwsze w Polsce takie porody. Na studiach profesor pokazywał nam filmy z takich porodów i uważam że to naprawdę bardzo fajna rzecz. No ale o tym pomyślę trochę później. Jak już będzie bliżej porodu to pogadam z moją gin co ona na to. Cesarki nie biorę pod uwagę, jeśli nie będzie ku temu żadnych wskazań.
 
W takim razie ja opowiem o moim porodzie w skrócie, bo tak też on wyglądał.
Rano przyjeto się do szpitala , ponieważ byłam 10 dni juz po terminie dodatkowo z grypa i dużą gorączką. Przespałam cały dzień, ok 17 brzuch zaczął mnie lekko pobolewać jak na @ ale mogłam dalej spać więc nie przeszkadzało mi to. Po 18 poszłam do położnej bo już bardziej bolało z pytaniem "Że chyba się zaczeło:)". Okazało się, że mam 5 cm rozwarcia, przygotowanie o 18.30 bylam na porodówce,gdzie ten czas przeleżałam. Wody odeszły mi już na łóżku, bardziej męczyła mnie gorączka niż bole. ok 20 zaczęły się bóle parte a o 20.31 mój Bączek wyszedł na świat:))) Położna stwierdziła, że mogę dzieci rodzić skoro przy 1 tak szybko i łagodnie poszło:)))

Teraz jeśli wszytsko bedzie dobrze również chce rodzić naturalnie. Chociaż ciągle myślę nad porodem w domu w spokoju w swoim zaciszu.:happy:
 
Zastanawia mnie dlaczego zabraniali wam pić wodę... ja w czasie porodu który trwał 9 godzin wypiłam półtora litra...

mnie się zaczęło w nocy z wtorku na środę, około północy. Zaczęłam mieć takie bóle jak przy okresie, falami, zaczęłam sprawdzać z zegarkiem i okazało się że są co 15 minut. Ja mam bardzo niski próg bólu, mdleję z bólu zęba, kilka razy zemdlałam z bólu przy okresie... jak miałam upadek na stoku i pękła mi kość w ręce to też zemdlałam :p
no więc te bóle co miałam nie były mocne, ale spać nie mogłam. Leżałam z telefonem i sprawdzałam co ile jest ból. Nad ranem odszedł mi czop. Wód żadnych. Stwierdziłam że chyba trzeba jechać do szpitala choć nie jestem pewna, nie znam się :p to było 2 tygodnie przed terminem więc torbę miałam spakowaną tylko częściowo, no ale wzięłam co miałam. Jeszcze o 7 rano mąż do sklepu leciał po maszynkę do golenia bo nie miałam, ogoliłam się, no i w drogę.
W szpitalu siedzieliśmy na korytarzu pół dnia czekając na badanie, potem na decyzję, potem na łóżko... stwierdzili że rozwarcie na 1 cm ale w sumie nic się nie dzieje. No ale zostawili mnie w szpitalu. Dostałam łóżko, położyłam się, w międzyczasie było już późne popołudnie (środa). I tak leżałam z tymi moimi skurczami (stwierdzono że to są przepowiadające, KTG nie wykazywało, a mnie coraz bardziej bolało). W nocy miałam je już co 5 minut, całą noc, to była druga noc gdzie nie spałam nic. W czwartek to samo cały dzień, ból co kilka minut, wód brak, rozwarcie 1cm. I tak do wieczora, dalej zero snu. Wieczorem położna - znajoma mojego lekarza, który akurat już wtedy nie miał dyżuru i poprosił ją żeby się mną zajęła (nie miałam swojej) - dała mi dwa czopki, chyba spasticol, rozkurczowe i powiedziała że to czopki w tajemnicy, że mam nie mówić lekarzom, i że może mi pomogą trochę na ten ból i może się prześpię. Nie chciałam ich brać, ale o 11 wieczorem (czwartek) wzięłam te czopki, bo bóle były takie mocne że już nie mogłam wytrzymać. Ktg wykazywało słabiutkie skurcze, jedna pielęgniarka bardzo niemiło mi powiedziała że jak teraz tak mnie boli gdzie prawie nic się nie dzieje to później nie wytrzymam... patrzyła na mnie jakbym udawała. Po godzinie od czopków poczułam mokro, poszłam powiedzieć, rozwarcie na półtora, ja zgięta w pół, kazali iść na porodówkę. zadzwoniłam do męża (który pół godziny wcześniej poszedł spać) i poszłam na tą porodówkę. Zrobili lewatywę (super sprawa, choć dwa razy wracałam do kibla i potem pod prysznic gdzie było zimno, ale przynajmniej byłam pewna że nic już nie mam w sobie...) no i na salę. Mieliśmy salę rodzinną, obok była sala z dwoma łóżkami, akurat szczęście że pusta bo jakbym słyszała krzyki innych kobiet to bym chyba zemdlała... mąż przyjechał. Miałam już ewidentne skurcze, bardzo bolało, a położne chciały mi zrobić zasterzyk z nospy. No a ja po tych czopkach... bałam się że się coś stanie... no i powiedziałam im. One się wkurzyły, spytały która to mi dała to powiedziałam że nie wiem jak się nazywa, zastrzyk mi i tak dały. Ale nie pomógł ani trochę. Błagałam o znieczulenie, potem przyszedł lekarz to jego też, ale mówili tylko "nie ma".
Bolało mnie okropnie, nie mogłam siedzieć, nie mogłam leżeć, zbawieniem była piłka - gdyby jej nie było to bym chyba te 9 godzin stała.
Ktg robiły mi na łóżku porodowym które było nachylone, zsuwałam się, musiałam leżeć na boku, a miałam przy tym tak okropne bóle krzyżowe że myślałam że umrę... to zsuwanie mnie wkurzało, to że muszę leżeć, położne były niemiłe, patrzyły na mnie krzywo że tak jęczę... a nie krzyczałam! nie płakałam! krzyk wyrywał mi się sam jak miałam taki ból że już nie mogłam, ale to były krótkie krzyki, rzadko i naprawdę nie mogłam ich powstrzymać...
Zostawiały mnie na tym ktg i szły do pokoju obok oglądać TV, ja tam krzyczałam żeby mnie odpięły bo nie wytrzymam a one nic... nawet nie przyszły. Jak zaczęłam krzyczeć że się odpinam i wstaję to przylazła jedna, popatrzyła i stwierdziła że jeszcze 10 min i poszła... mąż biedny, patrzył jak ja cierpię i nic nie mógł zrobić, mówił mi później że miał ochotę iść do tych kobiet i je trochę przetrzepać żeby nabrały uprzejmości...
I tak leciał czas. Została jedna położna, taka bardziej miła. Mąż podpierał mnie z tyłu jak siedziałam na piłce, pilnował mojego sapania przy skurczach, podawał wodę. Trochę byłam w wannie ale było niewygodnie przy skurczach więc jak mnie wyłowili na ktg to już nie wróciłam do niej.
Było mi gorąco, potem zimno, nic nie mówiłam bo jakoś mnie zablokowało, potem nagle zebrało mnie na wymioty, mąż trzymał nereczkę :p po wymiotach odblokowało mi mowę więc szybciutko powiedziałam do męża i położnej: "przepraszam was że jak tak nic nie mówię, ale jakoś nie dam rady, ale teraz po wymiotach jakoś mi się poprawiło więc wam to powiedziałam" :p i tyle było mojego gadania :p
o 7 rano (nie wiem kiedy to zleciało, jakoś szybko...) była zmiana położnych, przyszła taka młoda dziewczyna, strasznie fajna, wesoła, no i jakoś dalej leciało. W większości na piłce, dalej tak boleśnie ale zdążyłam chyba się trochę z tym oswoić, między skurczami (co 4 minuty) przysypiałam na tej piłce, w końcu był już piątek rano a ja nie spałam nic od wtorku... o 10 rano miałam rozwarcie 8cm, postanowiły dać oksytocynę, i ledwo podłączyły kroplówkę to zaczęłam mieć parcie! położna krzyczała że jeszcze nie bo ona nie gotowa, w biegu zakładała rękawiczki potykając się o buty... mało tam gleby nie zaliczyła :p a ja że prę bo muszę!!! no i 15 minut póżniej się Natalia urodziła, parcie to już był pikuś :p wyślizgnęła się dokładnie jak to któraś tu napisała - jak oślizgła ośmiorniczka :p tata przeciął pępowinę, cały szczęśliwy że dziecko jest, a ja nie cieszyłam się z dziecka tylko z tego że to już koniec :p potem dali mi Natalię i nie mogłam uwierzyć że mam takie swoje własne dziecko :)
okazało się że pękła mi szyjka, do tego łożysko nie wyszło całe. Trzeba było czyścić a potem szyć szyjkę, jak czyścili to krew się lała (ja nic nie widziałam oczywiście, było to poza zasięgiem mojego wzroku na szczęście...), zrobiła się panika, przybiegła lekarka, chyba z 6 położnych i pielęgniarek, czyścili, potem zszyli szyjkę... czyszczenie bolało ale to już było jak głaskanie dla mnie :p żaden problem. Dostałam świetnego humoru, lekarka mnie rozśmieszała, mąż za drzwiami się strasznie dziwił co nam tak wesoło że nas przez drzwi było słychać! No i mnie z sali wywieźli, postawili gdzieś w korytarzu, przyszedł mąż z Natalią w kuwetce na kółkach :) i już byliśmy razem i było super!

potem miałam straszną anemię, mdlałam jak chciałam wstać, jak mi już omdlenia przeszły to miałam super humor, pełno energii, łaziłam, gadałam, zajmowałam się dzieckiem a hemoglobina poniżej 6!! :p miałam zielone wody, wenflon i antybiotyk, Natalia miała wenflon w główce i też antybiotyk, ale ogólnie zdrowa i silna, grzeczna, spała, jadła, nie płakała. Siedziałyśmy w tym szpitalu jeszcze 5 dni (w sumie byłam 8 dni), potem mi w końcu krew przetaczali bo mi się wyniki nie poprawiały, choć czułam się rewelacyjnie :) no i tak to było :)

ale się rozpisałam!!! a miało być krótko!! sorry :p mam nadzieję że komuś się będzie chciało czytać :)

i mamy po raz pierwszy - nie bójcie się! jak taki mięczak jak ja przeżył takie coś to każda inna da radę :) ja to ogólnie wszystko fajnie wspominam tak po fakcie :D

no i byłam i jestem ogromnie dumna z siebie że dałam radę! taki poród daje ogromną satysfakcję, to wielkie przeżycie, dlatego się to później tak fajnie wspomina i opowiada :D
 
Ostatnia edycja:
reklama
uwielbiam czytac jak to u Was bylo, zastanawiam sie jak nam sie bedzie rodzilo za 6miesiecy dziewczyny :)
czasem mi sie robi przykro, czasem sie smieje na glos bo takie smieszne teksty :)
i wiecie co.. 9lat to kupa czasu, coraz bardziej zapominam jak to bylo :/
 
Do góry