reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród - wymiana doświadczeń :)

dziewczyny a ja tak sobie pomyslalam, ze male dzieci to sie szybko rodzi, a boje sie wieksze ciezej sie rodzi :/ skoro moj porod trwal kilka godzin, dziecko sie urodzilo, zdrowe, 2540 50cm :/ a jak urodze wieksze..
 
reklama
Ja gdyby mi się wszystko dobrze pootwierało to bym urodziła mojego 3500g synusia mierzącego 56cm w 4 godziny, a że dziecko nie mogło się przecisnąć (ale nie ze względu na swoje wymiary tylko mój problem z ciasnotą w tamtych miejscach) to przy pomocy vacum, po 2 godzinach parcia, czyli łącznie po 6 godzinach wyskoczył ;) No nie było to super przyjemne, ale teraz jestem bardziej elastyczna, więc mam nadzieję, że już nie będzie takich problemów ;P


A co do szkoły rodzenia to ja chodziłam i sobie chwalę. Nie miałam takiej szkoły odnośnie parcia itd. tylko położna nas oprowadziła po szpitalu, dowiedzeliśmy się co ze sobą zabrać, czego nie kupować w ogóle bo dostaniemy. Czułam się dużo lepiej znając położne i zasady panujące w szpitalu :) Ponadto to właśnie na szkole rodzenia nauczyliśmy się jak kąpać i pielęgnować noworodka, więc już byliśmy przygotowani nieźle :)No ale to nie było zbytnio absorbujące czasu, bo tylko kilka krótkich spotkań i za zaledwie 50zł. Moja bratowa, która rodziła 3 miesiące po mnie już nie chodziła, bo ja jej wszystko na świerzo przekazałam ;) Teraz nie wiem czy pójdę, bo w zasadzie dużego odstępu czasu nie było, więc nie sądzę żeby się coś zmieniło ;)
 
moja 2800, parcie 15 min ale skurcze 9 godzin...
a moja ciocia z ogromną nadwagą w wieku prawie 40 lat urodziła swoją córkę ważącą ponad 4 kilo szybciutko, bez bólu i bez problemu, chyba w dwie godzinki :p tak że chyba nie ma reguły
 
lekarze to nawet twierdzą, że większe dziecko (ale tak do 4 kg około) jest prościej urodzić niż takiego maluszka zupelnego, bo większą siłę dziecko ma i z większą siłą naciera do wyjścia ;D
 
Więc oto moja historia (tylko się nie przestraszcie, bo skoro się zdecydowałam na drugie to chyba warto pocierpieć
wink2.gif
)
Termin miałam na 8 marca. Rano wstałam i stwierdziłam, że chyba mam skurcze
shocked.gif
. Pojechaliśmy do szpitala, a tam pobadali i padło stwierdzenie- pierworódka? a ja taaak, no i wszystko jasne... Mieli jednak dość miejsca w szpitalu, więc juz zostałam. Tak sobie leżałam 4 dni na oddziale z innymi brzuchatkami. 11 marca wzieli mnie na wywołanie skurczy (byłam ogromna, spuchnięta i podejrzewali, że dziecko będzie wielkie). Po podpięciu oksytocyny zostałam uprzedzona, że z tym może być cięzko i nie koniecznie przy pierwszym podaniu pojawią się skurcze (dziewczyny na sali miały już kilka dni z rzędu wywoływane skurcze oksytocyną i nic). Po jakimś czasie poczułam silny ból w plecach, za jakiś czas kolejny (więc u mnie załapało). Niestety mojemu dziecku chyba nie bardzo podobała się kroplówka, bo po chwili ktg zaczęło wyć i okazało się, że puls małemu spada. Ja panika, w płącz, podali mi maskę tlenową i kazali głęboko oddychać. Na szczęście serduszko małego zaczęło normalnie bić. Kazali mi wrocić na salę i czekać. Skurcze miałam coraz częstsze i to krzyżowe. Cały dzień się skręcałam. W nocy znów wzieli mnie na porodówkę. Zażyczyłam sobie lewatywę, a w drodze powrotnej z toalety chlusnęła ze mnie woda z czopem
shocked.gif
. Nad ranem byłam już taka wykończona, że powiedziałam położnej- albo mi Go wyciągacie albo ide do domu!. Zaczęłam mieć bóle parte i słyszałam nad głową, że mam nie przeć, bo popękam i mam czekać, bo zaraz obchód i się mną zajmą. (Jak mam kurde nie przeć??? to samo wychodzi!). Nagle kątem oka widzę nad sobą 3 lekarzy, którzy krzyczą po położnych, dlaczego nikt ich nie wezwał. Ja już zasypiałam i mdlałam ze zmęczenia. Jeden lekarz stwierdził, że zaraz pęknie mi szyjka, drugi na to że trzeba ciąć, a trzeci najstarszy strwierdził, że on mi ją rozmasuje (szyjka dziwnie się "zwałkowała" nad główką małego i nie chciała puścić). Matko jak to bolało! (swoją drogą potem mu dziękowałam, obeszło się bez pęknięcia i cięcia).Po tym, lekarz ustawił sobie dziecko dobrze w mym brzuchu, oparł się całym ciałem o mnie i wypchnął Go... Od razu dostałam go na klatkę piersiową. Dziewczyny, to najpiękniejszy moment w życiu. Tak strasznie wtedy płakałam, że nic mu nie jest i jest ze mną. To małe ciałko przylegające i tulące się do mnie. W tym momencie zapomina się o bólu. Ta istota jest najważniejsza i dla Niej warto wszystko znieść. Nie boję się kolejnego porodu i Wy też się nie bójcie, bo jaki by On nie był na końcu czeka na Was Największy skarb i miłość do końca waszego życia.
 
To i ja opowiem jak to u mnie było. Pewnego dnia rano stwierdziłam że wypadł mi czop śluzowy na dodatek razem z krwią, biorąc pod uwagę, że to było jakieś 5 tyg przed terminem byłam po prostu przerażona :shocked2: zwłaszcza, że wcześniej gdzieś czytałam że jeśli czop odchodzi z krwią to poród powinien się zacząć w ciągu następnych kilku, kilkunastu godzin. Szybko tel do mojej gin ona na to że jeśli nie ma skurczy to nie panikować. Popołudniu byłam u niej na wizycie i ktg, stwierdziła, że wszystko ok. Za tydz była kolejna wizyta i ktg okazało się, że mam 1 cm rozwarcie ale brak skurczy. Za tydz rozwarcie 2 cm :szok: i tak już chodziłam do porodu. Termin miałam na 1 października. 23 września miałam kolejną wizytę i ktg. Moja gin gdy mnie zobaczyła: rany, to ty jeszcze nie urodziłaś! :-) Powiedziała, że jeśli do trzech dni nie urodzę to mam do niej przyjść po skierowanie do szpitala. Wieczorem spokojnie nic nie przeczuwając położyłam się spać przed północą obudził mnie pierwszy skurcz,ale taki delikatny jakie miewałam wcześniej, ale odruchowo zegarek do ręki, następny za pół godziny, potem za 15 min, 10 min i tak gdy dojechałam do szpitala ok 1.30 były już co min. Na początek dłuuugi wywiad na izbie przyjęć i wredna położna. Uwierzcie mi myślałam, że ją uduszę, ja zwijam się na podłodze z bólu a ona do mnie pytania rodzaju: czy wciągu ostatnich dwóch tyg była pani u fryzjera, kosmetyczki, proszę podać adres :wściekła/y: a do tego teksty typu co tak stękasz! Potem badanie przez lekarza, miałam 3cm rozwarcia, usg, lewatywa i na porodówkę gdzie już były super miłe położne, następnie znieczulenie zewnątrzoponowe i tak spokojnie sobie leżałam do 7.30 nie czując bólu, opiekę miałam świetną gdyż miałam prywatną położną. Od 8 zaczęło się parcie i to była masakra. Parłam godzinę i nic, mała nie mogła wyjść, pod koniec już błagałam, żeby mi ją jakoś wyjeli, albo zrobili cesarkę bo ja już nie mogę. Zlecieli się lekarze i położne (byłam jedyną rodząca w tym czasie w szpitalu) położna zrobiła mi cięcie (wcześniej pytał się o moją zgodę) a lekarka "położyła" się na moim brzuchu i mój maluszek wyszedł, 3570 g. Ogólnie porodu źle nie wspominam, nie uważam tego za jakąś traumę czy coś takiego:-) Teraz o porodzie jeszcze nie myślę, ale też się go nie boję. W końcu najgorszy ból w końcu mija. Dla mnie gorszy był połóg i dochodzenie do siebie , ale to już inna sprawa.
 
Wzruszające są te opisy, pod koniec tylko płakać :sorry:.

To ja skopiuje swój opis drugiego porodu:
Wieczorem 23go (dzień przed porodem) byłam na wizycie u gin, gdzie się okazało że mam rozwarcie na 4 cm i jakoś dziwnie się czułam, takie bóle jak przy miesiączce. Gin powiedział że już prawie połowę porodu mam za sobą i jak mnie nic w nocy nie weźmie to mam się porządnie wyspać, zjeść śniadanie i przyjechać do szpitala koło godz 11 na zapis KTG, on będzie miał zmianę to postara się żebym urodziła. Wahałam się co zrobić, bo nie chciałam nic przyśpieszać, ale w końcu to już po terminie było, takie rozwarcie i on na zmianie, moja mama też mnie utwierdziła, że powinnam zostać w szpitalu. Obawiałam się oby to za długo nie potrwało.
Noc przetrwałam, bóle zesłabły, tzn na ktg coś wykazywało, ale to nie to. Zostałam przyjęta do szpitala, 24go koło 13stej dostałam pierwszy zastrzyk oksy.. zrobiono mi lewatywę, porem drugi i trzeci zastrzyk. Coś zaczynało mnie pobolewać, ale to jeszcze nie to. O 14stej za przyczyną mojego gin odeszły mi wody i się zaczęło, bóle co 5 -4 min. Leżałam podpięta pod KTG gdzie widać było wyraźnie, że bóle coraz mocniejsze i częstsze. Za chwilę już rozwarcie na 6-7 cm, pobujałam się na piłce, a bóle przybierały na sile, kiedy to myślałam że "odlecę"
baffled5wh.gif
, a pomiędzy spać mi się chciało. Było przed 16-stą rozwarcie na 8 cm już leżałam na łóżku, okropne bóle przypomniały mi poprzedni poród. Poprosiłam o coś przeciwbólowego bo już nie mogę wytrzymać, ale położna powiedział że to już za późno bo już przy finiszu jesteśmy ,a to mogłoby to tylko zahamować akcję. Położna kazała mi ją wołać jak będę czuła parcie jak na kupkę, w końcu ją wołam, ona pyta jak czuję, ja na to w bólach krzyczę, że nie wiem
realmad2.gif
, ale pewnie to już
realmad2.gif
. No i faktycznie zaczęły się bóle parte. Dzięki dobrym wskazówkom od położnych w przeciągu 10 min przy trzecim bólu partym o 16.25 urodziłam. Ale to nie koniec szczęścia, mówiłam wszystkim że będzie syn, bo tak niby miało być, a tu położna nic nie mówiąc pokazuje mi dziecko od tyłu i wielki szok
shocked.gif
shocked.gif
. Mówię - "córka???"
confused.gif
Jaka niespodzianka, podwójne szczęście, chciałam płakać ale nie mogłam ani łzy uronić, szczęście co nie miara, nie do opisania
biggrin.gif
. Nawet położne mówiły mi, że jaka szczęśliwa mama..... i tak zawsze powinno być
yes2.gif
.
Potem szycie, nie miałam nacięcia bo zapowiadało się super, główką wyszła, ale mała wychodziła z rączką przy barku więc popękałam, łeeee...
baffled5wh.gif

Ale w porównaniu do poprzedniego porodu czułam się luksusowo
wink2.gif
(o ile tak można powiedzieć po porodzie
dry.gif
)
Jak wiecie chciałam żeby mój R. był ze mną ale niestety nie chciał, zaraz "po" zadzwoniłam do niego (był właśnie w drodze do szpitala) i oznajmiłam mu, że mamy córeczkę, nie mógł uwierzyć i pytał kilka razy czy aby go nie nabieram. W niecałe pół godziny po porodzie tatuś zobaczył swoją córeczkę
biggrin.gif
.
Wszyscy bliscy byli w szoku że to nie chłopak i nie chcieli uwierzyć że nie wiedzieliśmy wcześniej, że pewnie ich nabraliśmy wiedząc, że będzie dziewczynka. A to dla nas też była miła niespodzianka
yes2.gif
yes2.gif
.

Więc w rezultacie dzięki mojemu gin urodziłam w niecałe 2,5h z czego II faza porodu trwała 10 min.

-----
Zobaczymy jak to teraz będzie. Bardzo wam zazdroszczę tych porodów z mężami/partnerami, ja tak bym chciała, tyle się go już oprosiłam, ale niestety na siłę go tam nie zaciągnę :no:
 
Poczytuje Was od samego początku. Ja będę jedną z najpierwszych sierpniówek, bo termin mam na 1 siierpnia, a raz nawet 31 lipca się ukazał. Tak więc jestem tu najstarsza. Ale nie pisywałam. Dopiero ten topic, kiedy to opisujecie swoje przeżycia podczas porodu, sprawił że nie mogę siedzieć cicho.
Bardzo się wzruszam kiedy to czytam. I mimo, że zcasami czytam przez zaciśnięte zęby, bo domyślam się., co na tej porodówce się przeżywa, jaki ból itd to... to uwielbiam to czytać. Może dlatego, ze wszystkie te historie mają takie magiczne zakończenia....? :) pewnie tak.
Poza tym, myślę sobie, że choć odrobinę przybliża mi to sytuację w której już niedługo się znajdę. A ja jakoś boje się nieznanego i obcego, więc wole wiedzieć co mnie czeka....
Tak więc piszcie, chwalcie się historiami. A ja będę ich fanką!!!
 
To troszke ja moj 3 porod bl superowy o ile tak mozna powiedziec .Kolo 11 poczulam delikatne bole wiec poszlam do lazienki i poprosilam meza zeby mni wygolil sama juz nie moglam bo jej poprostu nie widzialam .Potem spokojnie spakowalam torbe ,bole mialam delikatne ,maz miedzy czasie dzwonil do szpitala ,kazali nam napic sie winka na rozluznienie.Przyszla moja siostra i tak gadalysmy ja co chwile chodzilam do pokoju gdy skurcze byly duze zeby nie widzieli jak sie zwijam ,gupie wiem .w koncu o 15 dwadziescia maz juz wnerwacjh powiedzial jedziemy i dobze ze go tym razem posluchalam bo 15 .55 mala byla na swiecie .wiec ledwo pierdlam i juz .Potem dostalismy swoja sale szampana i kawke na poczatek a potem obiadek marzenie ...To wspominam juz najmilej .Bardzo bym chciala zeby ten porod byl podobny .Aha dodam tylko ze urodzilam w niedziele w poniedzialek na 12 bylkam w domu a we wtorek juz z dzieckiem w sklepie zabawkowym nie zartuje czulam sie jak mlody bog .Tak to wskroci bylo
 
reklama
łomatko, szczerze mówiąc, zastanawiałam się, czy zabierać się już za ten wątek... i miałam rację, trzeba było jeszcze nie czytać, bo jestem przerażona...
 
Do góry