burczuś
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 8 Październik 2014
- Postów
- 2 831
Burczuś - nie uraziłaś :-) ale też nie do końca chyba się zrozumiałyśmy. Ja nie jestem przez te wszystkie niepowodzenia zrzędliwą jędzą. Wręcz przeciwnie - ciągle się uśmiecham, żartuję, po stratach to ja męża pocieszałam, tłumaczyłam mu jakoś te straty, żeby łatwiej mu było a córkę kocham nad życie, jest moim szczęściem i co dzień jej to mówię...ale to wszystko sprawia, że ja nie mówię o uczuciach, wszystko tłumię w sobie...to mnie zabija. bo ktoś z zewnątrz nawet nie wie co mnie spotkało... Ja każda plotkę muszę przeboleć, cóż taka jestem, wszystko biorę do siebie...niby udaję, że jest ok, ale w środku boli bardzo...Z mężem się wspieramy, nie kłócimy, nawet jeśli on nie do końca umie mnie pocieszyć, ale wiem, że zrobiłby wszystko aby mi pomóc. Oliwce też raczej nie zasmucamy, wymyślamy tysiące zajęć, bawimy się razem, cały czas jesteśmy razem. Ale to wszystko pozostaje. Nie da się tego tak po prostu wymazać.
Owszem - dziękuję każdego dnia za to co mam, ale to nie znaczy, że zapomniałam co przeszłam.
Destino - :-* :-*
Gabiś
Wiadomo,że każdy inaczej reaguje na zdarzenia..nazwijmy to...losowe.
Też przeżyłam strasznie swoje straty. Nie w godzinkę...a w tygodnie, może nawet miesiące. Mój mąż również starał się na swój własny sposób pocieszać mnie,ale i siebie. Czasami mu wykrzyczałam,że głupio gada.To nie tak,że ja od razu przechodziłam do porządku dziennego.
Nie wiem skąd mam na tyle siły,że dołki i krzaczory są mi obce.
Życzę Wam, każdej z osobna, by znalazła swoje lekarstwo na ten ból.
buźka
może u Ciebie minęło więcej czasu, może lepiej sobie z tym radzisz...mnie jak mówiłam gubi to, że wszystko duszę w sobie
ale też staram się jakoś to sobie tłumaczyć. Mam lepsze i gorsze dni. Teraz męczy mnie fakt, że nie ma punktu zaczepienia, nie wiem do końca gdzie szukać przyczyny. Resztę jakoś sobie w głowie układam. Tak czy siak nie odebrałam Burczuś Twego posta źle, chciałam się chyba bardziej wytłumaczyć z tego "o co chodziło autorowi"... 
