reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z porodu !!!

A teraz ja>>

W czwartek miałam wizytę u lekarza i stwierdził 2 cm rozwarcia po tym badaniu zaczął mi odchodzić chyba czop.
w sobotę o 16 zabrałam się za szycie i nagle o 16.30 poczułam, że coś mi leci wstałam a tam chlust pomyślałam wody (przy córce miałam inaczej najpierw skurcze a potem śladowe ilości wód), córka z mężem wybierali się do cyrku za 15 minut więc ja do nich, że najpierw szpital a potem cyrk w tempie błyskawicznym przyjęli mnie na izbie przyjęć -cały czas zalewałam podłogę wodami. Na Oddziale spokojnie procedury papierkowe i poród w jednej z sal położne trochę zajęte. Potem kazali mi iść na porodówkę i czekać po odejściu wód można od 12 do 18 godzin czekać na akcję no to czekałam a wody się lały po badaniu wyszło 2 cm rozwarcia i niby miałam skurcze ale to nie te. Podłączyli KTG tam nic zero skurczy tak więc przespałam do rana na łóżku porodowym niewygodne jak cholera.O 8 był obchód i zdecydowali podać mi oxytocynę o 9.20 podłączyli pompę w ciągu godziny minimalne skurcze potem położna podkręciła dawkę i zaczęło się skurcze co 3-4 minuty ból jak cholera po 45 minutach poszłam pod prysznic stałam pod wodą z 15 minut jak wróciłam to jeszcze trzy skurcze i już parte , a w partych 5x3 parcia i Kormelek się urodził. Łączny czas porodu nie licząc czasu z odejściem wód ale od podłączenia kroplówki i właściwych skurczy to 1. 20 minut.
Potem małego wzięli na badania bo był 17 godzin bez wód ale wszystkie wyszły ok.Dostał 9punktów bo był wyziębiony i siny, dlatego 15 minut był ogrzewany w inkubatorze.

Szczerze życzę wszystkim tak szybkich porodów.


A położna tak trafiłam, że była ta sama co odbierała moje pierwsze dziecko 7 lat temu -super babka.

Mąż nie zdążył dojechać bo był w terenie przyjechał po godzinie od urodzenia małego.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Ja urodziłam synka 11.11.11r o godz 13.05. To bylo dwa dni po terminie porodu wg OM. Trafilam na Ujastek wieczorem 10.11 ze skierowaniem od gina na KTG i juz zostalam na porodowce. Mialam skurcze nieregularne co 7 min, rozwarcie na 3 cm. Kazali odpoczac przez noc a rano ok 8 decyzja o podaniu Oksytocyny. Podlaczyli mi ja ok godz 10, a o 13 maluszek byl juz ze mna :-D
Skurcze szly szybko po podaniu oksy. Byly nieregularne i nie bolaly tak bardzo jak powinny (wg KTG byly slabe). Jeszcze o 11 dzwonilam do mamy i mowilam jej ze chyba porod bedzie trwal wieki :sorry: A tutaj niespodzianka bo nagle skurcze coraz czestsze, chyba co minute. Do samej 13 czulam sie na tyle dobrze ze skakalam na pilce. Potem od razu na porodowke i po 5 min Kubus wyskoczyl - malutki bo 2900g, ale z 10pkt Apgar :-)

Po 2 dobach wypis do domu.
 
3.11 godz 00:30 wstałam do łazienki bo siku mi się zachciało i czuję że mi coś po nogach leci. W ubikacji jeszcze trochę poleciało i patrze na wkładce krew się pojawiła, no to sobie myślę oj chyba sie zaczyna no ale położyłam się jeszcze do łóżka bo zaczynały się bóle więc chciałam najpierw zobaczyć co ile minut, wyszło co 10 ale krew znowu poleciała więc budzę męża i jedziemy. o 1.30 byliśmy w szpitalu, po badaniu okazało się że rozwarcie na palec i Niunia wysoko. Na KTG położna mów że skurcze prawie żadne ( a ja już byłam pewna że są mega bolesne)no i tak przeleżałam do 9.30. Podłączyli Oksy, zastrzyk na skrócenie szyjki i o godz 13 rozwarcie na 2 palce!! 2 masaże szyjki podczas których myślałam że położną w kosmos wyślę i 3 godz skakania na piłce. Godz po 6,5 godz oksy rozwarcie nadal na 2 i bóle całkowicie zniknęły więc decyzja o cc. 16.30 szybka akcja i nasze 3 kg szczęście imieniem Lilka już na świecie.
Później 6 dni na oddziale ze względu na spadek masy i żółtaczkę i wkońcu szczęśliwi rodzice ze swoim skarbem w domku
 
U mnie, tak jak Wam pisałam w sobotę na forum od godz 22 zaczęły mi się sączyć wody, mój mąż wypił sobie 2 piwka i smacznie już chrapał, więc budzę go mówiąc że czas jechać do szpitala. Zanim się podniósł i zdecydował w co ubrać-powiesiłam jeszcze pranie, które się wyprało :-ppopatrzył na mnie dziwnie i poszedł na papierosa, skoro go nie było, to wzięłam się za zmywanie naczyń po kolacji(bo przecież bałaganu nie zostawię :-p) wrócił mąż i strzelił focha, że to nie są śmieszne żarty, że on się wystraszył a ja sobie sprzątam :-D i poszedł spać dalej :szok:
Ogarnęłam więc domek, i koło 1-wszej budzę go, że albo jedzie ze mną albo jadę sama, no więc zebrał się, skoczył na dół po teściów, żeby przyszli pospać sobie do nas, i zostali nam z Tomkiem i pojechaliśmy(oczywiście ja prowadziłam..) na Izbie przyjęć usłyszałam, coś się sączy, ale od dołu pęcherz płodowy cały, rozwarcie "tylko" 3 cm więc pani na obserwację a pan do domu..podłączyli mnie pod ktg i tak spędziłam kolejne 2 godz..koło 4 rano mnie odpięli, dostałam pierzynkę(na łóżku porodowym) i powiedzieli mi, że mam się przespać bo pewnie od rana dostanę oxytocynę, więc mam mieć siły..i co 15 minut przychodziły mnie o coś zapytać.. a to o leki w ciąży a to zbadać ciśnienie...o 6 znowu ktg, o 7 przyszła nowa zmiana. Powiedzieli, że mogę zadzwonić po męża, że 4 cm rozwarcia a mnie zaczęły łapać skurcze. O 8 zaczęłam prosić o znieczulenie-usłyszałam, że jeszcze za wcześnie bo się skurcze wyciszą :eek: i tak chodziłam po pokoju w tą i spowrotem..koło 8 dojechał mąż to tak w sumie to już nawet nie miałam siły z nim gadać :-((dostał niebieską koszulę i spodnie i wyglądał jak salowa :-p)dreptałam tylko w tą i spowrotem na skurcze starając się dochodzić do parapetu żebym miała się czego chwycić i bręczałam żeby okno otwierał, z czasem i to przestało pomagać :no: miałam zaświadczenie o makrosomii płodu-usłyszałam, że teraz wszystkie rodzimy duże dzieci i właśnie ktoś na porodówce obok urodził 4,5 kg to też dam radę..i nawet nie zrobili mi usg..kolejny raz prosiłam poprosiłam o znieczulenie- z takim samym skutkiem..spytałam czy mogę do wanny-bo miałam własną łazienkę z wanną usłyszałam, że nie bo się skurcze wyciszą..TO PO CO TA WANNA TAM JEST?? no ale jeszcze próbowałam być miła..
Nagle pękł mi pęcherz - tego rzeczywiście nie da się przegapić-jakby ktoś miskę wody chlusnął na podłogę, mąż zadzwonił po salową przyszła umyła, kolejny skurcz-kolejny chlust, znowu salowa posprzątała, po 5 skurczach i zarazem 5-cio krotnym myciu podłogi- wręczyła mężowi mopa i wyszła :-D to dopiero był komiczny widok nie dosyć, ze w stroju "salowej" to jeszcze z mopem po porodówce urzędował :-D kolejny raz dzwonię po znieczulenie- za pół godzinki przyjdzie lekarz panią zbadać to podejmie decyzje.. ustać na nogach już nie mogę, próbowałam się położyć to mąż mnie podnosił z łóżka bo myślałam, ze coś mnie w środku porozrywa..katastrofa..kazałam się mężowi ubierać i mówię, ze jedziemy do szpitala, gdzie potraktują mnie jak człowieka i dadzą mi znieczulenie..uparł się, że w takim stanie nigdzie mnie nie bierze..każą mi chodzić, ale jak soję to zalewam się zimnym potem i dostaję mdłości..przysiadłam na takim taboreciku na kółkach-jak mąż mi marudzi, że mamy chodzić to się z krzesełkiem przesuwam o kilka metrów,mówiąc-ja już :-Dpo pół godzinie dzwonię znowu..przychodzą to im mówię, ze albo mi dadzą znieczulenie albo im tu urodzę..:-psię wykazałam..wszyscy w śmiech,ze przecież po to tu przyjechałam. 10:30 wczołgałam się na fotel- badanie 9 cm rozwarcia- teraz za późno na znieczulenie- to im mówię" wepchnijcie ją spowrotem i dajcie mi najpierw znieczulenie",na wannę też już za późno.. kazali położyć się na boku i nie przec z całej siły tylko tyle ile muszę żeby główka ładnie zeszła. Ja już cała we łzach, bo umrę bo mnie to dziecko rozerwie na kawałki, to, kazali mi warczeć w czasie skurczy, żeby to były niskie gardłowe dźwięki. Podłączyli oxytocynę żeby skurcze były częstsze, założyli do łóżka uchwyty na ręce-żebym się miała czego zaprzeć przy parciu, przykulali na plecy i teraz już bez żartów kazali przezc ile wlezie. Po kilku udało mi się urodzić główkę i tu niemiła niespodzianka, bo reszta powinna pójść w następnym skurczu a ja nie mogłam przepchnąć brzuszka. Kiedy w końcu się udało, usłyszałam "to dziecko ma z 5 kilo" i myślę sobie, że sobie ze mnie jaja robią, te 4,5kg na pewno..ale bez przesady..i o 11:08 położyli mi na brzuchu moje "maleństwo" jeszcze połączone ze mną pępowiną :-)próbowali zmusić męża żeby przeciął pępowinę, ale on się uparł, że flaków nie tknie i to ich robota,więc niech tną :-D Zuzię czyścili i ważyli koło mnie, wezwali pediatrę, bo dziecko oddycha, różowiutkie-niby wszystko ok- ale nie płacze, ale na szczęście okazało się, że to po prostu spokojne dziecko ;-)jak usłyszałam, że naprawdę waży 5080 to aż uwierzyć nie mogłam, że ja ją urodziłam..wyprosili męża, mnie w tym czasie łyżeczkowano-bo został kawałek łożyska i zszywano(chociaż na to dostałam znieczulenie)niestety w połowie szycia znieczulenie przestało działać i nawet mąż się ze mnie śmieje, że na korytarzu było słychać tylko "auc", "auc", "auc" :-D na końcu mnie umyli, dali małą do cyca i spytali czy jeszcze w czymś mogą pomóc, to spytałam czy mają coś na zdarte gardło :-p
Niby poszło szybko, bo praktycznie 3 godziny, ale o wiele lepiej wspominam 12-sto godzinny poród pierwszego dziecka przy którym nie żałowano mi znieczulenia..Jak się później dowiedziałam-położne przygotowują się do porodów domowych-bo jest coraz więcej chętnych, a do tego muszą zdobyć doświadczenie w porodach bez znieczulenia..więc zdobywają.. sorki, że taki referat wyszedł :-p
 
Nio to kolej na nasz poród:)
W poniedziałek 7.11 nie miałam absolutnie żadnych skurczy, wydzieliny zero. Pojechałam na miasto, zatankowałam auto, polaziłam. W nocy ok 00:00 obudziły mnie dosyć bolesne skurcze, poszłam do WC i zobaczyłam różową wkładkę. No więc od razu na internet i w google różowe wody płodowe - chciałam sprawdzić czy to to. Zaraz potem druga wkładka cała mokra , figi i gatki od piżamy też. Więc weszłam na BB i napisałam Wam wiadomość :)
Mój tata z wrażenia myślał, że jest 6 rano i pozażywał wszystkie tabletki, mama opanowana jak nigdy ja też, cieszylam się, że się zaczyna, poszłąm pod prysznic, wydepilowałam się na szybko i pojechaliśmy. (Mój D. wracał z Wrocławia). W aucie skurcze regularnie co 8 potem co 7 minut i ból krzyża. Na IP spokojnie byłam w szpitalu o 3:00, położyli mnie na salę przedporodową. Rozwarcie na 1 cm. Kilka godzin później (ok 10-11) skurcze co 5-6 minut i rozwarcie zaledwie na 3 cm. Wszystko szło jak krew z nosa:/ lewatywa, odszedł czop.Ok 14 dostałam dwa czopki rozwarcie na 4 cm, potem na 5 cm - na porodówkę, wanna, chodzenie, rzyganie, bóle krzyżowe, mama ze mną cały czas - tylko trzymała za rękę, a jak dużo to wtedy było!! Mówię, że chce znieczulenie, ale niestety zmieniły się przepisy i ni ma, mówię trudno to rodzimy:)
Mó∆ mąż mnie drażnił, czasem wymieniał się z mamą, ale generalnie samo patrzenie na Niego mnie wkurzało;) W międzyczasie dostał telefon, że chcą mu dać trasę na Leklerka - ja to usłyszałam, i się darłam, że chcę eklerka! No więc rozwarcie na 7cm (godz ok 17ta) a ja na łózku porodowym wcinam drożdżówę - eklerków w sklepiku nie było:-D Nawet foto takie mi zrobili, w międzyczasie zjadłam też dwa opakowania gum do żucia zielonych łagodnych orbit i cały czas powtarzałam, że w życiu pyszniejszych nie jadłam- nie wiem co mi odbiło. w międzyczasie dwa badania z masażem szyjki - dżizass co za uczucie!
Skurcze co 3 minuty a rozwarcie nadal na 7cm, dostaję zastrzyk w dupsko (ponoć bez niego nie wiadomo czy do 23tej urodzę)- pani położna twierdzi, że zobaczę po nim gwiazdy i ma rację, skurcze zaczynają być co 2 minuty i są coraz dłuższe, boleśniejsze, wymiotuję jak kot, jest godzina ok 18, rozwarcie na dychę ,j a się drę :ludzie rodzę , chcę kupę! Kończy się zmiana moich położnych , i mój poród odbierają dwie zmiany, czytam na identyfikatorze ,że jedna z położnych ma na imię Danuta, więc jadę do niej na ty, Danusiu jak to boli! (kobita w wieku mojej mamy), mama cały czas trzyma mnie za rękę, ja się drę do położnych i lekarki dziewczyny wyjmijcie to ze mnie, bo część główki się pokazało, a ja przez 5 minut brak skurczy, no więc "drażniły mi brzuszek", chciały chronić krocze, ale się nie dało i moja Danusia :)musiała mnie naciąć, poczułam szczypanie i krew spływającą po nogach, ale zaraz potem wyskoczyła różowiutka Polunia, drąca się wniebogłosy i szukająca cyca! |Babcia płacze dzwoni do mojego, który jest na korytarzu, pani doktor mnie szyje, ja już nie czuję żadnego bólu (tzn taki ból jak nacięcie i szycie, zastrzyki znieczulające i czy same skurcze parte to pikuś w porównaniu z rozwieraniem się szyjki), jak tylko maleńka wylądowała na moich piersiach, cały ból mija!!! Wchodzi na salę mój mąż, dziękuję mi za córę, mama za wnuczkę, a ja jestem najszczęśliwsza na świecie. Nasza największa radość urodziła się o 18:44. Dziś nie umiem sobie przypomnieć bólu porodowego, pamięta się ból zęba, głowy, menstruacyjny, a o to już tak matka natura zadbała, że wiemy tylko , że bolało zajebiście, ale nie pamiętamy jak. Nio, dziewczyny, które jeszcze nie rodziły - dacie radę , każda z nas da, a potem wszystkie jesteśmy zdziwione skąd w nas tyle siły :)
 
Ostatnia edycja:
Ja miałam planowe CC więc zaskoczenie było małe;)))
Około godz.12 zabrali mnie z sali w której czekałam do pokoju przygotowawczego do znieczulenia.Mąż w tym czasie przebierał się w odpowiednie ciuszki...
Później na stół operacyjny i wtedy jak dla mnie najgorsza część...znieczulenie.Jestem bardzo wrażliwa na ból a ból połączony ze stresem może przynieść u mnie omdlenie.Pytali się czy chcę aby mąż był przy znieczuleniu ale odmówiłam bo on był w większym stresie niż ja i nie chciałam żeby mi się od niego udzielało;))) (wiedziałam co się robi wszystko po kolei więc troszkę spokojniejsz byłam a dla niego to 1.raz na sali operacyjnej).
Znieczulili skórę- na szczęście- i założyli mi cewnik zewnątrzoponowy(nie robili w podpajęczynówkowym ze względu na mnie i moje serce).Była jedna sytuacja , w której mi się słabo zrobiło ale podali leki i było ok.Męża zawołałam-cały czas w rogu bidulek siedział.
Do wydobycia dziecka to tylko kilka chwil, dali nawet mężowi pępowinę przeciąć!!! Wzieli dziecko do kącika wstępnie zbadali a później ja też mogłam potrzymać dziecko...aż trudno było mi uwierzyć że już jest z nami a przed chwilą jeszcze w brzuszku;)))
Dodatkowo narobili jeszcze zdjęć z przebiegu samego cięcia;)))
Jedynym minusem to to że ze względu na swój stan zdrowia leżałam około 3h na sali pooperacyjnej...bez dziecka.Na szczęście były 3 polskie pielęgniarki, bardzo sympatyczne i miłe, które troskliwie się mną zajęły.
Później na sali mogłam się nacieszyć moim szczęściem;)))
Opieka i warunki super;)))
 
No to pora na mnie...
Więc większość z Was pewnie pamięta jak całą sobotę 22 października siedziałam na BB i to w sumie dzięki Wam wiedziałam że mam skurcze... Miałam je od samego rana do... samego rana 24 godziny później:baffled: W sobotę było lightowo. Nic mnie praktycznie nie bolało, tylko czułam jak brzuchol regularnie twardnieje. Pewnie pamiętacie, że w sumie za Waszą radą zdecydowałam się pojechać na IP zobaczyć co z małą i czy te skurcze coś oznaczają. Wzięłam dwie kąpiele i "to" się nie wyciszyło, więc jak mój D. wrócił do domu (rąbał drzewo u moich rodziców) kazałam mu się zbierać bo jedziemy na IP:sorry2: On jak to on miał czas. Powolutku się szykował a ja w między czasie dopakowałam resztę rzeczy... No i wyruszyliśmy.. Samochód prowadziłam ja, po drodze stanęłam do sklepu (do szpitala mam 8 minut na nogach, więc kawałeczek) po wodę i coś do zjedzenia (zjadłam lichy obiad bo miałam nadzieję że wieczorem zamówimy sobie jakież żarełko). D. kupił mi 4 paczki małych BeBe (herbatników) i flachę wody... A miał na to mnóstwo czasu, a ja w tym czasie czekałam w aucie... No nic podjechaliśmy w końcu na tą IP i myślałam że zrobią KTG i dopiero orzekną czy coś się rozkręci, co z małą itd. A tu mi mówią bez badania ze mam się przebrać w ciuszki i na oddział, że mnie przyjmują. Chciałam zawrócić i iść do domu ale z drugiej strony byłam ciekawa... Przebrałam się więc i pomaszerowaliśmy... A w głowie miałam tylko bułeczki serowe.. miałam taki smak... KTG- skurcze jakieś są, ale słabe... Badanie cm rozwarcia, szyjka zgładzona (dalej nie wiem co to znaczy), USG wsio ok, ale waga małej większa niż 3 dni wcześniej na wizycie orzekł mój gin (on mówił ok 3000-3100g) a w szpitalu 3690... i pomyślałam ze w sumie lepiej by było urodzić dziś niż doczekać do terminu bo Maja by pewnie doszła do 4 kg..No ale wysłali mnie na oddział, bo nic się nie dzieje i te skurcze przepowiadające mogą się jeszcze wyciszyć...
Ja myślałam że się zapłaczę że muszę zostać w szpitalu a nic się nie dzieje... Poszłam więc na salę.. tam była dziewczyna z mautką Lenką.. nie wiecie jak ja jej zazdrościłam że ma już małą przy sobie... Fajna dziewczyna sie trafiła więc było nie najgorzej ale ja nadal ubolewałam że nie zjem tych bułeczek... Krzyżówki i książkę zostawiłam w aucie kurde.. Głodna jak nie wiem byłam a tu tylko 4 paczki herbatniczków... Koleżance z sali powiedziałam że jutro się wypisuje na żądanie bo nie będę bez sensu w szpitalu leżeć... no i tak leżałam mierząc czas, bo skurcze cały czas były ale nieregularne. Mój D. poszedł do domu, kazałam mu sie kimnąc na wszelki wypadek.. Sms-owałam z mamą, trochę mi poprawiła humor. Ok 23 jej napisałam że idę spać, ze nic się nie dzieje (no poza tymi lekkimi skurczami). Ok 23:30 zaczęło się... skurcze bolesne, przy trzecim czuję, coś mi mokro... Mówię do koleżanki ze albo wody albo się posikałam, ale stwierdziłyśmy ze wody... Wzięłam manatki pod pachę (ręcznik, woda, herbatniki, telefon) i na porodówkę (kawałek trzeba przejść). Tam ktg, badanie szyjki... nic się nie dzieje, mam wracać na oddzial na salę i spróbować się kimnąć... Napisałam sms mamie że chyba jednak nie pośpię, bo wody się już leją. Moja mama już całą rodzinę poinformowała że się zaczęło... Po 1,5 h skurczy które mnie już max bolały zabralam manatki i znów na porodówkę.. tam badanie i znów doopa, nic się nie dzieje... i nazot na oddział... Skorzystałam z prysznica, nie umiałam już wyleżeć bo mnie bolało.. po 1,5 godziny przyszła położna z porodówki zobaczyć co u mnie.. no ale skoro skurcze nieregularne to nie mam co robić na porodówce i mam spróbować się kimnąć ( ha ha ha)... koleżanka z sali plecy mi masowała bo mnie już serio bolało... ok 4 wkurzyłam się, zebrałam manatki i idę rodzić bo kurde boli!! Koleżance z sali powiedziałam ze już się nie dam wygonić... No i w końcu! Jest! pozwolili mi zostać i dzwonić po D.!!Skurcze na KTG wysżly już ładne.. rozwarcie chciał zbadać mlody przystojny lekarz:rofl2: Jemu wyszło na 6 ale potem położna sprawdziła a tam jednak 5... Dalej lewatywka i trochę śmiechu.. Położna ją zaaplikowała i miałam iśc pod prysznic. poszlam więc o lazienki i za chwilę sie wracam i pytam kiedy na kibelek mam iść, czy już czy czekać aż mnie fest pociśnie, położne się usmiały i kazały poczekać.. Pod prysznic połozna przyniosła czopki na rozwarcie, założyłam je i zaraz przyszedł mój D:-D:-D Biedny był wtedy... Stało sie to czego się obawialam, ja płakałam (prawie) z bólu a on (prawie) płakał bo mnie boli i nie wie jak mi pomóc... Stałam pod tym prysznicem i byłam już wykończona tymi skurczami... a gdzie tam jeszcze... W końcu poszlismy na salę, wskoczylam na łóżko porodowe i nie miałam siły się ruszyć, a tu przychodzi położna i mi każe wstawać, na piłkę i działać co by się szyjka rozwierała... myślałam że ich poduszę wszystkich, nie spalam cały dzień i prawie całą noc i nie dają mi się nawet położyć:angry::angry: No i nic, piłeczka i dawaj... skurcze bolesne ja tylko mialam ochotę płakać kiedy się to skończy!! D mnie trzymał bo między skurczami przysypiałam na piłce i jakby nie on to bym spadła!! Najgorsze było jak widziałam na ktg że skala rośnie czyli nadchodzi skurcz!! Trochę nakrzyczałam na D., ze to jego wina, na co położna zapytała gdzie ja wtedy byłam:-D Położne cały czas mówiły że mam oddychać, pamiętac o Mai, bo ona jest teraz najważniejsza:tak: D. też kazał oddychać, to mu mówilam ze sam se ma k..a oddychać..Masakra, myślałam że to się nigdy nie skończy.. każde badanie rozwarcia to moja nadzieja że już w końcu jest więcej!! i cały czas tylko pytałam ile to może jeszcze trwać... No i w końcu uslyszałam 9 cm!!! Tu już parte a ciś nie można!! No ale jak zobaczyłam że położna szykuje cały osprzęt, świeci duże światło, dzwoni po ginkę obudziła się we mnie nadzieja że to się zaraz skończy!!! Ale to 10 cm nie chciało się zrobić... trwało to dla mnie całą wieczność... No ale w końcu jest, można przeć!! Tylko nowy problem- skurcze mega krótkie!! Pocisłam trochę, położna chwaliła to od razu lepiej na duszy:-D po chwili obwieściła że ładne włoski ma malutka:tak: Dotknęłam główki mojej malutkiej i dostałam nowych sił!! Nie pamiętam już przy ilu skurczach ją wypychałam, wie że jak główka była na wylocie mega bolało, myślałam że mnie rozerwie... Kolejny party, zawzięłam się i już nawet bez skurczu parłam i jest!!!!!!!!!!!!!! Maja wyskoczyła!! Dziewczyny to chyba było najpiękniejsze uczucie w moim życiu!!! Zaraz zakwimkała, pokazali mi ją tak ze przed nosem miałam jej pipkę i lekko mnie przerazla wielkośc warg sromowych i zapytałam "czemu one takie wielkie"... hehe).. Ja się śmiałam płacząc, a mój D. płakał i uśmiechał się:-D Tatuś przeciął pępowinę i dali mi małą na brzuch/pierś... Leżala taka cieplutka, skulona, taka MOJA!! Zabrali ją zaraz na oględziny i D. poszedł z nią a za mnie sie zabrali... Dostała oksytocynę żeby łożysko urodzić ale ni pierona, skurczy brak... Pani doktor nacisnęła mi na brzuch i wyskoczyło ( nie było przyjemnie). Miały wątpliwości czy całe wiec łyżeczkowanie masakra)!! Poza tym brały mi strzykawką mocz z cewki, potem miejscowe i szycie bo niestety popękałam.. ale wierzcie mi że wtedy interesowała mnie tylko moja córcia.. Mój D. chodził ode mnie do niej i tak w kółko:-D Potem 2 godzinki leżała ze mną...:))
Ale się rozpisałam, wybaczcie ale nie umiem tego opisać w 3 zdaniach...
 
14.11.2011

Część z Was wie, jak bardzo się denerwowałam dzień "przed" czyli w niedzielę, aż biegunki dostałam:szok: ale dzięki temu nie zrobili mi lewatywy;-)
No i denerwowałam się niepotrzebnie. Wszystko poszło szybko i sprawnie, przyjęcie do szpitala o 7.30, potem wywiad z antestezjologiem, badanie gin i ktg, kroplówki nawadniające i ok południa zostałam zaproszona na salę operacyjną. Najpierw było podanie ZZO, ale jeden anestezjolog tak mnie zagadał, że nawet nie wiedziałam, kiedy założyli cewnik do kręgosłupa. Położyli mnie na stole, cięcie robił mój lekarz prowadzący ciążę, pani doktor do której chodziłam na prenatalne, do tego był fajny, przystojny:-p anestezjolog, więc atmosfera całkiem sympatyczna mimo okoliczności. Lekarze ze mną gadali, mój pan doktor mnie rozśmieszał, spadały mu okuary to powiedział, że mi je zaszyje w brzuchu:-D Potem tylko poczułam szarpanie i Tosia już była na świecie, śliczna i malusia 2700 i 55 cm, urodziła się o 12.53.
Zabrali ją na noworodki, gdzie przejął ją dumny tatuś a mnie zaczęli zszywać...Znowu sobie miło gawędziliśmy. Jak mnie wywieźli z sali operacyjnej to mąż się dziwił, że się śmieję i tak dobrze wyglądam. Dostałam bardzo przytulną salę dwuosobową z łazienką ale byłam na niej cały czas sama, także mąż mógł siedzieć ile chciałam i mogliśmy swobodnie gadać.
Generalnie polecam znieczulenie ZZO, bo jak tylko zaczynało boleć to dostawałam lekarstwo do cewnika i ból przechodził całkiem! Tak, że mogłam przewracać się na boki. Głowy nie wolno było podnosić...Przy pierwszej cesarce miałam podpajęczynówkowe i leki podawali przez kroplówki, które jednak tego bolu nie niwelowały całkowicie. Poniedziałek generalnie przespałam, wieczorem przywieźli mi na trochę Małą, to ją poprzytulałam, w nocy znowu sobie spałam, a rano jak przyszła pielęgniarka to powiedziałam, że chcę już wstać. Popatrzyła na mnie jak na nienormlaną, ale przyprowadziła panią rehabilitantkę i przy jej pomocy usiadłam i zaraz potem wstałam. Zdjęli mi cewnik i od tego momentu byłam już samodzielna, trochę oczywiście bolało ale nie był to ten ból który pamiętam z pierwszego CC.
Wszyscy się dziwili, że tak szybko do siebie doszłam, we wtorek jeszcze brałam przeciwbólowe, ale w środę już nie. Dlatego pozwolili mi wyjść już w 3 dobie, co przy CC ponoć rzadko się zdarza (przynajmniej w tym szpitalu).
Generalnie to czułam się tam jak w jakimś sanatorium, wyspałam się, wynudziłam, Tosia tylko spała i jadła, więć nie było problemu. We wtorek w nocy urodziła tam moja koleżanka, więc przychodziła do mnie na plotki;-)
Życzę tylko takich cesarek, oczywiście tym dziewczynom, które muszą je mieć:-D
 
No to moja cesarka:
Leżałam trochę w szpitalu, bo dostałam wysokiego ciśnienia 150/100 a przy moich problemach z sercem nie chcieli robić cc w takich warunkach. I tak nie miałam cesarki ani w piątek 4.11 ani w poniedziałek 7.11. W nocy z 7/8 obudziły mnie skurcze, ale nieregularne, więc olałam sprawę, bo skurcze miałam od dawien dawna, czasem nawet przez 2 godziny regularne:-) rano 0 5:30 na ktg wyszło, że skurcze są całkiem mocne i regularne, więc zaczęli mnie przygotowywać do zabiegu jako pierwszą w tym dniu. o 8 pojechałam na salę operacyjną, mąż jeszcze zdąrzył mi dać całusa jak leżałam na łóżku. Potem znieczulenie i zabieg. Podczas zabiegu, moje ciśnienie znowu oszalało i miałam już 80/50 było mi bardzo słabo i miałam problemy z oddychaniem. Okazało się, że to był ostatni moment za zabieg, odkleiło się łożysko. Franuś urodził się o 8:50 i lekarz zapytał, "to co, córeczka miała byc?" a potem usłyszałam, że strasznie smieszny jest mój synek. Okazało się, że niestety nóżki nie chca mu się wyprostować i dalej ma stopki na twarzy:-) przyłożyli mi go na momencik, oglądnęłam stópki, bo przysłaniały całą buxkę i zabrali do inkubatora, bo szybko stracił temerature. Potem dochodzilam do siebie prawie 3 godziny na pooperacyjnej. W tym czasie mój M. był przy Franusiu. Z całego zabiegu najgorszym wspomnieniem był moment kiedy zobaczyłam swoje nogi wysoko w górze, gdy nic nie czułam, na początku nie wiedziałam co widzę:szok: Gdy już moje ciśnienie wróciło trochę do normy i mogłam spokojnie oddychać, przestałam się telepać jak osika z zimna, zjechałam na swoją salę i dostałam maleństwo na godzinkę. Potem znowu zabrali do ogrzania a ja mogłam spokojnie odpłynąć na morfinie:-) Po 12 godzinach od porodu byłam na nogach i robiłam przysiady, bolało jak cholera, pierwszy raz płakałam z bólu, ale położna stwierdziła, że przeszłam operacje brzucha a nie nóg, więc mogę robic przysiady. Ale ona jedna była tak straszną zołzą! Przez ten pobyt małego w inkubatorze miałam problem z karmieniem... a teraz nie mogę go oderwac od piersi:shocked2:
 
reklama
to teraz moje cc z 11.11.2011r leżałam dzień przed lekarz jednak zdecydował, że muszę je mieć biorąc pod wzgląd 3 poronienia, krzywy kregosłup, duża waga dziecka. No i tak o 14 zabrano mnie na nią dali kroplówki włożono mi cewnik który był źle założony więc miałam straszny dyskonfort i mówiłam to pięlegniarce, że mam wrażenie jakbym sikała obok, albo,że jak zaczne mi wyleci no i w końcu była wielka plama i zakładanie go od nowa bolało, że hey, później robiono mi znieczulenie nie mogli się wbić przez krzywy kregosłup chyba 15 minut upłyneło zanim trafiono kłuli mnie 4 razy. Jak już zaczeła się operacja było dziwne uczucie troszkę mnie śmieszyło, bo czułam się jak świnka w żeźni tak mną tak ruszano ciśnięto 3 razy spadło mi tętno musiałam mieć jakieś wspomagacze żeby wrócić nie mam pojęcia czemu tak było chyba po znieczuleniu, bo przerażona to ja wcale nie byłam, w końcu wyszła główka, później nacisneli mi na brzuch z całej siły i wyszedł maluszek od razu płakał pokazali mi jajeczka, a później twarz oczywiście płakałam, no i znów tętno spadło i pulsowało na maksa w głowie myślałam, że odlece, szyli mnie dłużej niż wyciągali dziecko. Po cc zaczeła mi się obkurczać macica straszny ból oczywiście znałam go już po 3 poronieniu, aż w brzuchu czułam jakby mi się wszystko zwijało, po 12 godzinach trzeba było wstać i iść się kąpać nieziemski ból myślałam, że się załamie oczywiście nie płakałam, ale powiedziałam nigdy więcej cc, ale stwierdziłam, że dla takiej istotki warto dać się ciąć setki razy i odczuwać ten ból teraz już minął 8 dzień sprzątam, schylam się robię wszystko szwy ściągniete od wczoraj rana ładnie się goi zero bólu tylko może czasem jak małego karmie na rękach, nie wieżyłam, że ból minie, gdy wstałam po cc rwało, ciągneło, piekło musiałam obierać techniki wstawania z łóźka no, ale gdy przywozili mi maluszka to zapominałam o bólu i przychodziło mi to łatwiej. Najważniejsze to chodzić po cc nie za dużo, ale też nie leżeć ja od leżenia dostałam wielkiego skrzepa wielkośći jajka gdybym nie zaczeła chodzić kto wie, czy bym krwotoku przez blokade się dostała, im więcej chodziłam tym lepiej zaczełam się czuć. No i jeszcze mój malutki ważył 4110kg, 62cm, w 3 minucie zmienił kolor dlatego musieli mu dać tlen na wszelki wypadek, jeszcze usg mu robili dlaczego tak wyszło, ale nic nie stwierdzono tylko jakiś przedział w brzuszku który trzeba sprawdzić za miesiąć choć ponoć to nic takiego mam nadzieje, że wszystko już będzie dobrze
 
Do góry