Ahhh...szybko minęło! Pogodę mieliśmy ładną, tylko trochę wietrzną. W urzędzie wszystko poszło jak z płatka, tylko mojemu Andrasowi obrączka spadła i potoczyła się pod krzesła, ale szybko ją wyłowił i włożył na mój jednoznacznie wyciągnięty palec serdeczny ( u nas to wróży nieszczęście, a na Węgrzech szczęście, więc wychodzi na zero). Jak sobie przypomnę jak się wklejało zdjęcia to szybko je tu wkleję.
Nawet wesele było super- mój tata to kurczę istny Travolta parkietu ( obtańczył każdą ładniejszą dziewczynę), o mało co nie posprzeczaliśmy się z moim mężem przy krojeniu tortu, bo oczywicie każde lepiej wiedziało jak to zrobić.
Teraz przygotowujemy się do ślubu kościelnego w Polsce- odbędzie się 15 o 14.30 w moimj rodzinnym Ustroniu. Napiekłam już chyba z 3 kilo ciasteczek ( czuję się zupełnie jak przed świętami Bożego Narodzenia), nie mogę nawet spojrzec na kołacze ( u nas tradycja nakazuje obczęstowanie kołaczami znajomych, sąsiadów i rodzinę- to oznacza jakies 20 kilo kołacza upchnięte w samochodzie gdzie się da i rozwożenie tego po całej okolicy- zapach jest tak intensywny że po pewnym czasie mdli)
Się jakoś wyjątkowo rozpisałam...
Dziękuję za wszystkie życzenia i za trzymanie kciuków ( Bardzo pomogło)
Duża Buźka