Cześć Dziewczyny!!
Jestem tu nowa

Chciałabym z Wami podzielić się moja historia... Jakieś pół roku temu bardzo staralismy sie o fasolke...starania trwały 3 miesiace, az w koncu udalo sie...zobaczylam upragnione 2 kreseczki na tescie

Radosc jednak nie trwala dlugo, bowiem okazalo sie ze to ciaza pozamaciczna. Bylam w 7 tyg ciazy i wyladowalam na stole operacyjnym. W calej tej tragedii mialam wiele szczescia, moj ginekolog szybko zdiagnozowal ciaze pozamaciczna (trafilam do szpitala bez zadnych boli i bez krwotoku). Ciaza zagniezdzila mi sie w prawym jajowodzie ale na szczescie nie musieli mi go usowac. Powiedziano mi, ze po zagojeniu rany mozemy starac sie o ponowna ciaze. Lekarze nie potrafili stwierdzic, skad u mnie sie ona pojawila, bo jajowody mam drozne i wszystko jest ok. Po tym wszystkim, stwierdzilam, że musze sobie to wszytko poukładac, pozbierac sie i poki co nie bedziemy sie starac. Zaznacze, ze opieramy sie wylacznie na kalendarzyku...Mozliwe, że po tej operacji moglo mi sie conieco pozmieniac, np moglam miec cykle nieowulacyjne lub miec dni plodne w teoretycznie nieplody okres...No i teraz mam zagadke...jestem ok tygodnia przed miesiaczka, od 2 tygodni bola mnie piersi, mam zawroty glowy i co jakis czas lekkie "mdlosci". Nie wytrzymałam, zrobilam test (mimo, ze wiedzialam ze jest za wczesnie aby go robic...ale nie dawalo mi to spokoju...). Test rzecz jasna wyszedl negatywnie...Z jednej strony strasznie boje sie kolejnej ciazy, w obawie, że znow okaze sie byc pozamaciczna z drugiej bylabym szalenie sczesliwa gdyby sie okazalo ze jest fasol. Prosze powiedzcie jak to u Was bylo i czy mialyscie kiedys ciaze pozamaciczna.