aaa i 2 razy rodzilam sn. pierwszy wspominam tragicznie. 15 godzin od odejscia wod, wczesniej 2 dni takich skorczy ze ledwie stalam.
podczas porodu lekarz kladl mi sie na brzuch, za co dostal w zebra ( na to sily mialam ), stado praktykantów wsadzających głowy w moją.. no! ale zadna lejdi butelki z wodą nie podala, bo tam bylam ciekawsza. i szycie.booooooooooooooziu!! zszyli mnie jak starą skarpete, robily mi sie stany zapalne na ranie, 3 m-ce goilo mi sie krocze, wrzody mi sie porobily i takie inne cuda. siedzenie bylo dla mnie cydnym wspomnieniem. chrzciny Filipa prawie przeplakalam.. tak mnie bolalo wszystko a lawka twarda.
po porodzie musialam sie nawrzeszczec zeby mi syna pokazali. naoglądalam sie wczesniej filmow o podmianie noworodków i chcialam miec pewnosc

o tym ze podawano mu tlen, ze zamartwica dowiedzialam sie jak wracalam do domu i studiowalam ksiązeczke. taki mily szpital.
drugiego porody balam sie jak diabli.. ale trafilam na super polozną.od rozwarcia do wyjscia Oskara minelo 1,45 h.nie czekali az sama urodze, tylko podali oksytocyne, bo skourcze mialam jak Alpy a rozwarcia brak. szycie... poezja. zadnego bolu potem.. chociaz mlody tak sie przedzieral ze prozrywal matke swoją najdrozszą

26 szwow mi zalozyli.