Ech... gdzieś się muszę wygadać a to chyba odpowiedni wątek... Jak wiecie przygarnęliśmy z R. kolejnego, trzeciego psa. To było w weekend majowy - do końca maja mamy wyprowadzić się z naszego wynajmowanego mieszkania. Mieliśmy się wprowadzić do mieszkania, które R ma w domu moich teściów - no nie wprowadzimy się. To znaczy wprowadzimy się ale nie tam - powiedzieli nam, że mamy psa oddać do schroniska albo nie możemy tam się pojawić... Masakra - nie oddamy Fletchera, tym bardziej że jest to jakaś ich fanaberia - nigdy nie widziałam grzeczniejszego psa, nasze pozostałe czworonogi - które są z nami od lat - są mniej grzeczne i im nie przeszkadzają, a to jest pies którego po prostu nie ma... Leży cały czas w kątku... Jestem pełna żalu bo - po pierwsze nie mamy się gdzie podziać za bardzo - mamy do wyprowadzki raptem 2 tygodnie. Psa do schronu nie oddam bo jestem działaczką walczącą o prawa psów i WYCIĄGAJĄCA je stamtąd - przyzwyczailiśmy się już do siebie i nie ma mowy o rozstaniu... Sposób w jaki rozmawiali z R. (bo nie chciał żebym się denerwowała i zostałam w domu) a właściwie wrzeszczeli na niego jak na 15-latka tylko pokazał mi, że ten układ - my z nimi w jednym domu (chociaż z osobnymi wejściami) symbiozą by nie był... Krzyczeli do niego, że jest nieodpowiedzialny, że ja już jestem złą matką (!!!) że nigdy w życiu nas nie wpuszczą z tymi psami, że dziecko na pewno będzie miało alergię skoro teraz już mam tyle psów (masakra). Tymczasem, nie jesteśmy nieodpowiedzialni, R. chodzi z naszymi psami na szkolenie - choć tak naprawdę Fletchowi nie jest już potrzebne, to nie pierwsze takie stadko w naszym życiu, kochamy psy i w żaden sposób nie odczuliby dyskomfortu z nimi związanego... szczególnie że sami mają owczarki. Wychodzilibyśmy na spacer poza posesję, więc w razie W nie mieliby żadnego kontaktu...
Chyba sobie nie zdają sprawy z tego, że właśnie totalnie i nieodwracalnie zepsuli nasze kontakty - i tak nie najlepsze... Strasznie boli mnie też fakt, że tak strasznie czekają na wnuczątko, tak się wszystkim chwalą, a potrafili mnie normalnie zwyzywać od idiotek, zdenerwować tak, że przez cały dzień dziś leżę bo boli mnie brzunio i głowa naraz... W ogóle ich nagle przestał obchodzić fakt, że nie mamy gdzie się podziać, mało tego - z wyższością mówią, że jeszcze będziemy ich błagać żeby nam tego psa odwieźli do schroniska... Dla mnie to straszne bo od paru lat naprawdę aktywnie udzielam się w paru organizacjach pro-psich i taka znieczulica mnie dobija... Oczywiście w rozmowie z R. jego ojciec rzucił koronnym argumentem, że dopóki on żyje to żadna debilka nie będzie żyć po swojemu (to ja) ani żaden nieodpowiedzialny kretyn nie będzie rządził u NIEGO w domu. Może to i lepiej, że coś takiego miało miejsce teraz a nie przy pierwszej lepszej okazji...
Nie jesteśmy aż tak zawzięci jak oni, ale na teraz nie widzimy możliwości jakiegokolwiek kontaktu z nimi - i tak zawsze wiedzieliśmy że nie będą super dziadkami - ale to jak potraktowali nas - jeszcze w ciąży przerosło nawet koszmary...
Tak więc kochane, szukamy domu lub mieszkania do wynajęcia. Jesteśmy prawie bez kasy - a ceny tutaj - w Karpaczu są warszawskie... Bajka po prostu