reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

toksyczny teść...

Dołączył(a)
25 Czerwiec 2020
Postów
1
Hej wszystkim! mam problem i szukam porady, bo kompletnie nie wiem co robić.
Od 7 lat jestem z moim facetem. Od 2 lat mieszkamy razem w jego rodzinnym domu. Tata chłopaka pracował za granicą, dopiero od 8 miesięcy jest z nami. Mamy 4 miesięczne dziecko.
Mieszkanie w tym domu zaproponował mi teść. Dodam, że wcześniej mieliśmy relacje dobre- z racji niewielu spotkań. Teść jest 64 letnim rozwodnikiem od ok. 4 lat. Mama chłopaka mieszka w swoim mieszkaniu oddalonym od naszego niemalże 150km.
Mieszkamy u teścia, ponieważ TŻ ma stąd zaledwie 6km do miejsca pracy + byliśmy tu sami, w moim rodzinnym domu mieszka mama, tata oraz młodszy brat. Po ludzku mówiąc- było by nam ciasno.
Więc: Mieszkaliśmy sobie spokojnie, póki pan Mirek nie wrócił z Holandii. Ja jestem bardzo czystym człowiekiem- moja rodzina także. Zawsze w domu było czysto, każdy szanował pracę mamy i było super. Teść jest totalnym przeciwieństwem. Ciągle wchodzi w butach, wszędzie zostawia resztki jedzenia, nie pierze ubrań, na każdym kroku można zabić się o jego buty itd, szkoda czasu na wymienianie, bo tego jest dużo. Teść również jest typowym osobnikiem z PRLu. Kobieta= gary, mężczyzna= samochód, praca, prace na dworze. Kiedy byliśmy tu sami dzieliliśmy wszystko na pół. Z resztą obydwoje pracowaliśmy całymi dniami, więc weekend spędzaliśmy razem. Mój facet nigdy nie wymagał ode mnie super obiadków i czystości w domu. Zawsze dbaliśmy o to razem, w końcu ja nie siedziałam w domu na jego utrzymaniu. Myślę, że to zdrowa relacja. Ja zawsze lubiłam sprzątać, więc brałam to na siebie. Sobotę spędzałam na robieniu porządków, a on skosił trawę czy robił zakupy. Od momentu kiedy ON wrócił, wszystko się zepsuło. Ja niestety siedzę na macierzyńskim, więc teść stwierdził że skoro mam "urlop" to przecież mogę sprzątać. Oczywiście, że mogę, ale nie wiecznie po kimś. Non stop żadał ode mnie obiadków, najlepiej z dwóch dań. Ja wam powiem, że gotowanie to najgorsza czynność jaką można wykonywać w domu. Nie cierpię tego robić, a każdy widok garnka pryprawia mnie o mdłości. Nie lubię i już. Tż to akceptował, nikt z głodu nie umrze (tak, dziecku będę gotować. Teściowi niekoniecznie). Mąż w okresie letnim ma dużo pracy, więc wraca o 20 do domu. Obiad je również w pracy, więc mi dla siebie się gotować nie chce, a jestem zdania, że teść ma ręce. I tu zaczęła się wojna. Po którymś razie, gdy posprzątałam po NIM coś we mnie pękło. Teść dostał opiernicz, bo ile można. Nie dość, że musze całymi dniami zajmować się dzieckiem to jeszcze on dodaje mi zajęć w postaci brudu. (teść btw jest bezrobotny) Powiedział, że fakt, mam rację- będzie poprawa. Wiedziałam, że nie będzie, bo to typ który nic nie robi tylko oczekuje, że coś będzie zrobione. A jak nie jest- pierwszy komentuje. Porozmawiałam o tym wszystkim z TŻ. Powiedział, że mam racje, on z nim porozmawia jeszcze, bo tworzymy dom razem. Porozmawiał. Efekt? bez zmian. Kończyło się na tym, że mój facet po nim sprzątał dla świętego spokoju. A jego tata- hulaj dusza, wszystko robi się samo! Pewnego dnia TŻ wyjechał na trzydniowe szkolenie. W domu zapanował totalny SYF. Nie mając już siły na rozmowy, proszenie i blaganie- powiedziałam, że koniec. Totalnie odpuściłam, przestałam myć naczynia, odkurzać. Narzeczony uraził się i powiedział, ale jak to? przecież tu mieszkasz, musisz mieć obowiązki.
Z teściem nie rozmawiam.
Moje pytanie: co o tym sądzicie? co powinnam zrobić? nie dać za wygraną, czy jednak odpuścić, robić swoje i jakoś to przeboleć?
(wyprowadzka za jakiś czas, budujemy się).
Czekam na odpowiedzi
 
reklama
Rozwiązanie
Ciężka sprawa, nie uważam Cię za księżniczkę, bo jakby tak było to Ty byś oczekiwała sprzątania po sobie i gotowania dla Ciebie, a tak nie jest. Ale jeżeli to jego dom, to niestety może brudzić sobie ile chce. Faktycznie najlepszym wyjściem byłoby się wyprowadzić. I pewnie najzdrowszym dla wszystkich - Ciebie i związku. Tak jak ktoś wcześniej pisał - wybudujecie dom rok później, ale przynajmniej do tego czasu się nie rozwiedziecie, a po Twoim wpisie wnioskuję, że nawet mąż już Cię denerwuje.
Jeszcze chciałabym dodać, zanim ktoś to napisze.
Wiem, że mieszkaliśmy tu sami pod jego nieobecność. On nas tu zaprosił więc skorzystaliśmy, bo czemu nie? Jemu było na rękę, bo jednak jest to dom z ogrodem i ktoś o to dbał na co dzień i tego pilnował. Mamy ogrzewanie centralne więc zimą ważne jest, aby ktoś rozpalał. Teść ma tutaj psa, którym ja się zajmuje.
Kompletnie nie przeszkadza mi on jako człowiek, jak dowiedzieliśmy się, że wraca na stałe to nie było płaczu, tylko przyjęliśmy to do wiadomości. Nie chodzi o to, że on mi tu przeszkadzać, bo byliśmy sami i było fajnie. Przeszkadza mi on jako bałaganiarz i tyle. Ja mam sporą rodzinę i zawsze w domu ktoś był, więc i miałam nadzieję że jak on wróci to z czyjąś obecnością też zawsze lepiej. W pełni akceptuje, że on ma swoje poglądy z dawnych czasów. Wszystko bym przeżyła gdyby tylko w domu zapanował ład i porządek. Kłótnie są tylko o to, bo on wie że robi syf, obiecuje poprawę, dwa dni posprząta a później od nowa. Jeśli on był by w stosunku do mojej pracy fair byłabym w stanie codziennie przełamać się i znaleźć tę 2 godziny żeby miał ciepły obiad. Ale irytuje mnie już tak bardzo Z tymi obietnicami, więc czemu ja miałabym spełniać jego oczekiwania?
Bo to ty mieszkasz u niego.
 
reklama
To się wprowadzą do nowego domu rok później. Nie rozumiem takich rozterek - trzeba podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje, teść taki jest i może sobie być jaki chce - jedyne co możesz zmienić to siebie lub swoje podejście. Jeśli wolisz go znosić, i dasz sobie radę z zyciem w syfie, wkurzeniem, kłótniami z tego powodu z mężem, bo wolisz oszczędzać pieniądze na dom i szybciej się wprowadzić No to tak zrób. Ale nie marudź, ze musisz go znosić i on Ci się nie podoba, bo sama decydujesz o swoim życiu. Ale nie musisz wcale tego znosić, zaciskać zębów, odchodzić od zmysłów, być zdenerwowaną, kłócić się z mężem itp., bo możesz się po prostu wyprowadzić i tyle - konsekwencja tego będą większe wydatki i wprowadzenie się do nowego domu pozniej. Uważam, ze sytuacja jest bardzo prosta do rozwiązania. Nie masz wpływu na to jacy są inni ludzie i tak naprawdę mogą być jacy chcą, to ich życie skoro im tak dobrze. Masz wpływ na siebie i jak ktoś Ci nie odpowiada to nie musisz tego tolerować.

Moj Boże, co za cudowny post. Sama bym tego lepiej nie ujęła.
 
Jeszcze chciałabym dodać, zanim ktoś to napisze.
Wiem, że mieszkaliśmy tu sami pod jego nieobecność. On nas tu zaprosił więc skorzystaliśmy, bo czemu nie? Jemu było na rękę, bo jednak jest to dom z ogrodem i ktoś o to dbał na co dzień i tego pilnował. Mamy ogrzewanie centralne więc zimą ważne jest, aby ktoś rozpalał. Teść ma tutaj psa, którym ja się zajmuje.
Kompletnie nie przeszkadza mi on jako człowiek, jak dowiedzieliśmy się, że wraca na stałe to nie było płaczu, tylko przyjęliśmy to do wiadomości. Nie chodzi o to, że on mi tu przeszkadzać, bo byliśmy sami i było fajnie. Przeszkadza mi on jako bałaganiarz i tyle. Ja mam sporą rodzinę i zawsze w domu ktoś był, więc i miałam nadzieję że jak on wróci to z czyjąś obecnością też zawsze lepiej. W pełni akceptuje, że on ma swoje poglądy z dawnych czasów. Wszystko bym przeżyła gdyby tylko w domu zapanował ład i porządek. Kłótnie są tylko o to, bo on wie że robi syf, obiecuje poprawę, dwa dni posprząta a później od nowa. Jeśli on był by w stosunku do mojej pracy fair byłabym w stanie codziennie przełamać się i znaleźć tę 2 godziny żeby miał ciepły obiad. Ale irytuje mnie już tak bardzo Z tymi obietnicami, więc czemu ja miałabym spełniać jego oczekiwania?
Ależ my Cię dokładnie rozumiemy. Tak samo bym się frustrowała jak Ty. Mój mąż jak zamieszkaliśmy razem to przestawiał mi kwiatki na parapetach, półkach i tak je układał, że pi prostu dla mnie to był dramat jakiś jak to wyglada, doprowadzało mnie to do takiego szału, ze jak wracałam z pracy to tylko o tym myślałam czy już przestawił, i ze znowu będę przekładać je po swojemu. I jakbym to napisała na forum, to tez pewnie posypalyby się rady, ze to tez jego dom i jego kwiatki i tez ma prawo sobie go urządzić po swojemu itp., bo to prawda. Ale mój maz wybrał sobie mnie na żonę i mu powiedziałam, ze nie zniosę tego przestawiania kwiatków, ze mi się tak te kwiatki podobają i ja po prostu cały dzień nie funkcjonuje bo tylko o tym myśle, ze on je przekłada. I na początku maz trochę oponował, ze to jego mieszkanie, pierwsze gdzie mieszkał sam (ja się do niego wprowadziłam), i mega go to cieszyło, ze w końcu wszystko może mieć po swojemu i tak mu się kwiatki podobały, ze je przestawiał. Ale pi jakimś czasie ustąpił mi, ze w sumie ma to już gdzieś, skoro to jest tak dla mnie ważne i tak mnie to irytuje, a dla niego to nie jest jakiś wielki priorytet i mogę sobie je układać jak chce. To jest mega absurdalna sytuacja, wręcz śmieszna, ale u nas urosła do wielkiego problemu, ze ja aż chodziłam w rozsypce psychicznej. Także ja Cię rozumiem, tylko teść to nie maz, nie musisz spełniać jego oczekiwań, ani Ty jego, nie masz się co frustrować, denerwować, analizować na co się zgadzał, a ze teraz nie dotrzymuje słowa itd., bo to nie jego wybrałaś na partnera życiowego, ani on Ciebie. Pi prostu albo się wyprowadź, albo to toleruj (to jaki on jest, nie zmieniaj go, bo to nie Twoje zadanie), i tez nie spełniaj jego oczekiwań, jak nie masz ochoty gotować to nie gotuj. Wiem, ze to trudne, No ale trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji. A jak coś jest nie do zniesienia, to się wyprowadź. Tutaj nikt Ci nic innego nie doradzi.
 
Chciałaś opinii to ją dostałaś. Jak się u kogoś mieszka to trzeba się dostosować do niego a nie się rządzić. To chyba jest logiczne
Nie rządzę się, bo z braku sił już nic się nie odzywam. Nie sprzątam, nigdy w niegrzeczny sposób nie zwracałam mu uwagi tylko raczej ze śmiechem. On nigdy tego nie odbierał jak zaczepki, tylko po ludzku, nawet że śmiechem że jest bałaganiarz i on wie.
Myślę, że jakbym mu tu przeszkadzała to by mi to po prostu powiedział. Trochę jest to przez Ciebie wyolbrzymione, bo odnoszę wrażenie, że chcesz mi powiedzieć jaka ja to zła nie jestem bo mieszkam u kogoś. Owszem mieszkam, dostałam taką propozycję, zawsze byłam grzeczna i zaciskam zęby na jego bałaganiarstwo, bo zdawałam i zdaje sobie sprawę że to jednak jego dom. Ale miarka zaczęła się przebierać i tyle.
Po za tym mam teraz dziecko więc chciałabym z nim spędzić więcej czasu.
Nie jestem tą złą synową, która się krzywo patrzy i buntuje na niego synka.
Problem rozchodzi się z tym jego syfem, z którego on zdaje sobie sprawę i wie że tak cywilizowany człowiek nie żyje, a jednak jest zbyt leniwy by wziąć się w garść i to ogarnąć bo się nauczył, że kobitki zawsze to zrobią za niego. A jak nie zrobią to przymknie lewe oko i nie będzie widać
 
Może jestem dziwna, ale nie sądzę że mieszkanie u kogoś czyni ze mnie służąca.


Ale nie zobowiązuje cię to do zmiany nawyków drugiego człowieka na sile.
Jak ja mieszkam u kogoś to nie próbuje zmieniać jego przyzwyczajeń. A jak mi one wybitnie nie pasują to się wyprowadzam i tyle.
Analogicznie, jeśli ktoś mieszka ze mną to ja proszę o poszanowanie faktu, ze przykładowo lubię siedzieć na toalecie przy otwartych drzwiach. Nie pasuje? Drzwi są i z tylu i z przodu domu. Wolny wybór, których się użyje wychodząc.
 
Ciężko coś konkretnego doradzić w takiej sytuacji... Sama mieszkałam z teściami przez pewien czas, znam osoby, które też mieszkały i powiem tylko, że rzadko kto jest zadowolony z takiej sytuacji. Zdarzają sie konflikty pokoleń, narzucanie swojego zdania lub światopoglądu, wtrącanie się itd. Jedyne co to trzeba podchodzić do wielu rzeczy z dystansem i najlepiej obniżyć swój próg oczekiwań do pewnego stopnia, inaczej można wpaść w nerwicę czy inną chorobę... Dobrze, że wyprowadzacie się za jakiś czas, nie warto ciągnąć relacji w których źle sie czujesz.
Jeśli jest taka możliwość to może sprobujcie chociaż tymczasowo dostosować dom tak, aby rzadziej widywać teścia (np. Oddzielna lodówka w tej części domu gdzie przebywacie, jakies miejsce do przygotowywania posiłków, zmywarka żeby nie tracić czasu na kłótnie kto pozmywa,a te rzeczy i tak mozecie pozniej zabrać do nowego domu). Teść nie zmieni się, a Tobie przybędzie siwych włosów jak bedziesz denerwować się jego zachowaniem. Sprzątać po nim przeciez nie musisz, tylko sprzątać w Waszych pokojach, pretensje o brak obiadu czy coś innego olewać i robić po swojemu...
 
reklama
Ciężka sprawa, nie uważam Cię za księżniczkę, bo jakby tak było to Ty byś oczekiwała sprzątania po sobie i gotowania dla Ciebie, a tak nie jest. Ale jeżeli to jego dom, to niestety może brudzić sobie ile chce. Faktycznie najlepszym wyjściem byłoby się wyprowadzić. I pewnie najzdrowszym dla wszystkich - Ciebie i związku. Tak jak ktoś wcześniej pisał - wybudujecie dom rok później, ale przynajmniej do tego czasu się nie rozwiedziecie, a po Twoim wpisie wnioskuję, że nawet mąż już Cię denerwuje.
 
Rozwiązanie
reklama
Do góry