A my wczoraj bylysmy na szczepieniu u naszej pani doktor. Wlasciwie to poszlysmy sprawdzic, co sie dzieje-mala zakatarzona maksymalnie, zaczela mi pokaslywac i sie przestraszylam, chociaz pomimo tego byla pogodna i jadla normalnie, nie miala goraczki. Ale mimo wszystko. A ze byl termin szczepienia, a ja szczepionke mialam ze soba to przy okazji mi ja zaszczepili. Po zwazeniu i zmierzeniu wyszlo: Waga 7400 (troszke zwolnila z przybieraniem w koncu), dlugosc 63 (plus ewentualne dwa centymetry), obwodziki poszly w gore tez no i ciemiaczko sie w koncu zaczelo zmniejszac - miala 2,5 na 2,5 a teraz jest juz 2 na 2cm. Zdecydowala lekarka, ze szczepic ja mozna, wiec pielegniarka ja zaszczepila, ta zaczela bardzo mocno plakac, ale tak do wytrzymania, wiec ja utulilam mocno i dalam dyda (cyca nie chciala). Po chwili sie uspokoila a ja ja zaczelam ubierac i powiem wam, ze usmialam sie po pachy - lezala, patrzyla na mnie i przez smoka z taka oburzona mina wydawala takie dzwieki jakby zla strasznie byla, co jej zrobili, tak jakby sie skarzyla na ta pielegniarke, ze jej krzywde zrobila!! Ale poza tym nic sie z nia nie dzieje - nie ma goraczki, nie ma biegunki (a chcialabym chociaz ze dwa dni...), nie jest niespokojna - wszystko super, nawet jej raczki po szczepieniu nie smarowalam altacetem, bo znowu zapomnialam kupic... Niemniej jednak wydalam kupe kasy na leki dla niej - sterimar zeby nawilzac nosek (mialam euphorbium, ale mi sie nie sprawdzil), nasivin soft, jakby miala lejacy katarek (zakrapiam jej na noc zeby mogla swobodnie oddychac) i panadol w razie jakiejs goraczki. I prawie szesc dych poszlo w kanal... :-(
Czemu te leki dla maluchow sa takie drogie??
