No ale wiesz, oszczędności się kiedyś skończą, to też nie jest normalne, że on zarabia, a Ty żyjesz z oszczędności :/
Powiem Ci, jak ja mam. I podobnie i nie podobnie. Mój mąż zajmuje się dzieckiem jak go poproszę. Ale nigdy go nie nakarmił, nigdy go nie położył spać, przewinął pierwszy raz po 1,5 roku, a do tej pory ma problem z ubraniem, bo mu się dziecko rusza (syn 2,5 roku). Nie jestem w stanie zostawić ich razem i wyjść na paznokcie czy na zakupy. Uważam, że dziecko nie byłoby w 100% bezpieczne zostając na dłużej z tatą (alergia, a kilka razy prawie mu dał coś z alergenem, bo nie sprawdzil albo nie wpadł na to, że w deserze śmietankowym jest mleko). Nie interesuje go przedszkole, musze ja wybrac. Tylko ja wróciłam do pracy po roku, ale wybór żłobka/niani też go nie interesuje.
I to nie jest kwestia zostawienia i wyjścia, tylko kwestia bezpieczeństwa dziecka.
Plus mój mąż w domu nie bardzo ogarnia. Zarabianie większej kasy też go nie interesuje, więc wszystko jest na mojej głowie.
Tylko u nas jest już tak, że ja proszę o starcie kurzu, a on się na mnie drze, że on nie będzie nic w somu robił, bo ja tylko wymagam. Albo mnie okłamuje, że coś zrobił, chociaż ja widzę, że warstwa kurzu jest już kilkudniowa.
No i ja po prostu już się pogodzilam z tym, że tego nie zmienię. Jakbym miala drugie dziecko, to wiem, że musiałabym je ogarniać sama. No i ja kieruję się raczej w stronę rozwodu za kilka lat, jak syn będzie sam ogarniał swoją alergię.
W Twoim przypadku rozważyłabym czy jest Ci na tyle z tym źle, że nie lepiej byłoby Ci samej, skoro i tak ogarniasz wszystko, czy mimo tego jednak chcesz z nim dalej żyć.