Plamy zeszły, ciuszki wysuszone, druga pralka właśnie się pierze, zaraz lecę na śniadanie i zabieram się za prasowanie.
Wczoraj weszłam do kuchni o godzinie 8 rano, wyszłam o 21.
Ale mam zrobione słoiki i sporo pomroziłam:
- kabaczek z paprykami
- leczo zamrożone, będzie na szybki obiad jak mi czasu zabraknie
- ogórki w chilii
- kabaczek pomrożony
- koperek posiekany i pomrożony
- pietruszka również
- lubczyk także
Teraz właśnie śliwki żółte bulgoczą w garnku i jeszcze to na szybko skończę. No i ciasto na rogaliki w lodówce czeka na wypieczenie.
Jestem zadowolona po wczorajszym dniu, szczególnie brak tych żółtych plam mi humor poprawiło.
Jak dobrze pójdzie to dzisiaj powinnam być wyrobiona. W poniedziałek jedziemy do Poznania i wracamy we wtorek w południe. Wtedy spakuję torbę do szpitala, niech leży i czeka.
Póki co martwi mnie katar i jakiś tam pojawiający się kaszel u Ady, ostatnio za lekko Ją ubierałam...