ellsi
Fanka BB :)
Kurcze wczoraj znów miałam załamkę.
Mama M przyszła do mnie i znów mnie naciskała żeby siostra od niego była chrzestną
. Bo to lepiej byłoby dla mnie
. Szczególnie jakbym nie miała wybrać chrzestnych dla Młodej. Nie jestem Katoliczką ale bardziej się skłaniam ku protestanckim wyznaniom gdzie chrzest jest jednak ważny. Nie uważam że jego siostra byłaby złą chrzestną tylko że nie moją. Nie mam żadnego faceta który by mógł być chrzestnym. No to ona że K - a ja że to bardziej kolega M niż mój. Ona "Ale to by był mąż twojej koleżanki" 

Ja na prawdę nie chcę sprawiać komuś przykrości ale chyba mi by było bardziej przykro jeśli bym nie mogła być chrzestną bliska osoba mojemu sercu. Mama od niego "były by bardziej emocjonalnie związani" (oni tu wszyscy są naprawdę blisko więc jaka różnica), "miałabyś więcej pomocy, bardziej by ją kochała" (jak nie będzie chrzestną to i tak będzie ją kochała przecież), "ona jest taka uczuciowa i ciężko jej będzie" (a ja co z kamienia). Zdaję sobie sprawę że M też jest na pewno przykro tylko że jego cała rodzina jest tutaj na miejscu są blisko. Moja mama jest w niemczech, tata to jeszcze mnie nie odwiedził, brat w Holandii a siostra to nie bardzo ma czas (też jestem z nią bardzo zżyta i ona mogła by być chrzestną bo ma wszystko legalnie w kościele ale ja jakoś uważam że rodzina pozostanie rodziną), jeden z braci to nie jest godny do naśladowania, najmłodszy nie może (nie miał nawet chrztu). I też tak sobie myślę że jakby mi się coś stało to chociaż chrzestna z mojej strony zawsze mogła bym Małej o mnie poopowiadać bo tak naprawdę to Ona mnie najlepiej zna. A tak to blisko Młodej nie było by nigdy nikogo z mojej strony. Starczy że ona M bardziej przypomina, ma jego nazwisko i całą jego rodzinę blisko siebie.
Kurde znów się wyżaliłam. Wczoraj to normalnie aż naczynka w oczach mi popękały. Przykro mi kogoś smucić ale wtedy to już bym się czuła do niczego nie potrzebna.
Szczerze to nie poznaje sama siebie. Kiedyś to wszyscy mnie kojarzyli że cały czas się uśmiechałam (nawet prowadzący na uczelni zawsze o tym mówili) a teraz to cały czas się rozklejam i tak mi smutno.
Chyba pozostaje mi to tylko przetrwać.
Mama M przyszła do mnie i znów mnie naciskała żeby siostra od niego była chrzestną
. Bo to lepiej byłoby dla mnie
. Szczególnie jakbym nie miała wybrać chrzestnych dla Młodej. Nie jestem Katoliczką ale bardziej się skłaniam ku protestanckim wyznaniom gdzie chrzest jest jednak ważny. Nie uważam że jego siostra byłaby złą chrzestną tylko że nie moją. Nie mam żadnego faceta który by mógł być chrzestnym. No to ona że K - a ja że to bardziej kolega M niż mój. Ona "Ale to by był mąż twojej koleżanki" 

Ja na prawdę nie chcę sprawiać komuś przykrości ale chyba mi by było bardziej przykro jeśli bym nie mogła być chrzestną bliska osoba mojemu sercu. Mama od niego "były by bardziej emocjonalnie związani" (oni tu wszyscy są naprawdę blisko więc jaka różnica), "miałabyś więcej pomocy, bardziej by ją kochała" (jak nie będzie chrzestną to i tak będzie ją kochała przecież), "ona jest taka uczuciowa i ciężko jej będzie" (a ja co z kamienia). Zdaję sobie sprawę że M też jest na pewno przykro tylko że jego cała rodzina jest tutaj na miejscu są blisko. Moja mama jest w niemczech, tata to jeszcze mnie nie odwiedził, brat w Holandii a siostra to nie bardzo ma czas (też jestem z nią bardzo zżyta i ona mogła by być chrzestną bo ma wszystko legalnie w kościele ale ja jakoś uważam że rodzina pozostanie rodziną), jeden z braci to nie jest godny do naśladowania, najmłodszy nie może (nie miał nawet chrztu). I też tak sobie myślę że jakby mi się coś stało to chociaż chrzestna z mojej strony zawsze mogła bym Małej o mnie poopowiadać bo tak naprawdę to Ona mnie najlepiej zna. A tak to blisko Młodej nie było by nigdy nikogo z mojej strony. Starczy że ona M bardziej przypomina, ma jego nazwisko i całą jego rodzinę blisko siebie. Kurde znów się wyżaliłam. Wczoraj to normalnie aż naczynka w oczach mi popękały. Przykro mi kogoś smucić ale wtedy to już bym się czuła do niczego nie potrzebna.
Szczerze to nie poznaje sama siebie. Kiedyś to wszyscy mnie kojarzyli że cały czas się uśmiechałam (nawet prowadzący na uczelni zawsze o tym mówili) a teraz to cały czas się rozklejam i tak mi smutno.
Chyba pozostaje mi to tylko przetrwać.

