reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Zespół fosfolipidowy

Witam ja także jestem już po prostu na krańcu załamania nerwowego, ponieważ za pierwszym razem poroniłam w 3,5 miesiącu ciąży lekarz powiedział oczywiśćie,że za pierwszym razem się zdarza, ale powtórzyło się drugi raz i trzeci, bardzo pragę mieć dziecko nawet bardzo, ale straciłam nadzieję, niby jest wszystko ok ze mną,ale poronienia jakoś o tym nie świadczą. NIE UMIEM przeżyć myśli, gdy rodzi się dziecko moim bliskim lub znajoma jest w ciąży bardzo to mnie boli cięszę się, że tak jest jednocześnie zazdroszczę i czuję się beznadziejnie czasem mam myśli żeby odejść od męża i dać mu szanse żeby miał dziecko z kim innym, bo czuję, że ja nie będę mogła mu dać potomka. Nadal mam ciuszki, foteliki które dostałam od rodziny dla swojego niestety nie narodzonych dzieci, nie mogę się ich pozdbyć, gdy mąż zabierał je na strych by, nie wspominać złych wspomnień bardzo to przeżywałam. Nikt nie zrozumie kobiety która poroniła oprócz tej która to przeżyła. Mój mąż dzisiaj jest u kumpla i świętuje narodziny jego dziecka, ja oczywiśćie płaczę. Faceci mniej przeżywają takie rzeczy,bo to nie w ich brzuchu było maleństwo które dało znaki jak żle się czuć, tęsknie nawet za tym, bo pozostała mi pustka sama i nic więcej... :(( Mąż nie potafi o tym rozmawiać, ja już nie chcę mu nawet o tym wspominać, ale gdy go nie ma w domu często płaczę.Najgorzej boli to,że ci co nie chcą dzieci mają jedno po drugim i tak jest w moim towarzystwie.
 
reklama
w dodatku nie mogę znieść takich tekstów jak twoje dziecko miało by już teraz rok tak powiedziała moja szwagierka, gdy była przed swoim porodem,albo tekst w stylu kiedy wy będziecie mieli dziecko pytają skoro wiedzą,że jest z tym problem to jest bardzo nie wyrozumiałe dlatego wiem,że oni nigdy nie doświadczyli jak to jest chcieć, a nie móc, bo oni nie chcieli, a mieli.
 
Mam nadzieję, że będę mogła z wami chociaż dziewczyny popisać, bo nikt więcej nas nie zrozumnie jak my siebie na wzajem. Pierwszy raz wchodzę na takie forum, ale już nie wiem jak sobie radzić ze swoim załamaniem i straceniem chęci do życia z tego powodu dlatego myśle, że takie wymiany poglądu dużo mi pomogą, bo im dłużej w sobie trzymam tym coraz gorzej się czuje.
 
Witam ja także jestem już po prostu na krańcu załamania nerwowego, ponieważ za pierwszym razem poroniłam w 3,5 miesiącu ciąży lekarz powiedział oczywiśćie,że za pierwszym razem się zdarza, ale powtórzyło się drugi raz i trzeci, bardzo pragę mieć dziecko nawet bardzo, ale straciłam nadzieję, niby jest wszystko ok ze mną,ale poronienia jakoś o tym nie świadczą. NIE UMIEM przeżyć myśli, gdy rodzi się dziecko moim bliskim lub znajoma jest w ciąży bardzo to mnie boli cięszę się, że tak jest jednocześnie zazdroszczę i czuję się beznadziejnie czasem mam myśli żeby odejść od męża i dać mu szanse żeby miał dziecko z kim innym, bo czuję, że ja nie będę mogła mu dać potomka. Nadal mam ciuszki, foteliki które dostałam od rodziny dla swojego niestety nie narodzonych dzieci, nie mogę się ich pozdbyć, gdy mąż zabierał je na strych by, nie wspominać złych wspomnień bardzo to przeżywałam. Nikt nie zrozumie kobiety która poroniła oprócz tej która to przeżyła. Mój mąż dzisiaj jest u kumpla i świętuje narodziny jego dziecka, ja oczywiśćie płaczę. Faceci mniej przeżywają takie rzeczy,bo to nie w ich brzuchu było maleństwo które dało znaki jak żle się czuć, tęsknie nawet za tym, bo pozostała mi pustka sama i nic więcej... :(( Mąż nie potafi o tym rozmawiać, ja już nie chcę mu nawet o tym wspominać, ale gdy go nie ma w domu często płaczę.Najgorzej boli to,że ci co nie chcą dzieci mają jedno po drugim i tak jest w moim towarzystwie.


Jakbym siebie słyszała mam takie same odczucia tak samo myślę. Naprawdę..cieszę się ze nie tylko ja mam takie myślenie. Te narodziny w rodzinie dziecka, moje ciuszki wyniesione na strych....ja do męża mówię cały czas że on tego nei rozumie bo to nie on nosil życie....tak to boli ;( ja się czuje 'nie kobietą'... czasem myślę że inna dałaby mu szczęście...i pewnie tak by było
 
Andrzelika przytulam mocno kochana i rozumiem co czujesz, ludzie czasem potrafia strasznie ranic i niektorzy robia to nieswiadomie i nie maja pojecia co przezywa kobieta po stracie. Widzac ze posta napisalas w najwiekszej chwili zalamania, mysle ze kazda z nas takie miala.Moj partner napoczatku bardzo mnie wspieral potem sie zloscil ze za bardzo wszystko przezywam ze pora zapomniec i trzeba zaczac zyc normalnie i nie rozpamietyw, rozdrapywac ran na nowo czasu niestety nie cofniemy trzeba sie nauczyc zyc z naszymi aniolkami. Jezeli moge cos ci doradzic to zajrzyj na glowny watek ciaza po poronieniu tam napewno znajdziesz wsparcie i wiele cennych rad. A mam jeszcze pytannie lekarz po stratach zalecil tobie jakies badania? Mozze juz jakies wykonalas?
 
Lekarz dopiero po trzecim poronieniu zalecił mi właśnie badanie żeby sprawdzić, czy nie choruje na zespół fosfolipidowy, takie badanie kosztowało mnie 140zł. Nie wiem jak u was z tym jest. Niestety nic lekarz zalecił po tym jak najlepiej badania genetyczne tylko,że na razie mnie nie stać z tego co wiem są bardzo kosztowne szczególnie, gdy w gre wchodzi badanie obu osób, męża i mnie. Gdy leżałyśćie w szpitalu położono was na oddział, gdzie leżałyście z dziewczynami w ciąży ja tak miałam jest to przykre, ponieważ przychodzili na słuchanie serduszka maleństwa w matki brzuchu, a ja musiałam to słuchać. W dodatku krzyki gdy dzidziuś komuś się urodził ten płacz pierwszy maleństwa w szpitalu przeżyłam to bardzo. Za trzecim razem, gdy robiono mi łyżeczkowanie nie mogli dobudzić mnie z narkozy nie chciałam się obudzić podobno był problem. Ja dziewczyny myśle, że nasi mężczyżni nie przeżywają tego jak my, bo z nami jest tak,że dwie kreseczki na teście, gdy zobaczymy to już rodzi nam się miłość do dziecka które dopiero będzie nabierało kształtów i nie jest jeszcze rozwinięte. Facet potrzega to jakoś inaczej, i szybciej się godzi ze stratą, on nie czuję tych emocji i miłośći w mężczyżnie rodzi się to raczej, gdy widzi małę dziecko
 
Kochana na pierwsze twoje pytanie w sprawie tego czy ktoras z nas po zabiegu lezala na sali z kobietami w ciazy u mnie bylo tak ze lezam
tylko jedna noc a w szpitalu znalazlam sie ok godziny 23 a wyszlam o 12 i bylam sama na sali ale ja mieszkam we Wloszech wiec pewnie tu jest inaczej niz w Polsce moja sala miala tylko jedno lozko,wspolczuje ze u ciebie bylo inaczej to kolejny cios dla kobiety ktora dopiero co stracila dzieciatko. A co do naszych partnerow konkretnej odpowiedzi ci nie dam mezczyzni przezywaja to inaczej co nie znaczy ze lzej oni bardziej dusza w sobie uczucia wola o tym nie rozmawic a w glebi serca tez czuja sie okropnie szczegolnie widzac jak my cierpimy moim zdaniem ta zlosc i obojetnosc wynika z tego ze nie potrafia pomoc a wiadomo my kobiety jestesmy bardziej wrazliwe i wylewne ze swoimi uczuciami. Ja nauczylam sie zyc z ta mysla ze jestem aniolkowa mama i dopuki kazda z nas tego nie zaakceptuje bedzie jej ciezko. Wazna jest wiara w to ze nie wszystko straconie ze sloneczko zaswieci kiedys dla nas.
 
Za pierwszym razem w szpitalu lezałam razem z kobietami w ciąży -była to moja ciąża obumarla. Może i byłam ten rok młodsza ale pragnęłam dziecka, bardzo. Leżałam pomiędzy dziewczynami, które czekały na poród albo miały wskazane lezeć w szpitalu. Ile ja się opłakałam, gdy pielęgniarki przychodziły słuchać tętna, serduszka.....w ścianę i płacz. Czy te urządzenia które podłączają kobietę w zaawansowanej ciąży (ktg?) dziewczyny to tragdeia. Tydzień tak lezałam...to sobie wyobraźcie. A dlaczego tak długo- dawali mi tabletki na poronienie - 4 dni i nic. Wypuścili na tydzień, żebymw domu czekała 'aż mi się krew między nogami poleje' po tygodniu wróciłam i męczyli mnie 3 dni żebym znowu poroniła. Zabieg i do domu. Ból fizyczny to nic przy poronieniu, ból jest w momencie straty.
 
Faceci mniej przeżywają takie rzeczy,bo to nie w ich brzuchu było maleństwo które dało znaki jak żle się czuć, tęsknie nawet za tym, bo pozostała mi pustka sama i nic więcej... :(( Mąż nie potafi o tym rozmawiać, ja już nie chcę mu nawet o tym wspominać, ale gdy go nie ma w domu często płaczę.
To nie tak, andrzelika1989, że oni nie rozumieją, mniej przeżywają... Nie, oni też przeżywają żałobę, tylko inaczej. Facet to trochę inna forma życia, odmienny byt. Kiedy my przeżywamy rozpacz po stracie dziecka, oni też cierpią. Może nie identyfikują się tak mocno jak my z dzieckiem które odeszło, ale to także ich dziecko i odczuwają żal. W dodatku cierpi ich kobieta - ona płacze, rozpacza, czasem się załamuje, a facet zwykle czuje się w jakiś sposób odpowiedzialny za samopoczucie kobiety którą kocha i w normalnych relacjach między mężczyzną a kobietą, pojawia się wówczas u mężczyzny wewnętrzna potrzeba zaradzenia tej sytuacji. A tu nie może nic zrobić. Faceci traktują takie sytuacje zadaniowo - kobieta jest nieszczęśliwa, jego rolą jest sprawić żeby poczuła się lepiej. A tu kicha - on nie może nic zrobić. Sam ucieka przeważnie w zajęcia, w pracę - byle nie myśleć o żałobie. Kobieta raczej ma naturę refleksyjną, rozpamiętuje to co się stało. Dla faceta to głupota - przecież sama sobie tym szkodzi. Więc powynosi z domu rzeczy dla dziecka bo jak jej to zabierze sprzed oczu to nie będzie jej się kojarzyło. Nie rozmawia o tym bo po pierwsze sam nie chce o tym myśleć i wracać do złych chwil, po drugie uważa że kobiecie to też nie służy, że lepiej temat zakopać, zapomnieć, odsunąć. A przynajmniej spróbować bo uciec się nie da i on o tym wie. Kontakt z małymi dziećmi ma zaletę - przełamujemy się, uczymy się akceptować fakt że życie toczy się dalej. Straciłam maleństwo początkiem czerwca, niespełna miesiąc później byliśmy u znajomej, która miała wówczas 3 miesięczną córeczkę. Wzięłam na ręce, usypiałam ją na rękach, było fajnie. Mój mężczyzna miał łzy w oczach patrząc jak tulę obce dziecko - facet który nie chciał ze mną rozmawiać o stracie (pogadaliśmy ze dwa razy, potem uciekał od tematu) twierdząc że wystarczy ze ja się sypię, jeśli osypiemy się oboje, kto nas pozbiera do kupy, facet który zamknął się w pracy i pracy po pracy, który był książkowym przykładem męskiej żałoby.
 
reklama
Za pierwszym razem w szpitalu lezałam razem z kobietami w ciąży -była to moja ciąża obumarla. Może i byłam ten rok młodsza ale pragnęłam dziecka, bardzo. Leżałam pomiędzy dziewczynami, które czekały na poród albo miały wskazane lezeć w szpitalu. Ile ja się opłakałam, gdy pielęgniarki przychodziły słuchać tętna, serduszka.....w ścianę i płacz. Czy te urządzenia które podłączają kobietę w zaawansowanej ciąży (ktg?) dziewczyny to tragdeia. Tydzień tak lezałam...to sobie wyobraźcie. A dlaczego tak długo- dawali mi tabletki na poronienie - 4 dni i nic. Wypuścili na tydzień, żebymw domu czekała 'aż mi się krew między nogami poleje' po tygodniu wróciłam i męczyli mnie 3 dni żebym znowu poroniła. Zabieg i do domu. Ból fizyczny to nic przy poronieniu, ból jest w momencie straty.



LADY 87 miałam podobnie nigdy nie zapomne tego zawsze to zostanie w pamięci, nie ta się tego tak sobie wymazać. Miałam termin porodu wyznaczony na stycznia 2010r, w sierpniu poroniłam byłam 3,5 miesiąca ciąży. Pamiętam to jak dziś, gdy zobaczyłam malutką plamkę na bieliżnie w kolorze lettko czerwonym, i zadzwoniłam do kumpeli która jest matką i spytałam, czy zdarzyło jej się tak w ciąży, ona odpowiedziła twierdząco, ale mówi wiesz spytam się jeszcze teściowej, bo ona ponoć miała plamienie przy utracie dziecka, jej teściowa powiedziała jedz sprawdż lepiej do szpitala nie czekaj. Więć zabrałam się i pojechałam z mężem. Powiedzieli, że mam zostać rano, a jutro zrobią mi usg. Mąż bardzo przeżywał, że mam zostać to była pierwsza noc osobno, nie myśleliśmy o tym,że jest coś nie tak tłumaczyłam sobie, że to nic złegom, że mam jedną plamkę, po nocy w szpitalu czułam się koszmarnie strasznie bolał mnie brzuch, ale najgorsze okazało się gdy odkryłam kołdre byłam cała w krwi wszystko było poplamione, zaczełam tragicznie płakać poszłam do pielęgniarek , a one powiedziały, że mam leżeć i czekać o 17 zrobili mi usg do tej pory i po tragicznie rwał mnie brzuch niczym rozrywanie jakimiś narzędziami wszystko co mam w środku tragicznie bolało nie mogłam uleżeć kopałam nogami wykręcałam się, dostałam gorączki mdlałam nie pozwolono mi nic jeść, o 17 gdy poszłam na usg lekarz powiedział, że przyjdzie na sale i wszytsko mi powie. Przyszedł z kartkami do wypełnienia które mi wręczył i powiedział nic się nie da zrobić zero przykro mi tylko, jest pani młoda będzie jeszcze miała słyszałam tak od wszystkich w szpitalu nie ma się czym przejmować mówili. Wzieli mnie na zabieg łyżeczkowania, uspali obudziłam się po długim czasie, i odrazu pierwsze co zaczełam płakać nie mogłam się opanować dotykałam się po brzuchu w kroczu myślałam, że to sen czułam taką pustkę jaką nie doświadczyłam nigdy w życiu. Z kolejnymi ciążami było tak, że powiedziałam sobie nie będę się przyzwyczajać, że jestem w ciąży żeby póżniej nie przeżywa, gdy się nie uda, lecz będę bardzo dbać. Lekarz powiedział, że jestem bardzo dojrzała z taką podstwą, przyszedł czas badania i wyszło znowu nie tak płod przestał się rozwijać byłam w drugim miesiącu ciąży, powiedział mi, że jeśli chcę mogę jeszcze poczekać, bo nalegałam myślałam, że może pomyliłam dni miesiączek i dlatego płod jest mniejszy niż na ten czas, ale niestety poszłam znów na usg i musiałam zgłosić się do szpitala, z trzecią ciążą było to samo tylko krwawienie dostałam w domu, lecz ciągle do ostatniej chwili miałam nadzieję, mówiłam, że nie będę się przywiązywać do myśli, że jestem w ciąży, ale po i tak wróciła ta pustka i strata, załamanie nie da się nie przeżywać nie przezwyczaić.
 
Do góry