reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Zespół fosfolipidowy

Andzeliko po pierwsze bardzo Ci wspolczuje, bo ze sama przechodzilam przez traume poronien, wiec rozumiem co czujesz. Po drugie nie mysl ze lepszym rozwiazaniem byloby odejscie od męża by inna kobieta dala mu dziecko, bo raczej nie po to tylko wiazemy sie z druga osoba aby urodzic dziecko. Najwazniejsze to kochac sie i wspierac sie wzajemnie, a przeciez czasem tak jest ze problem z utrzymaniem ciazy nie jest wina kobiety tylko mężczyzny, wiec inna i tak by mu mogla dziecka nie dac.Po trzecie ludzie bywaja nie taktowni i chyba pozostaje nam wyuczyc sie takiej formulki, ktora jasno pokazalaby im jakimi są osobami. Po czwarte mężczyzni inaczej przezywaja utrate i pewnie cos w tym jest, ze my jako osoby u których wszystko sie dzieje, bardziej rozpaczamy. Mój mąż choc bardzo czekal na narodziny naszej córki sam przyznal ze milosc do niej poczul tak naprawde wtedy kiedy ja pierwszy raz zobaczyl, bo wczesniej to dla niego byla abstrakcja. Przy utraconych ciążach bardziej przezywal moje psychiczne samopoczucie niz utrate ciąży. A po piate oczywiscie ze po poronieniach lezalam na salach z dziewczynami w ciazy i nie uniknelam bolu i jakies zazdrosci. No coz maszyna nie jestem, wiec czuje i przezywam. To trudne momenty i w pelni Cie rozumiem.A co do lekarzy no coz, ja chyba dwa razy spotkalam sie z takim, ktory podszedl do mnie tak po ludzku, a nie jak do kogos u ktorego cos trzeba zrobic i sie go pozbyc. Choc nigdy, tak mi sie wydaje, nie bylam trudna pacjetka, bo ja nie mam zwyczaju pokazywac obcym swoich emocji. Ja zaś bylam dzis u nowej lekarki i jak mnie przeczucie nie mylilo, nie mozna ufac lekarzom. Na wizycie kobieta mnie
wysluchala, przegladnela cala ta moja dokumentacje, zbadala mnie, zrobila
usg i stwierdzila, ze powinnam porobic badania na tarczyce,antykoagulant
tocznia, progesteron, prl, posiew w kierunku bakteri, grzybów i
antybiogram, parwowirusy, cytologie. Najwazniejsze sa jednak wedlug niej
badania genetyczne, zarówno moje jak i mojego meza. Bez nich ona stwierdzila
ze nie podejmuje sie prowadzenia mnie,gdyz wedlug niej to moze przyniesc
rozwiazanie, ktore nie tyle da sie leczyc, ale daje nam prawo wyboru czy
ryzykujemy czy nie. Bo wedlug niej moze byc tak ze raz strace ciaze, raz
donosze, a raz moze sie okazac ze dziecko bedzie mialo wady genetyczne, a
ponoc taka mozliwosc istnieje jesli te ciaze tak mi leca. Jednym slowem
mowiac to ze stracilam te ciaze moze byc mniejszym zlem, organizm sam
obronil sie, ale mogl ciagnąć ciąże, ktorej wynikiem byloby dziecko
obarczone wada genetyczna. Oczywiscie stwierdzila ze absolutnie na chwile
obecna nie moge dopuscic do zajscia w ciaze, chocby z tego prostego faktu
ze moj organizm jest juz przemeczony ciaglymi zabiegami wylyzeczkownia. I
to jest kolejna rzecz na ktora mi zwrocila uwage, ze tyle zabiegów ile ja
juz mialam moze po pierwsze spowodowac ze w ciaze juz zajsc nie bede mogla,
a po drugie jesli nawet w nia zajde to moze to wszystko nie prawidlowo sie
zagnizdzac. Przed planowaniem kolejnej ciazy uznala tez za konieczne
zrobienie mi takiego badania, ktore robi sie pod narkoza i daje ono lepszy
obraz tego co sie dzieje niz usg. W ten sposob stwierdzila ze mozna znalez
przyczyne poronien, bo moze mam jakies miesniaki lub cos innego po tych
wszystkich zabiegach, a tego nie wykryje sie przy zwyklym usg. Podsumowujac to sytuacja nie jawi sie tak różowo, jakis wielki cud mialam
z córką, ze utrzymalam ciążę i urodziłam zdrowe dziecko. Lekarka
wprost mi powiedziala ze moze sie okazac ze wiecej dzieci miec nie bede i
wazne ze przynajmniej z tym jednym dzieckiem sie udalo. Wedlug niej te
ciagle zachodzenia w ciaze i zabiegi wylyzeczkowania tylko mogly wszystko
pogorszyc, jeszcze bardziej oslabic organizm. Ona twierdzi ze swoje
pacjentki juz po drugiej utraconej ciazy prowadzi jako patologie i odradza
zachodzenie w ciaze dopoki szanse na jej utrzymanie nie beda dosc wysokie.
No a mnie tylko powtarzano ze pech i jak najszybciej starac sie zachodzic w
nastepna ciaze. Plusem u tej lekarki jest to ze obiecala mi dac na
wiekszosc badan skierowania z poradni(musze sie tylko tam do niej zglosic)
wiec wykonam je panstwowo i nie poniose az tak wysokich kosztów. Po
skierowanie na badania genetyczne kazala mi sie zglosic do szpitala jak
bedzie na dyzurze, bo ponoc prywatnie to kosztuje ok. tys zlotych, a
stwiedzila ze w moim przypadku mozna to zalatwiac państwo. I
chyba rzeczywiscie sie na te wszystkie badania zdecyduje, bo nawet jesli
nie bedziemy móc lub nie bedziemy chcieli ryzykowac z ciążą to
przynajmniej bedziemy wiedziec na czym stoimy.
 
reklama
Andrzeliko, to niestety normalne że lądujemy na salach razem z kobietami w ciąży. I to jeszcze jest spoko. Wiesz czemu? Kiedy urodziłam córkę, było nas na sali 3 kobiety z noworodkami i dali do nas młodą babeczkę która urodziła swoje dziecko w 5 miesiącu. Dziecko umarło a ona poza stratą przeżywała poczucie winy bo mając założony szew poszła w pole ziemniaki kopać i to pewnie jej nie pomogło. W każdym bądź razie wyobraź sobie jej sytuację - 3 matki z dziećmi, płacz noworodków, karmienie, dzieci przy piersi, a ona... Nie zapomnę jej, leżącej z oczami wbitymi w sufit i łez nieprzerwanie spływających po skroniach.
Ja też wylądowałam na sali z dziewczynami na podtrzymaniu. Standard. Na początku też byłam na podtrzymaniu i przez tę dobę zdążyłyśmy się z sąsiadką troszkę "zgadać" - fajne dziewczę w okolicach połowy ciąży, z nawracającymi skurczami - podtrzymywałyśmy się na duchu... Razem poszłyśmy na usg, z tym ze ona miała wcześniej, ja po niej. I co? I okazało się że ona do domu i klinika w KRK, a ja na stół. Czasem się zastanawiam czy już tuli swoje maleństwo, jak się jej udało - miała przykazane trzymać się dzielnie i urodzić w terminie. Za nas obie. Żeby nie było że obu nam się nie udało.
 
elza ab dzięki za odpowiedz powiem szczerze, że nikt mi nie powiedział, że badania genetyczne można zrobić państwowo, właśnie wiem, że koszty badań genetycznych są bardzo drogie lekarz mnie o tym poinformował, że mogą wynosić nawet do 1500zł, a mnie na razie na to nie stać, bo nie pracuje, no i oprócz tych inne badania wskazał mi porobić np za badanie na zespół fosfolipidowy chcieli ode mnie 140zł za pobranie i zbadanie krwi w tym kierunku, jeśli tobie uda się dowiedzieć coś w kierunku tym,że na pewno da radę państwowo chętnie sama będę się o to starać, ja na razie nie próbuje zajść w ciąże dopóki nie zrobię wszystkich badań, bo właśnie obawiam się, że jak pisałaś może to się skończyć tym, że nie będę mogła wogóle mieć dzieci, bo tam w środku zrobią mi się jakieś zrosty po łyżeczkowaniach, a miałam już trzy, właśnie słyszałam, że po pięciu nie które baby już nie mogą mieć dzieci... A ja nie chcę doprowadzić do takiego stanu, bo pragnę maleństwa . A ty ile razy poroniłaś ??? Dobrze, że chociaż masz jedną dzieciątko. Wiem,że mój mąż też pewnie przeżywał, ale masz racje bardziej mężczyzna przeżywa to co dzieje się z jego kobietą niż nie narodzonym dzieckiem, on się przez trzy poronienia bardziej martwił o mnie dlatego też nie ma takiego problemu kontaktu z dziećmi, że nie płaczę, a ja gdy któreś się urodzi, czy coś odrazu łzy zamykam się gdzieś, gdzie jestem sama i płaczę i cierpie, bo nie potrafie się pogodzić z tym,że ja nie mam moich maleństw przy sobie fizycznie, tylko w sercu moim mogą być. Cieszę się owszem z tego, że udało się innym kobietą, ale rozpaczliwie zaglądam w przyszłość kiedy mnie się uda.
 
Andzeliko ja poronilam juz 4 razy. Zabiegów mialam w sumie 5 i cesarka przy córce. To byla cesarka z powiklaniami dlatego mialam jeszcze raz nacinany brzuch i zabieg. Zrosty mam i to jest wlasnie duzy problem, jesli chodzi o kolejne ciąże.
Jesli jestes po 3 poronieniach masz prawo robic badania na ubezpieczenie. Tyle ze lekarz musi Ci wypisac skierowania na badania w panstwowej przychodni. To samo dotyczy badan genetycznych.
Po trzech poronieniach tak jak u ciebie , nie ma juz raczej mowy o przypadku, musi byc jakas przyczyna. Najlepiej znalez takiego lekarza, ktoremu bedzie sie chcialo szukac. Ja mialam przesympatycznego ginekologa, ale choc byl dobry do prowadzenia ciazy to do szukania przyczyn juz nie bardzo. I zaluje ze nie sluchalam wlasnego przeczucia tylko sluchalam jego rad.
 
Witajcie,
ja poroniłam dwa razy. Pierwsza ciąża była (jak już pisałam w innym wątku) obarczona zaśniadem częściowym, więc przyczyna była znana, a ciąża od początku skazana na niepowodzenie. Druga ciąża rozwijała się prawidłowo, jednak została przerwana krwotokiem i konieczny byl zabieg. Zaczęłam robić badania, aby znaleźć przyczynę oraz przygotowywać się do kolejnej ciąży. Dwa razy wyszedł mi podwyższony wynik przeciwciał antykardiolipidowych. Igm 23 i za drugim razem 26 przy normie do 20. Mój gin nie widzi jednak w tym problemu i nie zamierza podawać mi żadnych leków w kolejnej ciąży na rozrzedzenie krwi. Nie wiem, czy tak to zostawić i zaufać ginowi, czy udać się do innego gina dla potwierdzenia. Czy miała któraś z Was taki poziom tych przeciwciał i wszystko było ok? Czy tez w podobnym przypadku lekarz wdrażał leczenie. Bardzo nie chciałabym aby historia się powtórzyła i okazało się że jednak to wina tych przeciwciał i wystarczyło podać lek.
 
tofika ja naTwoim miejscu poszłabym do innego lekarza .. są dziewczyny, które mimo dobrych wyników brały fraxiparinę i acard na rozrzedzenie.. W tym ja.. Często lekarze dają tak na wszelki wypadek.. Tym bardziej, że Ty masz podwyższone wyniki.. Ja bym nie ryzykowała..
 
aniunnia, no właśnie trochę podejrzane mi się wydało że lekarz tak lekko do tego podszedł, Twierdził że tak niski wynik nie jest groźny dla ciąży i w takim przypadku leku się nie podaje. A przecież to wynik bądź co bądź dodatni. Od 12 do 20 jest wątpliwy... Chyba poszukam innego lekarza, bo boję się że ten nie będzie w czasie mojej ciązy dmuchał na zimne-a potrzebuję właśnie poczucia że lekarz myśli na wyrost po tym co przeszłam...
 
Ostatnia edycja:
Znalazłam w końcu gina, który poważnie podszedł do kwestii moich przeciwciał antykardiolipidowych i nie wiem czy się cieszyć czy uciekać:-D. Mój poprzedni gin nie chciał wdrożyć mi żadnego leczenia a ten chce mnie naszprycować wszelkimi mozliwymi lekami, żeby uchronić ciążę. Acard, clexane to mało, chce abym brała encorton:szok:, luteinę, utrogestan.... chociaż progesteron miałam dobry w ostatniej ciąży. Nie wiem już które podejście jest lepsze..., ale chyba przy niewielkim kompromisie zastosuję się do wskazań nowego gina. Twierdzi on, że poza przeciwciałami antykardiolipinowymi, w oraganiźmie są setki różnych innych przeciwcial, które moga szkodzić ciąży i po dwóch stratach lepiej jest uznac, że one są niż że ich nie ma i zabiezpieczyć ciążę na wszystkie możliwe sposoby.
 
reklama
mój mąż tak jak zapewnie i wasi mężowie "stara się" niepłakać przy mnie, czasem mu to nie wychodzi, czasem słyszę bez sensu lejąca się wodę w łazience, czasem jak mnie coś zaboli widze strach w jego oczach, czasem sama po sobie widze że udaje przed nim ze wszystko jest ok - i wiem że on robi to samo i wasi również
mój od jakiegos czasu słucha czasem kilka razy z rzedu jednej piosenki, odszukałam jej tłumaczenie:
"...Powiedziałem, kobieto, zwolnij!
To samo wróci do normy
Wszystko czego potrzebujemy to trochę cierpliwości
Powiedziałem, Skarbie, zróbmy to powoli
i wyjdziemy na tym dobrze
wszystko czego potrzebujemy to trochę cierpliwości
(cierpliwość)
Powiedziałem, Kobieto, zwolnij
I wszystko będzie po prostu w porządku
Ty i ja uzbroimy się w cierpliwość..."

to jest ballada Gunsów po anglicku bardziej ściska serducho

teraz juz wiem ze jak jej słucha to znaczy że jest w dużym dołku



A co do sal przy pierwszej ciąży zpogotowia trafiłam do szpitala byłam na podtrzymaniu więc leżałam na oddziale ginekologicznym z kobietami o róznych przypadłościach
z druga ciążą miałam niestety skierowanie na przerwanie ciąży... dali mnie na salę mieszaną z kobietami oczekujacymi na poród i z kobietami na podtrzymaniu, na wieczornym obchodzie zapytali mnie czy chcę leżeć w izolatce powiedziałam że nie bo bałam sie zostac sama, ale jak zgasły swiatła i było słychać chichoty mam bo maleństwo dało kopniaczek itp nie wytrzymałam i widzac ze bedzie tylko coraz gorzej poprosiłam jednak o przeniesienie tak było lepiej dla mnie i zważywszy to co sie potem ze mna działo taki stres i oglądanie tego wszystkiego dla kobiet wypełnionych nadzieja również było to niewskazane... 10 dniowy horror jaki przeżyłam trudno jest opisać, opieka mojego gin i innych lekarzy, położne, pielęgniarki i salowe naprawde bez najmniejszego zarzutu, nawet w nocy do mnie zaglądali. Czasem któras z sióstr przychodziła ze mną po prostu pogadać, nie jak z pacjentem ale jak z kobieta z kobietą. Do tego codzienne odwiedziny męża i rodziny pozwoliły mi przetrwac te najtrudniejsze w moim zyciu chwile. Było bardzo ciężko pogodzić sie z tym wszystkim co nas spotkało mimo iz większość czasu byłam na silnych tabletkach uspokajających.

krótko i na temat
- uwierz w swojego mężczyzne on naprawdę chce dla ciebie jak najlepiej
ze służbą zdrowia jest różnie czasem są to dwie różne skrajności, ale izolatki na oddziałach patologicznych powinny być normą, w moim szpitalu są tylko 2 przez 10 dni mojego pobytu w jednej z nich - przez ta drugą przewineły sie niestety 3 inne kobiety, gdyby było więcej nieszczęść a zapewne czasem sie tak zdarza lekarze zmuszeni byli by położyc którąś kobietę w sali mieszanej...
 
reklama
Do góry