niektóre mamy pytały na pw jak tam sobie radzimy więc pomyślałam, że tu sie podziele z Wami moimi przejściami ze spaniem małej bez smoka ;-)
Zauważyłam ze dla mojej małej smoczek nie był formą zabawki, nawet nie elementem rytuału. dawał jej poczucie bezpieczeństwa. jak smok zniknął to stała się bardziej niepewna i potrzebowała mojej pomocy żeby sobie poradzić w tej sytuacji. Potrzebowała żeby ją pogłaskać po główce, pomiziac po pleckach. Za każdym razem kiedy płakała wchodziłam do niej i dostawała taki "zastrzyk czułości" i naprawdę poskutkowało. bez nerwów, ze znowu płacze, bez krzyków itd wiem że dla niej to jest bardzo trudna sytuacja. Najbardziej obawiałam się nocy, ale zastosowałam patent kanii (o dzięki Ci Słońce!!!! ) i jak ją utuliłam do snu to po prostu usiadłam na dywanie obok łóżeczka. popatrzyła chwile na mnie i sie położyła. Jak zaczeła kimac to wyszłam. Przebudziła sie z dwa razy wtedy wracałam pogłaskałam po główce, podałam misia i wyszłam. Usypianie trwało łącznie 30 minut - nastawiłam się na walkę do północy ;-) w nocy mieliśmy 3 pobudki - robiłam dokładnie to samo, pogłaskanie, ciiiii, miś i przykrycie kocykiem. Było gorzej niż w dzień, troche kwiliła ale w miarę szybko sie uspokajała. Ok 6.00 obudziła się na mleczko i jeszcze troche z nami pokimała. Dziś za to była u teściowej i spała raz - w wózeczku podczas spaceru. teraz jest jej druga drzemka i poszła spać bez zająknięcia ale faktem jest że była już bardzo zmęczona. Jestem ciekawa jak dzisiejsza nocka przebiegnie....
powiem Wam że mam wciąż wyrzuty sumienia ze zabrałam jej smoka ale wiem, ze to dla jej dobra i widze ze teraz jest o wiele bardziej gotowa na pożegnanie z nim niż pare miesięcy temu kiedy próbowałam pierwszy raz...