1. Ile czasu krwawiłyście (po SN i CC)
2. Czy w którejś z kolejnych ciąż połóg był gorszy/lepszy?
3. po jakim czasie miałyście okres?
4. Ile czasu zajęło wam stuprocentowe dojście do siebie, nie chodzi mi o chudnięcie a bycie w takiej formie jak przed ciażą?
i 5. chyba to mnie najbardziej przeraża: Czy tak jak niektóre matki to opisuja okres połogu jest najgorszy ze wszystkich okresów ciąży? że wtedy czuje się oddalona, opuszczona przez innych bo cała uwaga skupia się na nowonarodzonym dziecku? T. już zapewnił mnie że bedzie przytulał, pomagał i robił jak najwięcej żebym odpoczywała bo organizm w końcu w maxi krótkim czasie będzie przechodził coś straszliwego w postaci powrotu do stanu sprzed ciaży, ale i tak się boję że mi się w głowie cos popierdzieli.
1. Po SN krwawiłam chyba 2 tygodnie, plamiłam przez kolejne 4. Położna, która przychodziła do domu i sprawdzała podwozie mówiła, że jestem blisko zakażenia (był brzydki zapach, pomimo wszelkich zabiegów higienicznych...), ale na szczęście obyło się bez komplikacji.
3. Dostałam okres po 4 miesiącach, jak odstępy między odciąganiem mleka były 6-8 godzinne w nocy. Krwawiłam wtedy tak strasznie, że już chciałam jechać do szpitala (największy dostępny tampon starczał na godzinę). Ale koleżanka mi tłumaczyła, że miała tak samo i to normalne. Więc przeczekałam i potem nawet zrobiłam morfologię. Wszystko było w normie, nawet nie miałam anemii.
4 i 5. Mimo że miałam SN bez komplikacji, to bardzo długo dochodziłam do siebie. 2 tygodnie prawie nie wstawałam z łóżka, bo nie miałam siły (mąż przewijał i bujał dziecko). Nie mogłam też przez ten czas usiąść, bo bolało mnie krocze po nacięciu. W te 2 tygodnie schudłam 10 kilo, a przytyłam w ciąży 14 (startowałam z niedowagi). Nie mogłam też spać, bo byłam ciągle zbyt zestresowana - córka strasznie dużo płakała - trzeba było ją godzinę bujać po każdym karmieniu, bo cały czas płakała. Tak było przez 4 miesiące. Więc miałam wrażenie, że w ogóle nie doszłam do siebie - nie było jak. Zaczęło mi się fizycznie i psychicznie poprawiać dopiero jak przestałam odciagać mleko, zaczęłam brać leki na depresję i chodzić na terapię. Ale tak wygląda scenariusz jak się ma zero znajomych i rodziny (poza mężem) na miejscu i do tego słaba psychikę i nigdy się nie miało kontaktu z dziećmi - mimo że przeczytałam wszystkie poradniki, to nie byłam na to przygotowana. A w necie na forum, na którym się udzielałam wszystkie były zachwycone dziećmi i macierzyństwem, a do żadnych problemów i złych myśli nie chciały się przyznać (bo nie wierzę, że ich wcale nie było). Więc ja się przyznaję do wszystkiego nie po to, żeby kogoś straszyć, ale po to żeby w razie czego ktoś, kto będzie to źle przechodził wiedział, że nie jest sam - takie doświadczenia też się zdarzają i to też jest normalne.
Moja znajoma miała nawet gorzej - miała psychozę poporodową i trafiła na jakiś czas do psychiatryka. A mimo tego teraz jest zakochana w córeczce i oczekuję drugiej :-) Ze wszystkiego można wyjść.