reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Praca i dzieci

Wróciłabym do pracy jako inżynier:) rok, dwa zdobędziesz doświadczenie, rynek pracy w okolicy się zmieni i może okazać się, że praca marzeń jest blisko domu.
Ja wróciłam na pół etaty gdy Synek miał 9 miesięcy. Teraz ma 14, a ja mam 2 pracę. Trochę szkoda mi czasu kiedy jest malutki ale dzięki temu mam siłę żeby być lepszą mamą, bardziej skupioną na dziecku kiedy nie pracuję
 
reklama
A nie myślałaś o pracy zdalnej w jakims korpo? Nie będzie w zawodzie, ale przeczekasz, zarobisz, a jak dzieci będą starsze, to pracę zmienisz?
Są stanowiska takie, na które nie trzeba mieć specjalnych umiejętności.
Jak szukałam pracy zdalnej to trafiałam albo na piramidy, albo na call center 😕 nie umiem znaleźć. Kiedyś, głupia, zaprzepaściłam szansę pracy w IT (też kolega proponował,chciał mnie nauczyć, a ja wolałam moją inżynierię), a teraz już w to nie wejdę.

@Kocka , @GwiazdaMuzykiPop praca inżyniera to praca jak praca, ale przy moim obecnym zamieszkaniu jest perspektywiczna. Troszkę dalej mam strefę ekonomiczną, sporo firm, więc jest szansa na ewentualną zmianę i zarobki są dla mnie OK.
@witch84 jazda prawie godzinę, bo wyjazd z firmy potrafił trwać 10-15 minut. Wszyscy o tej porze ze strefy jechali, a ja mu byliśmy na końcu. W dodatku o 16 kończyłam w biurze i musiałam jeszcze sporo przejść do parkingu. Nasze biuro było w środku, trzeba było minąć hale produkcyjne. To z kilometr. To się już robi 16:20, zanim w ogóle opuściłam teren firmy. A jeszcze dojechać, znaleźć miejsce pod blokiem, dojść. Zwykle wracałam o 16:45-16:50 i niewiele się zmieniło.

@Malina126 miałam na myśli prace biurowe dostępne teraz tutaj, które polegają na podawaniu kawy przełożonym i organizowaniu spotkań. Lepsze posady są załatwiane raczej po znajomości. Oczywiście nikt nie przyjmie człowieka bez kompetencji, ale jak ktoś szuka pracownika to najpierw pyta wśród znajomych. Mnie też kolega pytał czy nie chcę być księgową. Nic na ten temat nie wiem, ale chciał mnie nauczyć. Praca wydawała się fajna, niestety, wtedy nie miałam z kim zostawić młodszego dziecka. A teraz on już nie potrzebuje.

I zostaje to chorobowe. Jak wrócę do pracy i pójdę na zwolnienie prawie od razu, bo dzieci, to wątpię, żeby mi ktoś umowę przedłużył... Ale na razie - odpukać - zdrowe.
 
A nie jeździsz samochodem, że 25km chcesz przez prawie godzinę pokonywać?

Ja bym szła w to, co Ciebie interesuje. Chwila moment dzieci urosną, a ty tkwić będziesz w robocie, której nie lubisz.

A co ma do tego samochód?
Moja mama ma do pracy 30km (mieszka w mieście graniczącym z Warszawą) i potrafi jechać godzinę przez Warszawskie korki ;)
Ja mam według google 12km do pracy i w korkach pokazuje mi jakieś 35 minut samochodem czyli więcej niż metrem 🤡
 
@olka11135 Bo autorka napisała, że mieszka w małym mieście, a nie w Warszawie, a to chyba jednak dużo zmienia. 🤷‍♀️ I z opisu wynika, że problemem nie jest sama trasa, tylko organizacja parkingu w miejscu pracy.

Mimo wszystko - jakbym miała możliwość, to bym poszła tam, gdzie są perspektywy. Jak już sama zauważyłaś - niewykorzystane okazje mszczą się ;-) Jak stwierdzisz, że nie dajesz rady, to zawsze można zrezygnować i wrócić do pomysłu "podawania kawy".
 
A nie masz żadnej opcji dogadać się w poprzedniej pracy na cześć etatu lub częściowo pracę zdalną? To by było najlepsze rozwiązania, ja bym pogadała, żeby na początek tak spróbować.
Ja teraz wróciłam do pracy, ale na niepełny etat i częściowo zdalnie. To mnie ratuje, bo naprawdę nie bardzo sobie wyobrażam pracę 8-16 z dwójką takich maluchów i dojazdami. Tzn jakbym nie miała innego wyjścia to wiadomo, ale póki mam to nie zdecyduje się na coś takiego.
To nie jest tak, że wracasz do domu i w 1000% poswiecasz uwagę dzieciom. Tak się nie da. W domu trzeba ogarnąć cokolwiek, zrobić jakieś jedzenie, dzieci wykąpać itp. Obowiązki są te same czy się pracuje zawodowo czy nie.
Ja bym nie szła w pracę, która Cię nie interesuje. Tak jak mówisz, zasiedzisz się tam tylko. Jeśli nie macie sytuacji, która Was zmusza do pójścia do pracy to ja bym próbowała dogadać się z poprzednim pracodawcą na bardziej elastyczne warunki pracy jeśli jest taka możliwości. A jeśli nie to chyba bym dała sobie jakiś czas, np. rok na znalezienie czegoś co mi bardzien odpowiada.
 
Myślę, że kluczowe będzie tutaj odrzucenie uprzedzeń względem różnych rodzajów pracy i możliwości zarabiania, pochylenie głowy wobec sytuacji na rynku pracy i w ogóle tego co się teraz dzieje w Polsce, a przede wszystkim wyjście poza swoją bańkę. Są naprawdę różne kobiety, w różnych sytuacjach. Nie mówię tego na zasadzie "są samotne matki pracujące w dyskoncie i nie marudzą", ale warto czasem przyjrzeć się jak sobie radzą z polską rzeczywistością inne kobiety. Ja osobiście nie wyobrażam sobie nie chodzić do pracy i nie mieć swoich własnych pieniędzy na swoim własnym koncie, ale rozumiem, że jeśli mąż zarabia krocie i nie zająknie się na temat tego jak żona dysponuje tymi pieniędzmi, to czemu nie prowadzić domu. Inna sprawa to co się stanie, jeśli takiego męża zabraknie z losowych powodów. Czy ja bym przyjęła kobietę, która na wstępie zaznaczy, że nie pracowała zawodowo X lat i generalnie może mnie zostawić na początku miesiąca ze stosem papierów, bo jej dzieci są chore? Absolutnie nie. Ja muszę przyjść do pracy albo zabrać ją do domu na wieczór, więc ona też może to zrobić. Argumenty, że mąż jest niezastąpiony są dla mnie nie do przyjęcia.
Druga sprawa. W ilu ja miejscach pracowałam... Owszem, nigdy fizycznie, bo też się do tego nie nadaję, ale to dlatego, że jestem niezdarna i niegramotna fizycznie, a nie, że jestem uprzedzona, bo "ja tego nie zniosę". Natomiast głową pracowałam w najróżniejszych firmach, nieraz dojeżdżałam pociągiem, czasem samochodem. Dlaczego? Bo chciałam i musiałam. Nikt mi pieniędzy za darmo nie dał, a ja bym się źle czuła nie zarabiając choć na ćwierć etatu. Wychowałam się w tak żałosnym miasteczku, że u nas albo praca na taśmie albo w dyskoncie. Więc szukałam w promieniu 50 km.
Trzecia rzecz. No niestety, w tym kraju, w roku 2023, wobec takiej władzy, kobieta raczej musi wybierać. Albo długi czas spędzony z dziećmi albo rozwijająca praca zawodowa z perspektywami na kolejne awanse. Nikt, uwierz, nikt nie da Ci stu złotych podwyżki, jeśli chcesz w pracy spędzać pięć, sześć godzin, nie mówiąc o awansie. Awans, odpowiedzialne stanowisko wiążą się z odpowiedzialnością, wiedzą, kompetencją, a te zdobywa się pracując dłużej niż chwilę i niestety oddając się bardziej pracy niż domowi. Ja też miałam wielkie marzenia, ale bardziej cenię sobie spokój, przyjemne powroty rano do pracy i przewidywalność moich czynności niż zdobywanie szczebelków kariery. Najpierw tylko polubiłam księgowość, a teraz przychodzę do pracy z wielką przyjemnością. W domu rozmawiam o pracy na zasadzie "co te pisiory znowu odje.ały", ale nie w stylu "dajcie mi spokój, bo muszę jeszcze dokończyć to co zaczęłam, nie mam teraz czasu, ledwo żyję, ale byle do awansu, potem będzie lżej". Czwarte, ale generalnie najważniejsze. ŻADNA praca nie hańbi, nawet prostytucja. Dopóki zarabiam i nie wyciągam ręki po cudze pieniądze, to należy mi się szacunek. Jeśli komuś głód w oczy zajrzy (oczywiście w przenośni) i okaże się, że pensji partnera starczy tylko na rachunki, a potem zęby w ścianę, to praca szybko się znajdzie. Nie każda jest w tak komfortowej sytuacji, żeby mąż na nią zarabiał.

Innymi słowy. "Przychodzi taki czas, kiedy trzeba albo s.ać albo opuścić wychodek."
 
Myślę, że kluczowe będzie tutaj odrzucenie uprzedzeń względem różnych rodzajów pracy i możliwości zarabiania, pochylenie głowy wobec sytuacji na rynku pracy i w ogóle tego co się teraz dzieje w Polsce, a przede wszystkim wyjście poza swoją bańkę. Są naprawdę różne kobiety, w różnych sytuacjach. Nie mówię tego na zasadzie "są samotne matki pracujące w dyskoncie i nie marudzą", ale warto czasem przyjrzeć się jak sobie radzą z polską rzeczywistością inne kobiety. Ja osobiście nie wyobrażam sobie nie chodzić do pracy i nie mieć swoich własnych pieniędzy na swoim własnym koncie, ale rozumiem, że jeśli mąż zarabia krocie i nie zająknie się na temat tego jak żona dysponuje tymi pieniędzmi, to czemu nie prowadzić domu. Inna sprawa to co się stanie, jeśli takiego męża zabraknie z losowych powodów. Czy ja bym przyjęła kobietę, która na wstępie zaznaczy, że nie pracowała zawodowo X lat i generalnie może mnie zostawić na początku miesiąca ze stosem papierów, bo jej dzieci są chore? Absolutnie nie. Ja muszę przyjść do pracy albo zabrać ją do domu na wieczór, więc ona też może to zrobić. Argumenty, że mąż jest niezastąpiony są dla mnie nie do przyjęcia.
Druga sprawa. W ilu ja miejscach pracowałam... Owszem, nigdy fizycznie, bo też się do tego nie nadaję, ale to dlatego, że jestem niezdarna i niegramotna fizycznie, a nie, że jestem uprzedzona, bo "ja tego nie zniosę". Natomiast głową pracowałam w najróżniejszych firmach, nieraz dojeżdżałam pociągiem, czasem samochodem. Dlaczego? Bo chciałam i musiałam. Nikt mi pieniędzy za darmo nie dał, a ja bym się źle czuła nie zarabiając choć na ćwierć etatu. Wychowałam się w tak żałosnym miasteczku, że u nas albo praca na taśmie albo w dyskoncie. Więc szukałam w promieniu 50 km.
Trzecia rzecz. No niestety, w tym kraju, w roku 2023, wobec takiej władzy, kobieta raczej musi wybierać. Albo długi czas spędzony z dziećmi albo rozwijająca praca zawodowa z perspektywami na kolejne awanse. Nikt, uwierz, nikt nie da Ci stu złotych podwyżki, jeśli chcesz w pracy spędzać pięć, sześć godzin, nie mówiąc o awansie. Awans, odpowiedzialne stanowisko wiążą się z odpowiedzialnością, wiedzą, kompetencją, a te zdobywa się pracując dłużej niż chwilę i niestety oddając się bardziej pracy niż domowi. Ja też miałam wielkie marzenia, ale bardziej cenię sobie spokój, przyjemne powroty rano do pracy i przewidywalność moich czynności niż zdobywanie szczebelków kariery. Najpierw tylko polubiłam księgowość, a teraz przychodzę do pracy z wielką przyjemnością. W domu rozmawiam o pracy na zasadzie "co te pisiory znowu odje.ały", ale nie w stylu "dajcie mi spokój, bo muszę jeszcze dokończyć to co zaczęłam, nie mam teraz czasu, ledwo żyję, ale byle do awansu, potem będzie lżej". Czwarte, ale generalnie najważniejsze. ŻADNA praca nie hańbi, nawet prostytucja. Dopóki zarabiam i nie wyciągam ręki po cudze pieniądze, to należy mi się szacunek. Jeśli komuś głód w oczy zajrzy (oczywiście w przenośni) i okaże się, że pensji partnera starczy tylko na rachunki, a potem zęby w ścianę, to praca szybko się znajdzie. Nie każda jest w tak komfortowej sytuacji, żeby mąż na nią zarabiał.

Innymi słowy. "Przychodzi taki czas, kiedy trzeba albo s.ać albo opuścić wychodek."

Ladnie napisane
 
reklama
Myślę, że kluczowe będzie tutaj odrzucenie uprzedzeń względem różnych rodzajów pracy i możliwości zarabiania, pochylenie głowy wobec sytuacji na rynku pracy i w ogóle tego co się teraz dzieje w Polsce, a przede wszystkim wyjście poza swoją bańkę. Są naprawdę różne kobiety, w różnych sytuacjach. Nie mówię tego na zasadzie "są samotne matki pracujące w dyskoncie i nie marudzą", ale warto czasem przyjrzeć się jak sobie radzą z polską rzeczywistością inne kobiety. Ja osobiście nie wyobrażam sobie nie chodzić do pracy i nie mieć swoich własnych pieniędzy na swoim własnym koncie, ale rozumiem, że jeśli mąż zarabia krocie i nie zająknie się na temat tego jak żona dysponuje tymi pieniędzmi, to czemu nie prowadzić domu. Inna sprawa to co się stanie, jeśli takiego męża zabraknie z losowych powodów. Czy ja bym przyjęła kobietę, która na wstępie zaznaczy, że nie pracowała zawodowo X lat i generalnie może mnie zostawić na początku miesiąca ze stosem papierów, bo jej dzieci są chore? Absolutnie nie. Ja muszę przyjść do pracy albo zabrać ją do domu na wieczór, więc ona też może to zrobić. Argumenty, że mąż jest niezastąpiony są dla mnie nie do przyjęcia.
Druga sprawa. W ilu ja miejscach pracowałam... Owszem, nigdy fizycznie, bo też się do tego nie nadaję, ale to dlatego, że jestem niezdarna i niegramotna fizycznie, a nie, że jestem uprzedzona, bo "ja tego nie zniosę". Natomiast głową pracowałam w najróżniejszych firmach, nieraz dojeżdżałam pociągiem, czasem samochodem. Dlaczego? Bo chciałam i musiałam. Nikt mi pieniędzy za darmo nie dał, a ja bym się źle czuła nie zarabiając choć na ćwierć etatu. Wychowałam się w tak żałosnym miasteczku, że u nas albo praca na taśmie albo w dyskoncie. Więc szukałam w promieniu 50 km.
Trzecia rzecz. No niestety, w tym kraju, w roku 2023, wobec takiej władzy, kobieta raczej musi wybierać. Albo długi czas spędzony z dziećmi albo rozwijająca praca zawodowa z perspektywami na kolejne awanse. Nikt, uwierz, nikt nie da Ci stu złotych podwyżki, jeśli chcesz w pracy spędzać pięć, sześć godzin, nie mówiąc o awansie. Awans, odpowiedzialne stanowisko wiążą się z odpowiedzialnością, wiedzą, kompetencją, a te zdobywa się pracując dłużej niż chwilę i niestety oddając się bardziej pracy niż domowi. Ja też miałam wielkie marzenia, ale bardziej cenię sobie spokój, przyjemne powroty rano do pracy i przewidywalność moich czynności niż zdobywanie szczebelków kariery. Najpierw tylko polubiłam księgowość, a teraz przychodzę do pracy z wielką przyjemnością. W domu rozmawiam o pracy na zasadzie "co te pisiory znowu odje.ały", ale nie w stylu "dajcie mi spokój, bo muszę jeszcze dokończyć to co zaczęłam, nie mam teraz czasu, ledwo żyję, ale byle do awansu, potem będzie lżej". Czwarte, ale generalnie najważniejsze. ŻADNA praca nie hańbi, nawet prostytucja. Dopóki zarabiam i nie wyciągam ręki po cudze pieniądze, to należy mi się szacunek. Jeśli komuś głód w oczy zajrzy (oczywiście w przenośni) i okaże się, że pensji partnera starczy tylko na rachunki, a potem zęby w ścianę, to praca szybko się znajdzie. Nie każda jest w tak komfortowej sytuacji, żeby mąż na nią zarabiał.

Innymi słowy. "Przychodzi taki czas, kiedy trzeba albo s.ać albo opuścić wychodek."
Właśnie ja też bym nie demonizowała różnych rodzajów pracy. U mnie w dziale pracuje dziewczyna, która przyszła na produkcję. Nie miała innej pracy, a wolała coś niż nic. Dopatrzyli się wykształcenia, umiejętności i ogarnięcia i popchnęli wyżej.

Przepraszam, ale ja wiem, że z pracownika nic nie będzie jak mówi z niechęcią, że podawanie kawy to jakaś ujma.
Ile razy robiłam kawę np. na spotkania, jak koleżanki zatrudnione do tego celu były chore, na urlopie lub musiały pilnie zrobić coś innego - nie zliczę. I powiem Wam, że nie tylko ja, ale i osoby na wyższych stanowiskach i nikt nie traktował tego jak wstyd.

To tak jakby ktoś sobie w domu kawy nie robił. Zupełnie nie rozumiem.
 
Do góry