Cześć lachony
U nas już lepiej. M się otrząsnął. Nic mu nie jest, nie ma ani ryski, ale w szoku był. Jak wrócił płakał cały roztrzęsiony. Jechał w Lublinie samochodem dużym dostawczym Iveco 85/h i wyjechała mu małą sportowa Tigra. Miał albo do wyboru uderzyć w tigre (nic by mu sie nie stało ale z tigry pewnie zginęli by na miejscu), albo to co zrobił, zjechał na pobocze przebił się przez trzy znaki drogowe, tablicę taką dużą zieloną informacyjną zderzył z murem i wpadł do rowu.... Aut do kasacji... Nie mam pojęcia kto nad nim czuwał tam u góry, że żaden znak nie przebił szyby, nic mu nie jest. A 10 cm nad jego głową dach blaszany był rozpłatany na dwie połowy... Boże jak sobie pomyślę, gdyby to było 10 cm niżej........
A wiecie co najgorsze? Tigra uciekła i ŻADNE auto sie nie zatrzymało... Ani jedno. Robert sam wydostał sie z pojazdu, sam wzywał pomóc, nikt nawet się nie zatrzymał zobaczyć czy żyje. Jakby miał jakieś rany to pewnie by się do rana wykrwawił, dopóki by jakiś patrol nie przejechał... NO koszmar!
No także sie teraz uspakajamy w zaciszu domowym, Robert ma wolne, musi się troche psychicznie podreperować.... Biedak tak płakał tuląc małego, mówił że myślał że go już nie zobaczy... Straszne chwile musiał przejść.
Buziaki dla was wszystkich! Przyjemnego weekendu życzę

:*