hejo:-)
Wywoływana, więc jestem- nie mam ostatnio weny do pisania....tu pogoda wciąż do d...y, co chwile pada i wieje, wiec nastrój przez to z lekka obniżony, bo nuuuudy

. A jak już jest ladnie, to i tak nawet na spacerek choćby do sklepu z Amelka nie moge iśc, bo jeszcze "oprychowata" na buzi...czekam, az to jej wszystko zlezie do końca , no i na pogodę.Jak przyjechalismy, to było tak pieknie i cieplutko, Amelka w samym body bez rękawków ganiała po ogródku,a teraz...

."Wspaniałe" (tak naprawde to całkiem zwyczajne, tylko wyższe, jak krzesełko i z wyjmowanym wkladem z klapką) nocniczki przywiezione z Polski kurzą sie, bo plan był taki, ze jak będzie ładnie, to puscimy nasze dzieciaczki z gołymi pupami w ogródku.Chyba moje dziecko pod względem nocnikowym najbardziej "zacofane", bo jeszcze nie zaczęlismy.Owszem, nosi go po domu, z wielką dumą siada na niego , ale jeszcze nie tłumaczylam, do czego tak naprawde jej "tron" służy.A problem w tym, ze w pokoju wykladzina,wiec wole nie ryzykować "wypadku".Co innego, gdyby to był moj dom, ale tylko wynajmujemy, wiec gospodarz moze nie byłby zbyt szczęśliwy, gdyby mu ją zasikała

.
Teraz w DK w czwartek święto, wiec mamy długi weekend.M. niezbyt szczęśliwy z tego powodu, wolałby pracować,no ,ale juz wymyslilismy, ze w tym czasie zajmie sie zrobieniem zabawek ogrodowych dla dzieci- piaskownica, huśtawka, jakies może drabinki, zobaczymy.Ech....byleby pogoda wreszcie byla...prześlijcie trochę upałów i słoneczka, plizzzz:****
Baśka- rozumiem Twoją niełatwą sytuację, bo kiedyś, jak Tomir był w wieku Twojego Kamilka, też mieszkalismy jakis czas pod jednym dachem z teściami i rodzina brata exa.I tam też był chlopczyk wtedy trzyletni, tak samo , a moze i gorzej "wychowywany" przez matkę.ale moj sposob na niego był taki, ze próbowałam "po dobroci".Jak przyszedl do nas , pobawic sie z Tomirkiem, to był ciagle chwalony, głaskany i przytulany za to, że grzecznie sie bawi.Powiem ci, ze ja u siebie nie miałam z nim problemów.ale nigdy na niego nie krzyczałam, a tym bardziej nie dałam klapsa- po prostu nagrody , nagrody, za każdy drobiazg, za "normalne" zachowanie.Nie chwalac sie, ale bylam jego ukochana ciocią, jak nieraz zostawał z babcią , to prosił, by po obiadku usypiala go "ciocia Abatka".Takie postepowanie z nim naprawde dało efekty, wiedzial, ze spokojnie się pobawi u nas, bez krzyków, pohukiwania na niego i szarpania czy bicia i jakby umiał to docenić, bo zwyczajnie był grzeczny....co innego, niestety, na podwórku....tam juz te reguły od nas z pokoju jakos dziwnym sposobem nie dzialały....ale to pewnie dlatego, ze mały wyczuł, ze na podwórku nie ja "rzadzę", tylko mama, która krzyczy, albo babcia, która nie umie byc stanowacza.Ale przynajmniej u siebie mialam spokój, choc "zasada ograniczonego zaufania" była cały czas- nie zostawiłam ich nigdy samych, bo jemu różne pomysły strzelały do glowy.
Tak czy inaczej, chcę powiedzieć, ze dziecko tu nie jest winne, tylko dorośli.Matka do niczego.I reszta rodziny, która od trzech lat patrzy na takie jej zachowanie w stosunku do dziecka i nic z tym nie robi.Sorry, ale jakbym ja była ojcem, babcią, dziadkiem takiej dziewczynki i widziała, jak matka sobie z nią "poczyna", to nie zostawiłabym tak tego- a tej "mamusi" rózki wyrosły, bo rodzina toleruje takie jej zachowanie w stosunku do dziecka.Ja na miejscu Twoich teściów powiedzialabym tej pani, że pod swoim dachem nie będe tolerować takiego traktowania wnuczki.I albo będzie sie zachowywać normalnie, albo inaczej pogadamy.Jak to jest, ze ona tak sobie może siedzieć z kawka i fajeczką, a dziecko zaniedbane, brudne i głodne lata???To dla mnie jakis kosmos!!!


. Mała jeszcze jest "do uratowania", ma dopiero trzy latka.Ale to mamuśką trzeba "potrząsnąć".I to porządnie, nawet postraszyc odebraniem praw czy naslaniem jakiejs opieki na nią.Niech sie ogarnie i zacznie postępować jak normalna matka.
Miłego dzionka wszystkim:***