Sensi
Mama po 30-dziestce:)
Mój poród;-)
W środę 25 lipca jak zawsze byłam w pracy i nic nie zapowiadało, że to JUŻ. Wieczorkiem położyłam się spać, ale ok. 1.30 (26 lipca) poczułam lekkie pobolewnie brzucha-wstałam, pochodziłam chwilę po mieszkaniu, położyłam się ponownie i...o 2 znowu to samo. Pomyślałam, że coś się święci
. Spałam dalej w najlepsze, a tu ok 4.10 czuję, że prześcieradło zrobiło się mokre, czyli wody zaczęły odchodzić.
Zbudziłam męża, żeby poszedł do garażu po samochód. Sama w tym czasie wykąpałam się, ubrałam i ok. 5 rano byliśmy w szpitalu
Na wiadomość, że wody już odchodzą, położna od razu zapakowała mnie na porodówkę, połączyła KTG (skurcze co ok. 20 min), zbadała (rozwarcie na 2 palce). I tak sobie leżałam patrząc na błękitne ściany, plotkując z położną (męża wysłałam do domu) i odliczając czas między skurczami.
o 7 rano rozwarcie ciągle na 2 palce. Położna stwierdziła, że u pierwiastki faza rozwierania może trwać do 25 godzin. średnio mnie to ucieszyło( pomyślałam, ale się wyleżę-chodzić nie mogłam, ze względu na ryzyko wypadnięcia pępowiny)
o 9 rano zbadała mnie pani doktor-rozwarcie na 2 palce. zadecydowała, że podadzą mi oksytocynę, aby przyspieszyć rozwarcie.
No i zaczęło się
od 9 rano do 13 miałam pełne rozwarcie
. Te 4 godziny, to czas, kiedy wydawało mi się, że jestem na innej planecie-ból powodował, że chyba momentami traciłam świadomość i poczucie rzeczywistości. Pani doktor pytała, czemu nie krzyczę, a ja jej na to, że gdyby to miało pomóc to pewnie słyszeliby mnie w Warszawie
.Oczywiście znieczulenia nie chciałam.
o 13 położna podjęła decyzję o rozpoczęciu parcia. i uwierzcie mi-od tego czasu nie czułam bólu-wiedziałam, że to ostatni etap, nie da się już go zatrzymać. Cieszyłam się, że zobaczę Kubusia, a jednocześnie miałam obawy, czy wszystko jest w porządku.Parłam więc z pomocą położnej pielęgniarki od noworodków i pani doktor.Kubuś urodził się o 15.18.:-):-):-) Co czułam? fizycznie-ulgę-żadnego bólu, brak bębna, a gdy na moim brzuchu pojawił się synuś łza zakręciła mi się w oku, że to MOJE dziecko. I nie mogłam uwierzyć, że dwoje niedoskonałych ludzi może dać życie takiej doskonałości. To był CUD.
W czasie porodu mój mąż i moja mama siedzieli za drzwiami porodówki, tak więc słyszeli każdy dźwięk stamtąd dobiegający ( nie chciałam porodu rodzinnego i wcale tego nie żałuję).
Podobno poród był ciężki (tak stwierdziła położna-ja nie mam porównania
)
W środę 25 lipca jak zawsze byłam w pracy i nic nie zapowiadało, że to JUŻ. Wieczorkiem położyłam się spać, ale ok. 1.30 (26 lipca) poczułam lekkie pobolewnie brzucha-wstałam, pochodziłam chwilę po mieszkaniu, położyłam się ponownie i...o 2 znowu to samo. Pomyślałam, że coś się święci

. Spałam dalej w najlepsze, a tu ok 4.10 czuję, że prześcieradło zrobiło się mokre, czyli wody zaczęły odchodzić.Zbudziłam męża, żeby poszedł do garażu po samochód. Sama w tym czasie wykąpałam się, ubrałam i ok. 5 rano byliśmy w szpitalu
Na wiadomość, że wody już odchodzą, położna od razu zapakowała mnie na porodówkę, połączyła KTG (skurcze co ok. 20 min), zbadała (rozwarcie na 2 palce). I tak sobie leżałam patrząc na błękitne ściany, plotkując z położną (męża wysłałam do domu) i odliczając czas między skurczami.
o 7 rano rozwarcie ciągle na 2 palce. Położna stwierdziła, że u pierwiastki faza rozwierania może trwać do 25 godzin. średnio mnie to ucieszyło( pomyślałam, ale się wyleżę-chodzić nie mogłam, ze względu na ryzyko wypadnięcia pępowiny)
o 9 rano zbadała mnie pani doktor-rozwarcie na 2 palce. zadecydowała, że podadzą mi oksytocynę, aby przyspieszyć rozwarcie.
No i zaczęło się
od 9 rano do 13 miałam pełne rozwarcie
. Te 4 godziny, to czas, kiedy wydawało mi się, że jestem na innej planecie-ból powodował, że chyba momentami traciłam świadomość i poczucie rzeczywistości. Pani doktor pytała, czemu nie krzyczę, a ja jej na to, że gdyby to miało pomóc to pewnie słyszeliby mnie w Warszawie
.Oczywiście znieczulenia nie chciałam.o 13 położna podjęła decyzję o rozpoczęciu parcia. i uwierzcie mi-od tego czasu nie czułam bólu-wiedziałam, że to ostatni etap, nie da się już go zatrzymać. Cieszyłam się, że zobaczę Kubusia, a jednocześnie miałam obawy, czy wszystko jest w porządku.Parłam więc z pomocą położnej pielęgniarki od noworodków i pani doktor.Kubuś urodził się o 15.18.:-):-):-) Co czułam? fizycznie-ulgę-żadnego bólu, brak bębna, a gdy na moim brzuchu pojawił się synuś łza zakręciła mi się w oku, że to MOJE dziecko. I nie mogłam uwierzyć, że dwoje niedoskonałych ludzi może dać życie takiej doskonałości. To był CUD.
W czasie porodu mój mąż i moja mama siedzieli za drzwiami porodówki, tak więc słyszeli każdy dźwięk stamtąd dobiegający ( nie chciałam porodu rodzinnego i wcale tego nie żałuję).
Podobno poród był ciężki (tak stwierdziła położna-ja nie mam porównania

)
! Dwa razy dawał mi znieczulenie. Musiał go rozpiłować na kawałki, żeby wyciągać po kawałku. Sorki za obrazkowość. Jak znieczulenie przestało działać już po wszystkim to dopiero zaczą się ból. Bolała mnie cała szczęką i nawet troszkę oko. Myślałam że nie dojadę do domu. Jakoś jednak dotarłam, chociaż bardzo kręciło mi sie w głowie i było mi trochę słabo. Wziełam dwa Ibupromy i udało mi się zasnąć. Dzisiaj jest juz lepiej i tylko lekko ćmi miejsce po zębie. W poniedziałek kolejna wizyta, ale tym razem będzie tylko leczenie. Po takim rwaniu to pestka;-). Zresztą sam dentysta powiedział, że leczenie nie będzie duże bo wszystko jest jeszcze we wczesnej fazie.
horror
:-(
. Wczoraj to byłam pewna, że zatoki chore, jak nic, bo ból głowy cały dzień zatokowy, wiedziałam, że dziś do ginka, więc wczoraj próbowałam leczyć sie bezpiecznymi, domowymi sposobami typu inhalacja i woda z solą, chodziłm nawet w czapeczce po domu