Wg mnie Kilolek ma rację co do zasadności pobierania krwi pępowinowej. Naiwnością jest argumentowanie, że "nie ma gwarancji". Nigdy nie ma gwarancji, ale ta krew po prostu zwiększa szansę na przeżycie. Nie chodzi wyłącznie o białaczkę, ale również o inne nowotwory (schorzenia?).
Nie wiem dokładnie jak to "działa", ale z naszej krwi (zwykłej) można wyodrębnić (wychodować?) komórki macierzyste, tylko, że w momencie kiedy jest taka potrzeba, w przypadku choroby, organizm wycieńczony może nie wytworzyć ich wystarczająco dużo, aby mogły do czegoś służyć. A mogą służyć np. do autoprzeszczepu szpiku. Niszczy się szpik chorego a później przetacza krew z komórkami, które mają odtworzyć szpik od zera. Krew pępowinowa ma być zdaje się takim gotowym zestawem komórek macierzystych, dzięki czemu skraca się czas oczekiwania na zabieg i zwiękasza szanse na powodzenie. I to nie są hipotezy, tylko fakty. Wszystko zależy oczywiście od chorego. Jego organizmu i psychiki. Ale można zwiększyć szanse.
I wszystko jak zwykle sprowadza się do kasy.. Uważam, że banki krwi pępowinowej powinny być współfinansowane przez państwo. W końcu można je uznać za coś w rodzaju profilaktyki, znacznie ograniczającej późniejsze koszty leczenia..
Sama nie wiem czy będzie nas na to stać.. tylko jak spojrzeć sobie w oczy, gdyby nie daj Boże, zaistniała sytuacja, gdy krew pępowinowa mogłaby zwiększyć szanse na przeżycie dla dziecka (lub kogoś z rodziny). Trudna sprawa.

Może trzeba "stanąć na uszach" i tą kasę zgromadzić? Nie wiem..
