Julianna*
moja przygoda z żłobkiem zaczęła się ponad rok temu jak mała miała 6 m-c a ja musiałam (chciałam) wrócić do pracy. Mała co chwile była chora do żłobka była zapisana IX-XII bywał miesiąc że była CAŁE 10 dni

reszta w domu bo chora, w grudniu wzywałam w nocy karetkę bo mała miała 40,5 i nie chciała tem. się zbić. Miała wrócić na wiosnę ale ja zaszłam w ciąże i mi się jej żal zrobiło. Całe lato małą hartowałam

jak inne dzieci miały rajstopki moja na gołych nogach, nigdy nie przegrzana, picie nie podgrzewane (wszytko tem. pokojowa), przyszła jesień i miesiąc chora - infekcja za infekcją a w domu siedziała

taki słaby egzemplarz z niej - wiec jak ma być chora to będzie... kiedyś się musi wychorować. Teraz jestem zdeterminowana na żłobek.
----------------------------------------------------------------------------------------
a co do rodziny... to u mnie mała byla wyczekana nie tylko nas (mąż i ja) ale i rodzinę pierwsze dziecko od 25 lat hehe a u męża od 13 (bratanek) a wcześniej mój mąż. I to ja nie chce pomocy- o ile to pomocą można nazwać - tzn krytyka każdej decyzji wychowawczej...

prowadzenia domu i małżeństwa. A najgorsze jest to że nie wiadomo jak napyskuję nikt się nie zraża

a uwierzcie mi czasem bym chciała (boże jaka ja okropna jestem). Chyba jak maluchy odchował napiszę książkę z anegdotami o mojej rodzinie i uwagach do wychowania. HIT opowiem: mała niedawno dostała wysypki zmieniłam proszek (lekarz potwierdził wysypka kontaktowa) teściowa stwierdziła że jest to liszaj od brudu albo psa (psa mamy od urodzenia małej coś późno wyszedł) albo jest to wysypka z niedoboru wit. D bo mała nie jeździ z nią na działkę
