Od stycznia jestem już sama, znaczy mąż wraca do domu koło 16. Ogólnie nie ma dramatu. Jest gorzej psychicznie, zawsze jakoś raźniej we dwoje, a tak to od świtu do tej 16 spełniam wszystkie zachcianki dzieci i jeszcze próbuje wyrwać chwilę żeby ogarnąć mieszkanie i jeszcze najlepiej pouczyć się do egzaminu. Żyje od karmienia do karmienia, teraz w międzyczasie dzieci już chcą się trochę pobawić, śpią coraz mniej więc i ja czasu mam coraz mniej. Ciężko karmić dwójkę na raz bo świat już je rozprasza i rozglądają się na lewo i prawo, ale zwykle budzą sie na raz i na raz chcą jeść więc nie mam wyboru. A jak u Was?