A wiecie co? Byłam taki kozak, że przy drugim porodzie nie dam siebie położyć do porodu (bo ponoć na leżąco najgorzej). No i tak sobie kozaczyłam..:-) Do wczoraj.
USG mi robi gościu, który odbiera porody w szpitalu w którym rodziłam i rodzić będę. I mówię, jak to jest z respektowaniem moich postanowień(plan porodu itp.), mówi że w tyłku mają. Że do momentu porodu, to sobie mogę skakać, kucać, leżeć, ale sam poród na leżąco. A ja na to, że przecież mam prawo do innej pozycji, i że w nosie mam wygodę lekarzy (bo tak naprawdę ta pozycja do tego się sprowadza), a on mi na to, że tylko wywołam wojnę, a i tak będę musiała się położyć, bo lekarz odbierając 30 porodów na zmianie ma w nosie co mi się podoba, on musi mieć komfort i nie zastanawiać się nad przebiegiem tylko robi to 'taśmowo' i idzie na kolejny poród :O:O. Więc mówi, że będę walczyć z wiatrakami i tylko narażę się na gorsze traktowanie :O.
Moooże gdybym trafiła na jego dyżur to mi się uda jednak inną pozycję przyjąć, ale tak.. widzę że muszę się z nią pogodzić :-(.
Jestem wściekła, bo oni nawet nie próbują sprostać oczekiwaniom rodzącej.
To tak, jakby któraś chciała rodzić na Polnej. No i od niedawna jest tam gaz rozweselający... Tyle dobrego. Inne znieczulenia niż dolargan dożylnie nie wchodzi w grę.