reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Dodatkowe szczepienia płatne - szczecinianki za czy przeciw?

Kurczę, Nie szczepię,... Przede wszystkim to co piszesz na temat odporności jest bardzo ciekawe i widać, że się tym interesujesz. Nie umiem wyjaśnić mechanizmu przejmowania wirusów ponieważ nie jestem lekarzem, aczkolwiek zaciekawiłaś mnie i wdrożę się głębiej w ten temat.
Rozumiem, dlaczego nie możesz podejść obojętnie do tego tematu, ale dlaczego z góry zakładasz że osoby które szczepią dzieci uchylają się od odpowiedzialności i w podskokach biegną do pediatry na kłucie dziecka bo tak im wygodniej, lekarz zaszczepi a ja mam luzik. Nie jest tak. Interesuję się szczepieniami, wiem jakie mogą być powikłania, niektóre wywołują moje przerażenie (jak np. zapalenie mózgu przy szczepionce Priorix na świnkę-odrę-różyczkę). Jednak moja mama w dzieciństwie, kiedy miała 10 lat (i szczepiona na odrę nie była bo ta szczepionka jeszcze nie istniała) zachorowała na odrę i prawie umarła... Miała ponad 41 stopni gorączki ale dzięki Bogu udało się ją uratować... Więc w tym wypadku kieruję się zasadą wyboru mniejszego zła... Taką mam przynajmniej nadzieję.
Co do odporności na wirusy i zdrowego trybu życia... A co sądzisz np. o ospa-party, gdzie rodzice (głównie nieszczepiący właśnie) zabierają swoje dziecko, narażają je na chorobę a także inne dzieci? Czy mają do tego prawo? Zdają sobie przecież sprawę że dziecko chodzi do szkoły, może zarazić inne dzieci, a w niektórych przypadkach ospa potrafi być bardzo ciężka, np. tak było w moim wypadku. A po co właściwie to robią? Czy nie po to, aby ich dziecko zachorowało, nabrało odporności i aby mieli już tę chorobę "z głowy"? Bo innego wyjaśnienia nie widzę. Za każdym razem gdy moje dziecko jest szczepione, boję się co będzie później, jednak dla mnie (podkreślam, DLA MNIE) jest to sposób na ochronę jego zdrowia. Z czym oczywiście można się nie zgodzić, i ja to szanuję.
 
reklama
Idiosynkrazja zagalopowałam się z tym uogólnieniem, a to jest niewłaściwe, a wręcz krzywdzące. Tylko, że od dawna już tak aktywnie "uświadamiam" w sieci i często spotykam się ze sprzeciwem który wygląda jak przytłumienie przezorności. Zatem przepraszam za uogólnienie.

Na odrę, świnkę i różyczkę chorowałam w dzieciństwie, całkiem łagodnie, za to ospę miałam w wieku 18 lat i było to bardzo trudne chorowanie.

Jeśli chodzi o imprezy typu "ospa-party" mam mieszane uczucia. Wszystko rozbija się o wiedzę. Jeżeli taka matka nie przygotuje się do czegoś takiego to może wyrządzić krzywdę dziecku, bo wszystko wymaga wiedzy.

Odra, jak każda inna choroba wywołuje powikłania. Powikłania powstają przy niskiej odporności. Nie wiemy w jakim stanie jest dziecko idąc na taką imprezę i możemy mu zafundować powikłania. Podobnie jest ze szczepieniem. Jadąc na szczepienie nie wiemy, czy u dziecka nie zaczyna się jakaś poważna infekcja, a lekarz się tym nie interesuje, tylko zważy zmierzy i ciach, szczepienie i tragedia gotowa.

Trzeba zawsze mieć pewność, że dziecko jest silne i zdrowe a potem trzeba uważać w czasie chorowania.
Chorowanie też wymaga wiedzy, a przede wszystkim czasu. Do powikłań dochodzi najczęściej gdy osoba chora nie przeleżała odpowiedniego czasu i nie doleczona została wystawiona na działanie innych patogenów.

Dlatego taka ospa party to naprawdę sprawa złożona i jak wszystko wymaga wiedzy.

Po naszym NOPie zmieniłam podejście do zdrowia i medycyny. Mnie interesuje przede wszystkim wzmacnianie organizmu i na tym się skupiam.

Jeżeli jest silny organizm to poradzi sobie z każdą chorobą nawet pomimo nieszczepienia.

Jeżeli jest słaby organizm to nawet szczepionka nie uchroni od zachorowania, a sama szczepionka może wyrządzić spustoszenie.

Kluczem do zdrowia jest silny organizm. Wzmacniamy go jedzeniem, witaminami, świeżym powietrzem. Jesteśmy tym co jemy.

Często powtarzam takie porównanie, że szczepienia przypominają mi sytuację, gdy osobie głodnej zamiast dać coś do jedzenia - dajemy środki na hamowanie głodu, bo tym są właśnie szczepienia, a to trzeba dać coś na wzmocnienie.

Dla nas najlepszym panaceum na wzmocnienie jest wystawiona za margines i obśmiana witamina C, a witamina C potrzebna jest do każdego procesu, jej niedomiar nie jest zauważalny, ale tak jak kropla drąży skałę, tak powolny, postępujący proces niedoboru witaminy C powoduje w następstwie cały szereg dolegliwości.

Nawet gdy dziecko ma pleśniawkę pomaga smarowanie jamy ustnej rozkruszoną witaminą C.

Minimalna dawka dzienna to 1000 mg na dobę. Oczywiście mam na myśli naturalną witaminę C a nie kwas askorbinowy, który powoduje kamicę nerkową, ale to tak w skrócie.

Tu nie ma miejsca by całą moją zgromadzoną wiedzę wyłożyć, dlatego namawiam do pogłębiania, do szukania, do czytania, to procentuje.

I namawiam do wypiekania chleba, bo pieczywa jemy najwięcej, a to co w nim siedzi, się w żadnej głowie nie mieści, tablica Mendelejewa.

Tajemnica zdrowia i odporności tkwi w jedzeniu a nie w strzykawce.

I jeszcze bym zapomniała. Napisałaś, że rodzice chodzą na takie ospa party by nabrać odporności, a przecież szczepienie robi to samo, ale tu jest różnica.

Czytałam kiedyś wypowiedź lekarki, dlaczego szczepieni jest nie tyle nieskuteczne co niebezpieczne.

Patogeny do naszego organizmu dostają się drogą pokarmowo-oddechową. To jest naturalny dostęp do organizmu. Ta droga pokarmowo-oddechowa wypełniony jest receptorami badającymi czy jest wróg na drodze i gdy ten wróg się pojawia zostaje wysłana informacja do mózgu o potrzebie ofensywy. Oczywiście to jest w wielkim skrócie. Nie jestem lekarzem tylko historykiem i można mi tu wytknąć uogólnienie ale chodzi tu o pewien zarys, którego moja niewiedza nie fałszuje.

Gdy patogeny dostają się ze szczepionki domięśniowo, omijają ten naturalny trakt pełen strażników, niejako jak piąta kolumna i organizm jest zainfekowany nim zdąży się przygotować do obrony. To powoduje zagrożenie zaatakowania układu nerwowego. Dlatego tak często występują powikłania neurologiczne, bo patogeny bez przeszkód pokonują nieszczelną barierę krew-mózg. A odporność, która niby powstaje nie ma nic wspólnego z tą odpornością po naturalnym przechorowaniu. Odporność po szczepionkach jest krótkotrwała a po przechorowaniu na całe życie. Poza tym chorując naturalniej chorujemy bezpieczniej, bo organizm jest na ten rodzaj zarażenia przygotowany, a na zarażanie przezmięśniowe zupełnie bezbronny i to próbuję wytłumaczyć na forum.

Ale podsumowując - wzmacniajmy organizmy dzieci a nie je osłabiajmy, szczepienia osłabiają.

Pozdrawiam serdecznie
 
Dziękuję za merytoryczną wypowiedź, właśnie na takich mi zależało zakładając wątek! Jak zwykle wiedza stanowi klucz do wszystkiego, dlatego do rodzica należy aby zgłębił wiedzę na temat szczepionek i wybrał to co najlepsze dla dziecka.
 
Co do szczepień, to nie uważam aby była to kwestia wyłącznie wyciągania pieniędzy przez farmaceutów. Dlaczego nie ma teraz tylu gruźlików co kiedyś? Przecież kiedyś ta choroba dziesiątkowała ludzi? To samo z chorobą Heinego-Medina. Teraz nie widać dzieci na to chorych. A w najstarszym pokoleniu są ludzie, którzy na to zachorowali. W czasie wojny dośc powszechna.
Mało znam się na szczepieniach dzieci. Szczepiłam małą na te "obowiązkowe" choć skojarzoną szczepionką, więc płatną. Poza tym na rotawirusy. Miałam problemy z biegunkami u moich psów - stąd ta decyzja. Zastanawiam się nad szczepieniem małej na pneumokoki przed pójściem do przedszkola. Raz już miała pneumokokowe zapalenie płuc, jak poszła do szpitala na Wojciecha z chorą nogą.
Więcej chyba wiem o szczepieniach psów. :)
Szczepię moje psy choć staram się z umiarem. Coroczne szczepienia na wściekliznę, to bzdura. Te szczepionki działają 2-3 lata. Szczepić i tak trzeba dla papierka. Moje psy nie gryzą ale muszę mieć pieczątkę przy wejściu na wystawę psów. Starą schorowaną suczkę, to nawet weterynarz powiedział, że nie zaszczepi, bo jest za słaba. Ogólnie nie szczepi się chorych. Pewnie u ludzi tak samo jest.
Inne szczepienia. Na pewno nie zostawiła bym psa bez szczepienia na nosówkę. Choroba okropna. Mieliśmy kiedyś psa znajdę. Nie było wiadomo czy szczepiony czy nie. W wieku roku zachorował na nosówkę. Byłam na wakacjach. Nie wiedziałam, że walczy o życie. Dopiero po fakcie się dowiedziałam. Przeżył. Pozostał mu przytępiony węch.
Weterynarze powiedzieli, że był silny, więc przeżył.
Ale skutki nosówki są zazwyczaj opłakane. Zazwyczaj śmierć. Czasem przeżyje i padaczka.
Nie wiem czy teraz wszystke psie "kombajny" mają kaszel kennelowy. Zawsze mówię, że szczepienie musi mieć kaszel kennelowy. Choroba idąca po psiarni jak burza. Gdy miałam dwie suczki, to obie zachorowały. Najpierw 10-ciomiesięczna, dzień później ośmioletnia. Obie zaszczepione. Dali im antybiotyk, trochę poprychały tak jakby chciałyn zwymiotować i przeszło. Wetowie stwierdzili, że lekko, bo zaszczepione.
W zeszłym roku (trzy psy). Zaczęło się od psa, który nie był ponad 3 lata szczepiony na kaszel kennelowy. Prychał, że całym nim wstrzsało. Biedulek mordował się tydzień. Dostal antybiotyk. Suki obie zaszczepione parę razy prychnęły i przeszło im bez leków. Więc chyba jakiś sens szczepień był. Teraz mam wszystkie poszczepione kombajnami jakieś 9 miesięcy temu.
Nie bardzo wierzę w sens szczepienia na ospę. Co z tego, że nie zachoruje w dzieciństwie, jak zachoruje, jako dorosły. Dorośli ponoć ciężej przechodzą ospę.
W tych szczepionkach doszukuję się jedynie interesu farmaceutów.
Szczepionkę oczywiście trzeba móc znieść. Nie szczepię się nigdy na grypę. Raz się szczepiłam. Potem w Polsce zmienili szczepionki. Wszystkie z neomycyną. Mam na to uczulenie i dlatego się nie szczepię. No chyba, że kiedyś zaczną sprowadzać szczepionki bez neomycyny.
Oczywiście czytać ulotki. Dzięki temu nie zaszczepiłam się drugi raz na grypę, bo przeczytałam ulotkę.
 
Północny wiatr szczepienia to kwestia finansowa, wyłącznie. Gruźlica nie została wyelimonowana, wręcz przeciwnie, w Polsce notuje się coraz więcej zachorowań a tylko w Polsce szczepi się nowordki w pierwszej dobie życia na gruźlicę. Zachorowania na polio odnotowywano właśnie w trakcie szczepień, jest to żywa szczepionka i osoba zaszczepiona zaraża.
Jeżeli się dobrze przyjrzeć statystykom to nie szczepienia wyeliminowały zachorowania a zmiana trybu życia, ale to do niewielu dociera. By to zrozumieć trzeba dobrze przyjrzeć się trybowi życia jaki miał miejsce w XIX wieku a jaki ma miejsce teraz, nie można zapominać o dwóch wojnach światowych które też wywołały epidemie ze względu na głód, wyniszczenie, odniesione rany. Bez odpowiedniej wiedzy nie można wyciągać wniosków, ale ta niewiedza jest na rękę koncernom, żeby namawiać do zupełnie niepotrzebnych szczepień.
Gdyby każda mama zamiast w szczepionki została zaopatrzona w wiedzę na temat chorób, na sposoby właściwej profilaktyki, znaczenia właściwego karmienia i odpowiedniego trybu życia, wtedy żadna mama nie zdecydowałaby się na szczepionkę, wiedząc, że to jest działanie nie tylko bezcelowe a wręcz szkodliwe.

Napisałaś, że Twoje dziecko miało pneumokokowe zapalenia płuc, w szpitalu, bo do takich zakażeń właśnie w szpitalach dochodzi. Pneumokoki mamy wszyscy w sobie ale nie chorujemy, bo by zachorować musi nastąpić znaczne obniżenie odporności. Na przykład do tego obniżenia przyczyniają się antybiotyki. Zapewne w szpitalu Twojemu dziecku podano bardzo silne antybiotyki, które pozbawiły dziecko cennych bakterii jelitowych i wystawiło dziecko na działanie groźnych bakterii szpitalnych.

Już teraz mówi się głośno, by podczas hospitalizacji nie podawać antybiotyków, bo to właśnie jest pierwszy krok do zakażeń bakteryjnych, by przez antybiotyki nie wyjaławiać organizmu.

Szczepienie przeciw pneumokokom jest tylko obniżaniem odporności. Na 12 szczepów bakterii (występujących poza Europą) podczas gdy jest ich około 90 szczepów.

By uchronić dziecko przed pneumokokami trzeba przede wszystkim nie pozwalać na obniżanie odporności, unikać antybiotyków, wzmacniać odpowiednim żywieniem, witaminami, świeżym powietrzem itd.

Na temat zwierząt nie wypowiem się, nie znam się. Miałam kota kiedyś którego na nic nie szczepiłam i żył sobie w zdrowiu i szczęściu siedem lat.
 
Północny wiatr szczepienia to kwestia finansowa, wyłącznie. .

"Nie szczepię" nie zamierzam Cię przekonywać do szczepień. Napisalaś 127 postów na forum i wszystkie 127 na temat szczepień. Więc prowadzisz na forum krucjatę przeciw szczepieniom. Pachnie mi tu fanatyzmem. Ponoć kobiety fanatyczki nie da się odciągnąc od jej przekonań. :-D Nie mam racji?

Gruźlica nie została wyelimonowana, wręcz przeciwnie, w Polsce notuje się coraz więcej zachorowań, a tylko w Polsce szczepi się nowordki w pierwszej dobie życia na gruźlicę.

Znaczy to, że szczepienie w pierwszej dobie powoduje wzrost zachorowalniości?
Teksty, które wyczytałam tłumaczą to migracją ludzi z państw, gdzie częściej występuje gruźlica (głównie ze wschodu). I w niektórych województwach (wschodnich) gruźlica cześciej się pojawia, w innych prawie jej nie ma.

Zachorowania na polio odnotowywano właśnie w trakcie szczepień, jest to żywa szczepionka i osoba zaszczepiona zaraża.

W Polsce trzy pierwsze szczepienia polio są zabitą szczepionką. Czwarte żywą.
Rzeczywiście w latach 50 był problem ze szczepieniem polio w Stanach, bo zaserwowano wadliwe szczepionki. Dzieci chorowaly po szczepieniu i zarażały.
Błędy farmaceutyczne zdarzały się nie raz i będą się zdarzały. Firma farmaceutyczna musi się wycofać ze sprzedaży w razie komplikacji, bo ich odszkodowania zjedzą.

Jeżeli się dobrze przyjrzeć statystykom to nie szczepienia wyeliminowały zachorowania a zmiana trybu życia, ale to do niewielu dociera.

Na pewno zmiana trybu życia w pewnym sensie dziala na korzyść. Ale nie wmawiała bym, że niektóre szczepienia nie są skuteczne.
Nie mówmy, że lekarze nie szczepią. Mam w rodzinie lekarza i jak najbardziej szczepi swoją czwórkę dzieci. :)
Ale można nie szczepić, bo inni się zaszczepią dookola, więc mała szansa epidemii.

Napisałaś, że Twoje dziecko miało pneumokokowe zapalenia płuc, w szpitalu, bo do takich zakażeń właśnie w szpitalach dochodzi. Pneumokoki mamy wszyscy w sobie ale nie chorujemy, bo by zachorować musi nastąpić znaczne obniżenie odporności. Na przykład do tego obniżenia przyczyniają się antybiotyki. Zapewne w szpitalu Twojemu dziecku podano bardzo silne antybiotyki, które pozbawiły dziecko cennych bakterii jelitowych i wystawiło dziecko na działanie groźnych bakterii szpitalnych.

Moje dziecko nie brało w tym szpitalu żadnych leków, więc nie obniżyly mu odporności. Mam nadzieję, że nie będziesz wmawiać, że zapaleniem płuc nie da się zarazić. Oddział dziecięcy, na którym dzieci leżały na różne choroby.
Może każdy ma jakieś tam bakterie ale jeśli dostanie gdzieś ich nadmiar albo się namnożą w odpowiednich warunkach, to jest zachorowanie.

Już teraz mówi się głośno, by podczas hospitalizacji nie podawać antybiotyków, bo to właśnie jest pierwszy krok do zakażeń bakteryjnych, by przez antybiotyki nie wyjaławiać organizmu.

A kto to mówi? ;-)Fanatycy? Skąd masz takie informacje? Iść do szpitala na boreliozę i dostać antybiotyki dopiero po wyjściu z niego, czy wogóle się nie leczyć, żeby się nie oslabić?
Można wymienić milion chorób, w których należy podać antybiotyki, bo bez podania można wyprawić pacjenta na drugi świat.
Chociażby ropne zapalenie wyrostka, które kiedyś przeszłam. Moja mama przeszła w wieku 3 lat przed wojną bez antybiotyków ale jej księdza wolali. Uratowana cudem.

By uchronić dziecko przed pneumokokami trzeba przede wszystkim nie pozwalać na obniżanie odporności, unikać antybiotyków, wzmacniać odpowiednim żywieniem, witaminami, świeżym powietrzem itd.

Masz rację. Tylko nie jest to łatwe. A z tym odpowiednim żywieniem to katastrofa - wszystko nafaszerowane chemikaliami. Staram się jeść zawsze jak najmniej przetworzone jedzenie (np. biały serek zamiast ohydny Danio). Ale i tak nie wierzę, żeby ten bialy był taki ekologiczny.
A świeże powietrze? Gdzie ono jest? Wszędzie spaliny.

Na temat zwierząt nie wypowiem się, nie znam się. Miałam kota kiedyś którego na nic nie szczepiłam i żył sobie w zdrowiu i szczęściu siedem lat.

To malutko jak na kota. Koty w domu żyją średnio 15-17 lat.
 
Północny wiatr, no niezłą lustrację mi tu zastosowałaś. Spierać się nie mam zamiaru. Określenie mnie terminem "fanatyczka" jest co najmniej obraźliwe.
Nie prowadzę żadnej krucjaty. Nie mam zamiaru nikogo do niczego namawiać. Niech każdy sobie działa w swojej wierze, w swoich przekonaniach. Ale niech nie wmawia, że szczepienia są ok, bo nie są.
Każda osoba, która przeszła przez określony dramat i ma w swoim charakterze niezgodę na pewne status quo zaczyna działać, jedne osoby zakładają fundacje, inne piszą blogi lub działają na forum. Określenie to per "fanatyzm" jest niegrzeczne.
Nie wiesz przez co przeszłam. A przeszłam wiele i teraz piszę o tym, bo gdybym na podobne treści trafiła wcześniej, oszczędziłabym naszej rodzinie cierpienia.
Szczepienia niby takie dobre a doprowadziły do ciężkiego NOPa u mojego dziecka. Nie można zapominać, że to nie jest panaceum na choroby tego świata tylko bardzo wątpliwy środek profilaktyki.
Tak tutaj rzucasz cytatami i wiedzą to proszę poczytaj więcej na temat historii szczepień i zarobkach firm farmaceutycznych.
Argumentem kluczowym jest teoria przeciwciał. Odporność nie zależy od ilości przeciwciał a na tym opiera się polityka szczepień.
Szczepi się niemowlęta, bo tak małe dziecko nie jest w stanie określić swoich dolegliwości i NOPy znikają pod okryciem gorączek, wysypek, angin i nawet nie pojawiają się w statystykach.
Szczepi się niemowlęta na choroby, z którymi w obecnych czasach nie miałyby żadnej styczności i to bez zachowania jakiś specjalnych rygorów.
Takie szczepienia są niepotrzebnych narażaniem zdrowia dzieci.
Niemowlęta mają nieszczelną barierę krew-mózg i organizm dziecka nie radzi sobie z patogenem szczepionki, doznaje uszkodzeń neurologicznych i przed rodzicami pozostają lata trudnej rehabilitacji.
Nie będę tutaj rozwijać tych wszystkich wątków, można sobie samemu poczytać, tylko trzeba otworzyć się na treści nie tylko te poprawne politycznie, ale również te idące w sprzeczności z głównym proszczepionkowym trenden.
Moje dziecko ucierpiało w wyniku szczepień i wiele trudu i pieniędzy kosztowało nas wyciągnięcie dziecka z nopa. To pozwoliło zobaczyć obłudny swiat medycyny w jej prawdziwym świetle.
I tak jest jest, że wzmacnia się odporność właśnie jedzeniem. I nie można się zasłaniać stwierdzeniem, że jest wszystko sztuczne, to po co się starać. Spośród tych sztucznych można znaleźć te mniej sztuczne. Zdrowia wymaga poświęceń.
Można zamieszkać na wsi zamiast wdychać miejski smog. Można jeść jajka od wiejskiej kury, która żywi się tym co wydziobie niż te z chowu klatkowego pełne sztucznej karmy. Można wyhodować sobie własne warzywa i owoce w ogródku niż żywić się tymi z merketu - GMO i można swojemu zdrowiu w ten sposób pomóc.

A kot nie musi żyć 15 lat. Wszystko zależy od okoliczności. Jeden żyje 15 drygi siedem.

Pisałam w dobrej wierze, a odnoszę wrażenie ogromnej nieżyczliwości. Nie podoba Ci się moja postawa, masz prawo, ale żeby mi tutaj taką lustrację wykonać, to nie wiem po co, aż tak kole w oczy czyjaś świadomość szkodliwości szczepień?
 
Przeczytałam wszystkie posty i na zupkę chińską nabrałam ochoty ;)

Zaszczepiłam Hanuke ostatnim 6w1 i dodatkowo pneumokoki. Na drugi dzień miała gorączkę ok 38 po 3h przeszła.

Trochę za względu na to, że ten wątek się pojawił poczytałam o szczepieniach na Wikipedii i przynajmniej teraz wiem, że szczepimy tak często, bo szczepionki dla maluchów są zbyt oczyszczone żeby wywoływać silną reakcję i budować długotrwałą odporność. Stąd te przypomnienia (nie miałam o tym pojęcia)

Na koniec dodam tylko, że zbyt rzadko bierzemy do siebie taką możliwość :
"ja wygrywam, Ty wygrywasz"
i mam tu na myśli zyski firm farmaceutycznych, któe to przecież mogą iść w parze z czymś pozytywnym.
 
Lasotka poczytaj więcej, szczepienia to nie cukierek, niosą za sobą długofalowe skutki uboczne. Za szczepieniami stoją autorytety, ale i przeciw szczepieniom opowiadają się inne autorytety, każdy przedstawia swoje argumenty. Zmienia się zdanie, gdy się doświadczy powikłań i zobaczy to na własne oczy. I po tym jak się dziecko wyciągnie z powikłań, całkowicie zaniecha szczepień, to dopiero widać tę prawdziwą, niczym nie zmąconą odporność.
W internecie można znaleźć wypowiedzi nie blogerów, ale lekarzy, którzy tłumaczą, że wstrzykiwanie patogenów niemowlętom jest zamachem na ich zdrowie a nawet życie a nie profilaktyką. Można doszukać się informacji o tym, że szczepienia nie przyczyniły się do spadku zachorowań, a nawet były powodem epidemii. Wszystko można znaleźć, wszystko można przeczytać i sobie argumentować.

Ale ja wiem jedno. Naprawdę zobaczyłam czym jest NOP, wiem jak długo walczy się o zdrowie dziecka i wiem, że szczepienia są pomyłką, ale za to bardzo dochodową i póki ludzkość będzie się dalej dawać oszukiwać poprzez fałszywe reklamy "obejmij mnie szczepieniem" puty interes będzie się kręcił, a nas - matki dzieci po NOPie będzie się spychać na margines i wtłaczać w statystyki błędu, bo przecież na ileś tam przypadków może się trafić jeden pech. Ale gdy ten pech dotyka naszego jedynego dziecka, to myślenie zmienia się o 180 stopni i to nie ma nic wspólnego z fanatyzmem,co mi tu niegrzecznie usiłuje się wmówić.
 
reklama
Do góry