.wiem, bo pracowałam razem znim w restauracji przez 3 lat, i nieraz w upały widziałam, jak on biedny aż pali sie w tej gorącej kuchni, pot z czoła leci, a on biedny nie wyrabia z wydawaniem main coursów dla 100osób w jedej wieczór....więc jak widze laski, które od mężów wstawających o 5rano do pracy wymahają wstawania w nocy, kąpania dzieciaka, i jeszcze podanie śniadanka, a ona sobie leży brzuchem do góry i paznokcie piłuje

to mnie szlag trafia, a wierzcie, że mam takie koleżanki.
I czasem sie tak napatrzę, jak pantoflarz taki(sorki za określenie, ale tak to dla mnie wyglądało)za dzieckiem sie non stop ugania, żonce nadskakuje, a ona ma to głęboko gdzieś....a ja potem wracam do domu i narzekam mojemu, że ty to taki nie jesteś, a potem głupia sobie myślę, jaka głupia ja byłam.
Nie może być tak, że albo jedno ma wszystko na głowie, albo drugie, musi byc jakiś podział, współpraca, a najważniejsze, żeby sie poprostu dogadać.
Bo nieraz mój mąz jest tak zmęćzony, że nawet nie pomyśli, że mógłby sie jakoś zaoferować, ale jak ja do niego przyjdę i powiem, że potrzebuje troche pomocy to i da mi pospać nawet rano, weźmie małego po cichu...obiadek ugotuje, no bo szef w końcu, i wiem, że jak go zostawie ze wszystkim w domu to wszystko ogarnie.
Więc podsumowanie takie, że on ma swoją pracę, ja ponieważ nie pracuje mam jakies tam swoje obowiązki, no bo przecież nie będę mu kazała odkurzać i sprzątać mieszkania zaraz po powrocie z pracy, bo trochę nie na miejscu by to było uważam, a reszty można się dogadać...jak ma wolne np. to ja chce wtedy wszystko nadrobic w domku, i on wtedy cały dzień z Wiktorkiem sie bawi.