U nas z karmieniem od początku były przygody. Maluszek w pierwszych 32 godzinach swojego życia nie jadł NIC tylko pluł wodami płodowymi

nie chciał się przystawiać do piersi, nawet po porodzie jej nie chwycił, ale miał niesamowicie silny odruch ssania, bo mojego małego palca wręcz wciągał. Ja wyłam w szpitalu pod prysznicem, że zagłodzę dziecko, personel nie chciał go dokarmiać, tylko przepajali od czasu do czasu glukozą, jak za dużo płakał, co mnie niesamowicie złościło, ale bałam się im tego zabronić, bo to było jego jedyne pożywienie. Wieczorem w drugiej dobie życia po raz pierwszy Kubuś chwycił moją pierś i zaczął ssać, a ja płakałam ze szczęścia. Niestety wcześniej nie miałam stymulowanych piersi i lichutko u mnie było z pokarmem, więc na obchodzie spytali mnie o zgodę na dokarmienie go 30ml MM, oczywiście się zgodziłam. No i wtedy wszystko się zaczęło, od czasu do czaus przystawiałam go do piersi, żeby pobudził laktację, ale był najedzony i raczej traktował to, jak ssanie smoczka, a u mnie zaczął pojawiać się pokarm w ekspresowym tempie i wieczorem w 3 dobie miałam taki nawał, że położne całą noc tłukły w kuchni liście kapusty i robiły mi okłady. Straszny ból, piersi, jak kamienie, maluszek zaczął głodnieć, ale nie był w stanie sie przyssać przez tą twardość, więc zbawienny okazał się być laktator i odciąganie kilku kropli przed karmieniem, żeby zmiękczyć piersi.... Wszystko unormowało się w 4 dobie, dlatego dopiero 5 dnia wypścili nas ze szpitala
Teraz maluch jest tylko karmiony piersią, na żądanie. Oczywiście brodawki mam zmasakrowane, pomaga mi maść Purelan, nie trzeba jej zmywać przed karmieniem.
No i dzięki za info o nabiale, nie miałam pojęcia, że może prowadzić do skazy u małego.

a przyznam, że odkąd karmię to starałam się codziennie jeść nabiał, teraz ograniczę się chyba tylko do zupy mlecznej rano..