no to szybko opowiem, że to był koszmar
cięcie w poniedziałek, Pindzia na szpitalnym MM
od środy wisi nade mną "Baba Jaga" z poradni laktacyjnej, normalnie miałam odruchy chowania się przed nią na korytarzu hahah
Męczyła mnie strasznie, dostawiała Pindzie, kombinowała dzikie pozycje, wsadzała jej rureczkę z MM podczas dostawiania, żeby jej się wydawało, że coś leci.. wszystko fajnie ale nic z tych pomysłów i tak bym nie była w stanie wykonać sama bez niej..
laktacji zero..
Walczyłam z tym laktatorem ale raczej jak mucha a nie lew ( ;p) bo hałasował na cały szpital i jakoś sensu w tym nie widziałam..
aż w czwartek poleciała kropka jak mi przyszła babka i przycinęła brodawkę jak jakiś brutal..
W czwartek ściągnęłam z obu piersi góra 10 ml.. pojechałam do domu, w piątek z obu z 30 ml się uzbierało a dzisiaj rano po nocy 55 ml..czyli jakiś postęp jest.. ciekawe czy kiedyś doczekam chwili, kiedy Pindzia się tym naje i już z MM drugiej flachy potrzebować nie będzie..
Cholerni wkurzające jest to siedzenie na laktatorze.. zajmuje 40 min a ileż rzeczy można by zrobić w tym czasie.. chociażby NIC- a kto ma czas na NIC ? teraz to na wagę złota hehe
Brakuje mi jakiegoś systemu..pomysłu..ściągam co 3-4 godziny, nie mogę się częściej zmobilizować, i dostawiam po 10 min dwa razy na każdy cycek.. nie chce mi się bawić w jakieś 5,4,3,2,1 bo to za dużo roboty..poza tym mi zaczyna lecieć po średnio minucie więc bez sensu jak dla mnie.. jak ciągnąć to ciągnąć chyba nie?
Jak dziecko dostawiasz to ono ciągnie "do bólu" a nie po parę minutek..
Poprawcie mnie proszę jeśli się mylę..