Tak, to prawda my mieliśmy szczęście, że znaleźli się świadkowie. W dodatku przyszli na rozprawę po roku od wydarzenia co podobno, wg prokuratora i mojego prawnika, rzadkość by ktoś był aż tak bardzo dotknięty/ zaangażowany w takiej sprawie. Parę dni trwało zanim w ogóle trafiliśmy na okazanie psiaka a to też dzięki portalom społecznościowym i nagłośnieniu sprawy. Znajomy dał znać, że na jego osiedlu kilka dni temu zabito psiaka i tak trafiliśmy. Szczerze, to mimo, że ta baba bardzo truje życie wszystkim sąsiadom to naprawdę nie podejrzewałam jej o coś takiego. A już zawzięłam się na maksa jak sprawa zaczęła się kręcić, czyt. dzielnicowy o nią zaczął pytać i policja a ta załatwiła sobie miesięczny pobyt na oddziele psychiatrycznym. No ale cóż...tu ja byłam sprytniejsza. I ta jej bezcenna mina jak zobaczyła mnie jak wchodzę z prawnikiem na tzw. wezwanie do ugody...jakby zobaczyła ducha...pewnie spodziewała się mojej siostry (sympatyczna, zawsze uśmiechnięta, cud, miód, malina)...a tu trafiła się ta „gorsza”

wersja.