Tak mnie naszło dziś w pracy...całą droge do domu przeryczałam...Koleżanka zaczęła coś o in vitro , głośno zastanawiała się czemu niektórzy mają takie problemy. Druga niesamowicie wierząca...katoliczka praktykująca stwierdziła ,że problemem z zajściem w ciąze mają kobiety, które noszą w sobie nienawiść. Oburzyłam się na te słowa, bo przecież nie ma nikogo , kogo nienawidzę. Ale....może jest i to dotarło do mnie w drodze z pracy. Osobą którą nienawidziłam od dnia swojej I komunii była moja matka....wiem jak to brzmi. Teraz ją toleruję. Boję się ,że to rzeczywiści stoi na przeszkodzie w walce o dziecko....taka przeszkoda psychiczna. Ale jak miałam ją kochać , gdy w dzień najważniejszy dla dziecka w tym wieku ( 9 lat) ona wręcza mi prezent...dużą szarą kopertę. Jak ja się cieszyłam...myślałam, że to pieniądze na mój wymarzony rower. A wiecie co to było??? Dokumenty świadczące o moim życiu zanim skończyłam rok ( obdukcje lekarskie, raporty policyjne, wypisy ze szpitala ) i ...wyrok sądu z którego wynikało,że rodzice których miałam mnie adoptowali.Ale najgorsze były słowa mojej "mamy" gdy mi to wręczała: i nie myśl sobie ,że wybraliśmy właśnie ciebie, chciwlismy syna , ale akurat nie było, a twoja matka cie porzuciła. Od tej pory żyłam w poczuciu ,że nikt mnie nie chce i nie kocha. Po jakimś czasie zapytałam ją czemu wogle chcieli dziecka. Odpowiedziała ,że inni znajomi mieli dziecko tylko nie oni...a tak naprawde nie jestem im do niczego potrzebna.
Wybaczcie,że to piszę. Nie chcę wspólczucia, ale zapewnienia,że to nie ma związku z moimi problememi jako mamy