Witam!
Nasz problem może typowy, ale nie mam pojęcia, z której strony go ugryźć... Isia już drugi rok chodzi do przedszkola - ta sama grupa (niemal), te same panie (niemal). Zeszły rok był ok. Troszkę chorowała, ale potem bez stresów szła do przedszkola. Teraz nagle się jej zmieniły zapatrywania. Początkowo było extra - chciała zostawać dłużej, chodzić na angielski. Potem miała dwa razy pod rząd zapalenie uszka i siedziała w sumie ze 4 tyg. w domu. No i się zaczęło. Jak ma się zbierać do przedszkola - łzy w oczach, ból brzucha, podkówka na buzi, ewidentnie stres. Pytamy, co jest, czy ktoś coś powiedział/zrobił itp. Nic z tych rzeczy. Skróciliśmy jej pobyt w przedszkolu, ale i tak sie denerwuje, co rano płacze, wstaje już godzinę wcześniej... Potem, jak ja odbieramy - nie to dziecko! Gada za dwóch, radosna, chętnie opowiada, co robiła, zawsze mówi, że było fajnie i "troszkę płakała, ale potem już nie". Co się stało? Znacie takie coś? To minie? Nie rozczulam się nad nią, spokojnie tłumaczę, że trzeba, bo mamusia i tatuś są w pracy, ale zaraz po obiadku przychodzą po nią. Choć czasem, przyznaję, mnie cholera trzaska. Czy Wasze dzieci też tak miewały? Do licha, śledztwo mam w przedszkolu przeprowadzić, czy jak?
Nasz problem może typowy, ale nie mam pojęcia, z której strony go ugryźć... Isia już drugi rok chodzi do przedszkola - ta sama grupa (niemal), te same panie (niemal). Zeszły rok był ok. Troszkę chorowała, ale potem bez stresów szła do przedszkola. Teraz nagle się jej zmieniły zapatrywania. Początkowo było extra - chciała zostawać dłużej, chodzić na angielski. Potem miała dwa razy pod rząd zapalenie uszka i siedziała w sumie ze 4 tyg. w domu. No i się zaczęło. Jak ma się zbierać do przedszkola - łzy w oczach, ból brzucha, podkówka na buzi, ewidentnie stres. Pytamy, co jest, czy ktoś coś powiedział/zrobił itp. Nic z tych rzeczy. Skróciliśmy jej pobyt w przedszkolu, ale i tak sie denerwuje, co rano płacze, wstaje już godzinę wcześniej... Potem, jak ja odbieramy - nie to dziecko! Gada za dwóch, radosna, chętnie opowiada, co robiła, zawsze mówi, że było fajnie i "troszkę płakała, ale potem już nie". Co się stało? Znacie takie coś? To minie? Nie rozczulam się nad nią, spokojnie tłumaczę, że trzeba, bo mamusia i tatuś są w pracy, ale zaraz po obiadku przychodzą po nią. Choć czasem, przyznaję, mnie cholera trzaska. Czy Wasze dzieci też tak miewały? Do licha, śledztwo mam w przedszkolu przeprowadzić, czy jak?