Kurczę, ja łapie jakiegoś doła, chyba za długo siedzę już w domu... aż mi szkoda jak piszecie o tych wyprawkach dla mam, dostępach do kompa (ja też korpo i business casual). Jednak brakuje mi takiego codziennego kontaktu z ludźmi, teraz się tak masakrycznie czuję, że nawet mam problem na spacer się wybrać.
Do tego wczoraj wpadłam na pomysł wycieczki do lasu, zapakowałam młodego do samochodu z całym ekwipunkiem i pojechaliśmy. Wysiadłam z samochodu, wyjęłam wózek z bagażnika a samochód zrobił cyk i mi się centralny zamknął!!! Kuba, kluczyki, telefon w środku, ja pod lasem, na szczęście przy drodze. Zatrzymałam jakiegoś pana, który jechał drogą, od razu kazał mi dzwonić, żeby ktoś przywiózł zapasowe kluczyki. Oczywiście ja na pamięć znam tylko nr prywatny męża (pierwszy raz nie zabrał do pracy tel prywatnego!) i mamy, która była u lekarza i wyciszyła telefon. Na początku przez 30min Kuba był spokojny, nawet do nas się śmiał i machał, to ja naparzałam do mojej rodzicielki. Ale jak zaczął płakać, ja razem z nim... Pan który był z nami zatrzymał rowerzystę i próbowali we dwóch jakoś opuścić tylną szybę, w końcu tak na nią naparli że w rękach im pękła. Szkło strasznie się rozprysło, obaj mieli pokaleczone ręce, na szczęście Kubie nic się nie stało. Jeszcze był problem, żeby otworzyć drzwi, bo mamy blokady że z tyłu nie da się zamka otworzyć, ale w końcu udało się dostać do zamka od kierowcy. Tyle stresu się najadłam... Nigdy mi się jeszcze sam nie zamknął, dlatego zawsze wyjmowałam wózek, pakowałam Kubę i dopiero brałam swoje rzeczy... Ale niestety tym razem coś się popsuło, bo nawet jak już jechałam do domu, to co jakiś czas sam centralny się otwierał i zamykał.