mmm...a kto nie ma czegos na sumieniu? niech pierwszy rzuci kamieniem...... mała jestem to się nie rzucam w oczy,może na słuch szybciej bo szczerze mowią gaduła ze mnie okropna. Więc lubię sobie pogadać z dziewczynami w szpitalu...ale gadam w miarę cicho;-))
Dziś sobota,gdyby ktoś mnie kopnął to może poszlabym na zakupy,bo mleko się kończy.Ale mi się nie chce,dziś wraca mój synuś z ferii z tatusiem,córka jeszcze spi,bo słuchała do nocy starych kaset z kolekcji swoich rodziców(!).Podobał jej się koncert Quinnsów,ciekawe o której poszła spać....Moje szczęście pracuje a ja jak na złość jutro mam dyżur.Nie lubię chodzić do pracy jak wszyscy są w domu:-((
Co do płaczących i złoszczęcych się dzieci których mamy wracają do pracy......... moje miały po 4 miesiące jak musiałam wracać a jak młodsza miała 8 m-cy to już musialam na dyżury nocne pracować.Rozumiem jak boli matczyne serce. Tym bardziej nie można się dać zwariować.Robicie to dla nich,nie żadne widzimisię więc upadlanie się,że zostawia sie z kimś dziecko jest błędem.Spójrz czasem ze złością na to co ono robi.Nie rozumie sytuacji a ty mu jej nie możesz wytłumaczyć.Ale MUSI tak byc i już.Jak bedziesz się dawała tym nekać i umartwiać to dziecko to i tak wyczuje i bedzie jeszcze gorzej. wracaj do domu radosna i nie staraj sie "nadrabiać być matką".Serio!
Zrobiłaś swoje do tego czasu.Wiele dzieci już od dawna jest pod opieką niani czy babci.Niektóre zaliczały żłobki.Czasem warto poczytac te książki,które nie traktują ten temat jak psychoanalizę....nie wiem czy sie jasno wyrażam.Ale jest pełno "dzieł" po których przeczytaniu mozna się jeszcze utwierdzić że się jest zlą matką.A ja uwielbiałam książkę"Dzieci i ich matki" za cholerę nie pamietam autora,ale wiem,że był to psychiatra dzieciecy i doskonale rozumiał temat.Twierdzil,że nie można być najlepszą matką,trzeba być WYSTARCZAJĄCO DOBRĄ MATKĄ. To daje spokój i swobodę w kontakcie z dzieckiem.czasami widzę młodsze koleżanki tak uzależnione od swojego dziecka,spełniające wszelkie zachciewajki,bo inaczej czują się złymi matkami.Tak naprawdę to macierzyństwo nie jest radosne.Koleżanki córki MUSZĄ odwiedzać matke w pracy.Musi TERAZ z nimi rozmawiać.Jest wiecznie zganiana i ja nie pamiętam spokojnej radosci na jej twarzy. Polecam te książkę,tytuł jest na 100% taki więc mozna poszukać.Jest jeszcze niezłe wydawnictwo na temat niespokojnych dzieci."Płaczące niemowlę" Sheili Kitzinger,tej autorki która tak wiele napisala też o karmieniu piersią i porodzie naturalnym.
Uff..........idę robić kawę...miłej soboty.
(ostrzegałam,że jestem gaduła?)