Witam i ja się.
Rano o 6 zawiozłam Łukasza w miejsce , skąd miał wyruszyć z kumplami do pracy. Jestem tak padnięta, że ledwo patrzę na oczy.

Przekimałam się chwilkę , ale ktoś zapukał do drzwi.

Nie otworzyłam.

Mam dziś pełno spraw do załatwienia i dlatego zajrzę do was dopiero wieczorkiem.
Wczoraj byliśmy po raz pierwszy w tym roku nad zalewem , od nas jakieś 40 km.
Pierwszy raz byłam świadkiem jak ktoś się topi. Masakryczne przeżycie.

Człowiek pewnie był po alkoholu, za daleko odpłynął, zaczął na dno iść. Żona ( była z dzieckiem) rzuciła mu koło ratunkowe dziecka , chłop wyślizgiwał się z niego...

Krzyczała pomocy, topi się!:-(
Nikt z plażowiczów się nie ruszył.
Każdy kto byczył się na plaży był po alkoholu. Mój się zerwał , ale zdążył wypić już ze szwagrem 0,5 i piwo


. Zatrzymałam go.

Dopiero jakiś młody chłopak z auta wyskoczył...
Uhh, nigdy więcej takich przeżyć.
As wróciłaś cała i zdrowa?