hello.:-)
My po weselichu żyjemy,było nawet fajnie,mimo tego że nie chciałam iść.
Ale położyłam laskę na wszystko,i wszystkich i stwierdziłam że pójdę,i będę się dobrze bawiła.
Na ślub,pojechałam naszym autem,bo mężuś wiózł młodych do ślubu jego autem,a ja potem wcześniej,jeszcze zanim skończyli goście młodym składać życzenia zabrałam rodziców,i pojechałam na salę weselną,żeby mogli się przygotować do tego całego powitania.
Miałam potem zostawić auto na parkingu lokalu,bo był autobus podstawiany,i na wesele,i na poprawiny.
Jednak nie pijąca byłam,tylko lampkę szampana wypiłam za zdrówko młodych,bo było tak gorąco 36stopni),że nie miałam ochoty na alko.I spokojnie rano wróciłam autem do domu.
Chłopaki się wyszaleli ,Maciek wytrzymał całą noc,Emil do 1,20.Usnął mi na kolanach,i zanieśliśmy go do pokoju na górę,z kuzynki córką.
A w poniedziałek pierwsza zmiana,ciężko było wstać,ale jakoś przeżyłam.
W tym tygodniu w domu rewolta, pranie,prasowanie,pakowanie.
Jutro w nocy wyjeżdżamy nad morze.
Trzeba trochę odpocząć.
Miłego popołudnia