Mamusia, bóle krzyżowe okropna sprawa, ja je miałam przy drugim porodzie - mój pierwszy poród był wspaniały, niemal książkowy - najpierw 4 godziny narastających skurczy rozwierających, potem 4 klasyczne skurcze parte (zupełnie bezbolesne) i Michałek był na świecie.
Natomiast drugi poród wspominam bardzo źle - w 36 tygodniu pojechałam na ściągnięcie szwu z szyjki macicy i położna przebiła mi pęcherz i poszły wody płodowe (do dziś nie rozumiem jak to się mogło przydarzyć). Trzeba było wywoływać poród. Zamiast zrobić mi cesarkę, podano mi drakońską dawkę oksytocyny i jak dostałam skurczy to od razu tych najmocniejszych (minuta skurcz, minuta przerwy) i bardzo mocne bóle krzyżowe. Myślałam, że umieram, dosłownie. Dziecko wyleciało ze mnie jak z procy, nawet nie zdążono mnie naciąć, gdy nie miałam pełnego rozwarcia - urodziło się z twarzyczką poharataną przez gwałtowne i mocne otarcie się o kanał rodny. (potem dowiedziałam się, że mogła mi pęknąć macica i nawet zastanawialiśmy się czy nie skarżyć położnej - bo naprawdę przesadziła z dawką oksytocyny, ale daliśmy sobie spokój - najważniejsze, że dobrze się skończyło). Łożysko nie chciało się urodzić, bo było niedojrzałe i musiałam być łyżeczkowana. Tak więc mój drugi poród był gorszy od pierwszego, ale za to krótki - wszystko nie trwało nawet 3 godzin.