reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Najtrudniejsze w karmieniu piersią jest...

O to czy piersi powiększyły się w ciąży pyta zwykle doradca laktacyjny jeśli mama napotyka na jakieś trudności na początku karmienia piersią. Jeśli pacjentka twierdzi, że nie urosły w czasie ciąży, jest to sygnał do przyjrzenia się laktacji, bo problem może leżeć po stronie mamy.

Jednak fakt, że piersi są małe lub nie urosły, nie powiększyły się w czasie ciąży nie przekreśla szans na karmienie piersią.

Mecenasowa, aktualnie w ciąży nie musisz się przejmować. Nie ma również żadnych metod ani badań, które mogłyby na tym etapie zweryfikować czy będziesz karmić czy nie :) To jak wróżenie z fusów :) To co możesz zrobić, to myśleć pozytywnie, edukować się w temacie karmienia piersią (polecam blog Hafija oraz mleczne wsparcie), zapisać się do szkoły rodzenia. Po porodzie w razie wątpliwości poproś o konsultację położną, edukatora laktacyjnego lub w ostateczności doradcę laktacyjnego. Możesz również zwrócić uwagę, na to czy w szpitalu w którym planujesz poród jest wsparcie laktacyjne.
 
reklama
Dziękuję za odpowiedź. Wcześniej też pisałam czy problemem może stanowić fakt że mam jedna brodawke wklesnieta, zassana do środka. Teraz kiedy jest w ciąży widzę że po malu zaczyna wystawac co mnie bardzo cieszy. Jestem pozytywnej myśli i mam nadzieję że będę mogła mojego malucha karmić piersią.
 
Mecenasowa27, i bardzo dobrze, bo w ciąży i tak nic nie można zrobić. Czekamy do porodu. Piersi się zmieniają, nawet w pierwsze dni po porodzie możesz obserwować różnicę. Jest takie powiedzonko wśród położnych, że dziecko, które się rodzi to i do płaskiej ściany się dossie :) a to dlatego, że dziecko po porodzie nie ma żadnego wzorca piersi, nie zna innej piersi oprócz Twojej, którą mu podasz :) Obydwoje musicie się siebie nauczyć. Nie ma sensu martwić się zawczasu. Trzymam za Ciebie kciuki!
 
Witam

chętnie wypowiem się jak to z karmieniem wyglądało u mnie, przy pierwszym dziecku 9 lat temu. Nie miałam doświadczenia i liczyłam na pomoc położnej w Toruńskim szpitalu. Po urodzeniu dziecka cc. kazano i odwiedzać syna co 3 godziny przy inkubatorze (żółtaczka fizjologiczna) i przystawiać do piersi. Oczywiście ani syna ani ja, nie daliśmy rady opanować sztuki karmienia piersią na szpitalnym krześle. W 3 dobie syn trafił do mnie do pokoju, wcześniej otrzymałam informację, że jak nie zacznie pić z piersi zachoruje na zapalenie płuc... To są takie głupoty, których nie należy słuchać i trzeba się na nie uodpornić.... w każdym szpitalu trafią się położne, które używają tych tekstów na zasadzie straszaka. Ja miała szczęście leżeć z dziewczyną, która jak ja bardzo chciała karmić piersią po sn. ale też jej jakoś nie wychodziło. Poświęciłyśmy 2 dni i 2 noce, budząc się z zegarkiem w ręku co 3 godziny i przystawiając nasze dzieci. Cierpliwie czekając aż załapią o co chodzi i w końcu aż JA załapię o co chodzi. Syn podobno po cc. miał problem z nauką ale poznałam kilka dziewczyn po sn i też miały z tym problem.
Moje rady:
1. instynkt, kobieta czuje co powinna i jak powinna robić.
2. nie brać uwag za bardzo do siebie.
3. nie zawsze jest tak bajkowo, że dziecko od razu to "umie" na 6+, na początku wychodzi mu na 2- i trzeba trenować, zacisnąć zęby i powalczyć.

Teraz oczekuje na 2 syna i też się boję jak to będzie tym razem. Bo teraz już wiem, że porady sobie a życie sobie :)
 
Witam, również podzielę się ze swoimi zmaganiami i przy okazji poproszę o opinie :) urodziłam córeczkę we wrześniu (pierwsze dziecko, 2600g, 51 cm, spadła do 2400g), przy wyjściu ze szpitala pani doktor z neonatologii patrząc na moje piersi zapytała, czy w ciąży powiększyły mi się piersi? Odpowiedziałam na to, że nie, że zrobiły się tylko jakby pełniejsze, ale nie zmieniły rozmiaru (mam dosyć małe piersi), na co pani doktor odpowiedziała, że w takim razie muszę liczyć się z tym, że może mi brakować pokarmu. Może, ale nie musi.
Po 4 dniach pobytu w domu wróciłyśmy do szpitala na tydzień z żółtaczką. Córeczka była malutka, miała naświetlania w inkubatorze i musiałam ją pilnować, żeby nie zsuwała sobie okularków z oczu (była ze mną w pokoju), więc nie spałam 5 nocy. Nie spałam dosłownie, bo robiłam wszystko, żeby nie zasnąć, żeby ją pilnować. Stres, płacz i brak snu spowodowały, że pielęgniarki na oddziale zaproponowały mleko modyfikowane, żeby Mała lepiej spała w inkubatorze, no i widziały, że u mnie z pokarmem kiepsko.... po powrocie do domu walczyłam o rozkręcenie laktacji, dzień i noc na zmianę z Małą przy piersi i laktatorem, wizyty w poradni laktacyjnej, rodzina mnie bardzo wspierała. Niestety nie udało mi się doprowadzić do tego, aby Mała była karmiona tylko piersią. Wpływ na to miała też presja pediatry, który był załamany wręcz niskimi przyrostami Córki i kazał karmić w pierwszej kolejności MM, a w drugiej piersią, żeby Mała przybrała na wadze, żeby miał co zaszczepić. A później oczywiście mam wrócić do piersi. No więc walczyłam, przy tym dużo płakałam i każdego dnia przeżywałam porażkę, pewnie też przez to było to jeszcze trudniejsze. W poradni laktacyjnej usłyszałam, że powinnam liczyć się z tym, że może się nie udać, czasem tak bywa i mam się tym nie przejmować, że dziecko będzie dokarmiane. Nie umiałam sobie z tym psychicznie poradzić, myślałam o sobie, że jestem złą mamą mimo, że Mała rośnie zdrowo, śmieje się, jest szczęśliwa. To ja uważałam, że powinnam dać jej to co najlepsze, a nie potrafię. Dopiero po około 2 miesiącach dzięki wsparciu Mamy, Teściowej, Siostry i oczywiście Męża (informowałam wszystkich dookoła siebie o swojej porażce) jakoś udało mi się odpuścić negatywne myślenie. Zaczęłam sobie tłumaczyć, że póki będzie się dało, będę karmić piersią, że to i tak dla niej bomba witaminowa. No i od tamtej pory jest lepiej! Mała dużo pije z piersi, dokarmiamy ją też, ale tendencja jest malejąca - Mała nie wypija wszystkiego co jej proponuje, a przybiera na wadze bardzo ładnie. Uważam, że obecnie więcej pije z piersi, niż z butelki.

No i teraz z perspektywy czasu myślę sobie, że wpływ na moją porażkę miało zablokowanie się po słowach pani neonatolog przy wyjściu ze szpitala, następnie kryzys w szpitalu i wycieńczenie z powodu braku snu, stres i duuużo płaczu a potem presja, że przecież muszę muszę muszę karmić piersią.

Ale niedawno przyszło mi do głowy jeszcze coś. Nie chcę się usprawiedliwiać, bo nie o to tu chodzi, tylko o to, czy może można było coś w mojej sprawie zrobić. Jakieś 6-7 lat temu stosowałam antykoncepcję hormonalną, po której zrobiły mi się zgrubienia w piersiach, miałam mastopatię, lekarz stwierdził, że to z nadmiaru estrogenów. Tabletki odstawiłam, od tamtej pory nic, ale w lewej piersi nadal mam niegroźną torbielkę. Mam to kontrolować, nic więcej i wrócić na USG po skończeniu karmienia.
Kolejna kwestia to fakt, że jakieś 4-5 lat temu ginekolog stwierdził po badaniu USG i badaniach hormonalnych, że mam PCO i chciał mnie wyleczyć tabletkami anty. Poszłam do innego lekarza, który to obalił. Chciałam mu wierzyć, więc już u niego zostałam. Po tych paru latach poszłam do lekarza, u którego jestem do tej pory i który prowadził moją ciążę. Na każdym badaniu USG stwierdzał, że moje jajniki mają cechy PCO, tj. są powiększone i mają dużo pęcherzyków. Robiłam badania hormonalne i stwierdził, że są w normie. Nie miałam też żadnych innych objawów, które by potwierdzały PCO, miesiączkowałam regularnie, nie mam problemów z otyłością ani owłosieniem. Podsumował to tak, że jajniki po prostu taki mają wygląd, ale dopóki nic się nie dzieje, nie widzi potrzeby czegokolwiek z tym robić. W ciążę zaszłam bez problemów.
Natomiast naszły mnie wątpliwości, czy aby ten pierwszy lekarz który niby zdiagnozował PCO nie miał racji?
Czy podwyższony poziom estrogenów i jajniki o charakterze PCO mogły wpłynąć na to, że miałam problemy z rozkręceniem laktacji?
 
Mnie się przypomniała sytuacja z moją córką sprzed 15 lat. Ja młoda 20letnia. Córa urodziła się 4 kg więc duża. A położna i tak mnie straszyła że jak dziecko nie zacznie przybierać na wadze to trzeba jej będzie podpiąć kroplówkę. Dopiero później dowiedziałam się że utrata wagi po porodzie to norma. Położna zamiast mnie uspokoić to jeszcze dołożyła mi zmartwień
 
Dziecko nie zna innej brodawki:-)
I podbiera ja językiem a nie dziaslami więc wszystko mu jedno jaka jest .
I dziecko i tak wyciągnie:-)
 
Mi też piersi nie urosły w ciąży karmie 13 miesiąc już.
To nie jest żaden wyznacznik
Mleko produkuje się na bieżąco to nie magazyn.
Na początku miałam tylko duże jak nawał albo jak synek dłużej nie zjadł a tak to mam takie jak przed ciąża i miękkie nie widać że tyle mleka w nich :p
 
Ostatnia edycja:
Kapturki używalam na początku bo miałam poranione brodawki i bardzo bolało ale po tyg przeszło i jakoś tak z przyzwyczajenia karmilam przez nie z 4 miesiące;p
Później przystawialam bez i synek ładnie załapał (choć myślałam na początku że nie będzie umiał ) i od tamtej pory pije bez :)
 
Ostatnia edycja:
reklama
Mi też piersi nie urosły w ciąży karmie 13 miesiąc już.
To nie jest żaden wyznacznik
Mleko produkuje się na bieżąco to nie magazyn.
Na początku miałam tylko duże jak nawał albo jak synek dłużej nie zjadł a tak to mam takie jak przed ciąża i miękkie nie widać że tyle mleka w nich :p
Tez slyszalam od kolezanek i czytalam, ze wielkosc piersi nie ma znaczenia. Ale takie slowa uslyszalam od pani doktor, ze moze mi brakowac pokarmu... z drugiej strony teraz mam wrazenie, ze corka najada sie z piersi i ze dalybysmy rade bez butelki, ale troche to tez w psychice siedzi....jak lezala w inkubatorze z zoltaczka, to naswietlala sie w sumie przez 5 dni i 4 noce non stop. Teraz juz wiem, ze dzieci na piersi nie spia tak ladnie dlugo jak dzieci na butelce a pielegniarki mi sugerowaly ze moze mam malo pokarmu skoro Mala chce czesto jesc. A im tez chodzilo o to zeby ona jak najmniej przerw miala w naswietlaniu zeby szybko zbic bilirubine. Ale wtedy czlowiek nie mial takiej wiedzy jak teraz....teraz tez wiem, ze corka potrzebowala po prostu jeszcze bliskosci ze mna. Ciesze sie i tak z tego co jest, bo staralam sie bardzo, a ten szpital mogl mnie zalamac i moglam dac sobie spokoj z karmieniem. Jednak cos tam wywalczylam i mam nadzieje, ze wyjdzie nam to obydwu na zdrowie :)
 
Do góry