reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

NataK, aleś się naczekała za swoim dzieciątkiem i wycierpiałaś też niemało.
Na szczęscie nagroda cudna..;-)
Masz dobre pióro, super puenta:-)
 
reklama
No to może ja też pokrótce opisze mój poród
Rodziłam w tym samym szpitalu co tomola (który bierze udział w akcji „Rodzić po ludzku” ,jeden z najlepszych na Śląsku, dostał 4na 5 gwiazdek w rankingu gazety wyborczej) ale nasze doświadczenia są zupełnie różne, i mój poród pokazuje jak wiele zależy od ludzi.
Termin miałam na 12.sierpnia ale ja byłam pewna że urodzę przynajmniej 2 tygodnie wcześniej(wszyscy w mojej rodzinie tak rodzili i rodzili się) i tu się bardzo pomyliłam, gdyż z dnia na dzień nic się nie działo. Mój lekarz zdążył wrócić z urlopu a ja dalej „chodzę z brzuchem” a jak mnie zobaczył to się bardzo zdziwił że jeszcze nie urodziłam, i za jego poleceniem 13 sierpnia stawiłam się w szpitalu gdzie miał mnie osobiście przyjąć, zbadać itp. Itd. Przyjęły mnie bardzo miłe położne, zbadał mnie ordynator(na szczęście bo to Anioł nie człowiek)i zalecił podłączenie kroplówki wywołującej poród z którą musiałam chodzić prawie cały dzień, a w międzyczasie badania(sprawdzanie rozwarcia itp.) które bolało jak cholera przy nasilających się skurczach, w końcu lewatywa(z wiadomych przyczyn) i nadeszła godz. 19:00 a wraz z nią zmiana personelu na moje nieszczęście. Miła położna na koniec jeszcze mnie uspokajała że „jeszcze dziś urodzę”. Położne kończąc zmianę „przekazały mnie” i wszystkie informacje zmieniającym je koleżankom, tamte również mnie zbadały i o dziwo po ich komentarzach(oczywiście między sobą tak jakby mnie tam nie było) wywnioskowałam że chyba do porodu jeszcze daleko. Chodziłam dalej z kroplówką a położne co jakiś czas pytały o skurcze i jak bardzo już boli. Mnie bolało coraz bardziej a skurcze już w miarę regularne i częste, wzięły mnie na KTG na którym wyrażnie było widać regularność i częstotliwość skurczy ale panie i tak odłączyły mi kroplówkę twierdząc że skurcze powinny ustąpić i że rano dostanę znów kroplówkę. Ja zdziwiona pytam co jeśli nie ustąpią? A one że ustąpią a jak nie to urodzę jeszcze dziś. No to wróciłam z mężem do pokoju, bóle coraz silniejsze, skurcze coraz częstsze a położne w dyżurce pogaduszki sobie urządzają. Ja nie mogąc już wytrzymać wysyłam męża do położnej o coś przeciwbólowego mając na myśli zzo na to ona że to”że co ja bym chciała-to jest poród i boli a zzo robią dopiero od 4 cm. rozwarcia a poza tym one tego nie robią tylko anestezjolog”(jakbym tego nie wiedziała-głupia baba:growl::wściekła/y:) i wysłała mnie pod prysznic(podczas gdy na porodówce jest wanna z masażami i korzysta z niej każda rodząca) nie miałam już siły z babą gadać, więc poszłam pod ten prysznic. Pod prysznicem było lepiej ale wyszłam po jakimś czasie bo nie będę tam całą noc siedzieć, wróciliśmy do pokoju, ze mną coraz gorzej a tu idzie położna i widząc mojego męża pyta się „do której on zamierza siedzieć bo jest już 23 pacjentki chcą spać, poród się nie zaczął a poza tym poród rodzinny odbywa się na porodówce a nie na Sali”. My jak wryci nic nie zdążyliśmy nic powiedzieć a mąż żeby nie robić mi problemów pojechał do domu. Ja ledwo żywa siedzę na łóżku, a tu łaskawie przyszły położne, biorą mnie na badanie w efekcie przebijając wody, dały zastrzyk, kroplówkę i każą iść na porodówkę. Ja ledwo „czołgając” się mówię że musze po męża zadzwonić a ta idiotka na to z głupim uśmiechem „to on poszedł?” -by ją szlag trafił.:growl: No i w efekcie po 15 min. od wyjścia mąż musiał się wrócić. Na szczęście długo to już póżniej nie trwało (choć wtedy to były wieki) i o godz. 00:10, 14sierpnia Filipek był już z nami. Pani doktor która wtedy miała dyżur przyszła tylko na zszywanie i tyle ja widziałam. Filip był duży(4350g. 58cm.)przez co dostałam krwotoku a pomimo to na salę szłam na własnych nogach(a po drodze znów krew się polała i to porządnie) co też było dla mnie dziwne bo inne rodzące były odwożone na wózkach pomimo że czuły się dobrze. Bardzo żałuje że nie było wtedy ordynatora bo na pewno inaczej by to wszystko wyglądało. Ogólnie rzecz ujmując czułam się potraktowana przedmiotowo. Teraz wiem że wszystko zależy od ludzi bo wystarczy 1 czy 2 osoby żeby popsuć wizerunek nawet najlepszemu szpitalowi. Teraz jakbym miała tam rodzić to musiałabym mieć pewność że przy porodzie będzie ordynator (który teraz już jest też moim lekarzem bo do niego chodzę) albo przynajmniej położne które wiem ze są z powołania a nie położnymi za karę. Na szczeście mój mały bąbelek sprawił że o wszystkim szybko zapomniałam.
Przepraszam ze się tak rozpisałam, a miało być pokrótce ale tak jakoś wyszło.:zawstydzona/y:
 
U mnie to było tak:Wszystko zaczęło sie o 23.40 w szpitalu,ponieważ moje bobo nie spieszyło sie na ten świat i 8 dni przenosiłam.Zaczęło boleć przy krzyżu,na początku ból był niewielki i myślałam że to jest spowodowane niewygodnym łóżkiem chodziłam po sali i jakoś ustąpiło,niestety nie trwało to długo i wtedy zorientowałam sie że to już.
Była godzina 00.30 jak zgłosiłam położnej,na to ona że chyba mi się zdaje.Około godziny 1.30 wybrałam się znowu do położnej upierając się twardo że mam skurcze co 5 minut okazało sie że mam 3cm rozwarcia,także niewiele bo dzień wcześniej miałam 2cm.Ponieważ mój mąż strasznie chciał być obecny przy narodzinach Aluni i prosił żebym do niego zadzwoniła jak tylko się zacznie zrobiłam to,ale dopiero jak ból stawał sie coraz bardziej dotkliwy czyli o 3 nad ranem.Mąż dotarł do mnie około 4 (mieszkamy jakieś 35km od szpitala).Jakie to szczęście że przyjechał było mi o niebo lepiej masował mi plecy zagadywał i jakoś razem przetrwaliśmy przez ten najgorszy dla mnie okres do pełnego rozwarcia.
Oczywiście moje rozwarcie nie posuwało sie do przodu tak jakbym sobie tego życzyła dopiero o 6 dali mi jakiś zastrzyk na przyspieszenie i później już poszło.
Poczułam ulgę jak zaczęły się bóle parte w końcu mogłam cos robić a nie tylko łazić jak głupia i stękać.Była godzina 10 jak zaczęłam w końcu rodzić.Mąż był dzielny i bardzo pomocny zwilżał mi usta,dociskał mi głowę do piersi bo ja nie weidziec czemu odchylałam się do tyłu,a tak podobno nie mozna.Strasznie przezyłam ten czas.Będac w ciąży słyszałam że parcie trwa jakieś 10-15 minut i myslałam że ze mną też tak będzie ale niestety urodziłam dopiero o 10.50.To było koszmarne przezycie ale opłacało się i napewno zrobiłabym to po raz kolejny.Jak dostałam do piersi moje maleństwo to myślałam że teraz to będzie tylko lepiej,ale wcale tak nie było.

Po całej przeprawie marzyłam tylko o prysznicu,ale w łazience straciłam przytomność i dostałam krwotoku( dzidzia była duża 4220 i 61cm długa)całą noc leżalam z lodem na brzuchu było mi okropnie zimno i nie mogłam zasnąć,a lekarz na wieczornym obchodzie stwierdził że nie mogę nic jeść bo najprawdopodobniej będzie mnie jeszcze zszywał ponieważ strasznie popękałam a on robił co mógł ale w takiej ilości krwi nie jest pewien czy dobrze to zrobił.Na szczęście okazao sie że nie wymagam dodatkowego szycia(co za ulga)

Jak byłam w ciąży to obiecałam sobie że przy porodzie za nic w swiecie nie będę krzyczała i zastanawiałam się czy moje postanowienie uda się zdrealizować i UDAŁO SIĘ,nawet nie miałam takiej potrzeby tak mocno skupiam się na tym zeby w końcu wycisnąć z siebie to maleństwo na które tak czekałam.
Teraz to tylko wspomnienie.Za jakiś czas zamierzam mieć jeszcze jedno dziecko.
 
U mnie zaczelo sie terminowo:-) w nocy 28 sierpnia o godzinie 2 rano poszlam do lazienki zaltwic sprawe no i co ....majteki mialam zabrudzone dziwna wydzielina.Wiec jakos sie domyslilam ze to juz.Wiec na spokojnie obudzilam mezusia podszykowalam sie i na spokojnie pojechalismy do szpitala,w drodze zaczely mi sie male skorcze nie czeste ale dokuczliwe dosc.
o godzinie2:40 juz lezalam w szpitalnym lozku podloczona do aparatury,skurcze o dziwo przeszly,lekarka sprawdzala mnie co rusz.okolo 6 rano skurcze znow mi sie nasilily ale rozwarcia nie bylo bo jeszcze mi wody nie poszly.Wiec dostalam mala dawke leku przeciwbolowego i zawiezli mnie do innej sali gdzie juz tam mialam rodzic.
po 7 rano dostalam zastrzyk w plecy a 30 minut pozniej doktor przyszedl i przebil mmi wody i na spokojnie drzemiac i sluchajac tetna dziecka czekalismy na rozwrcie:-) po 6 godzinach rozwarcie mialam juz na 8 wiec o 14 lekarka powiedziala ze bedziemy przec.I tak po 34 minutach parcia i liczenia od 10 do 0 urodzilam sliczna dziewczynke.
A na drugi dzien wieczorem wszyscy bylismy juz w domku...
Ogolnie porod wspominam dobrze i za roczek jak Bog da bedziemy sie starac o kolejne:-D i jak bedzie trzeba to i jeszcze trzece hehehe
 
Kludi - mnie tak jak Natalie najbardziej dziwi, że Cię nie przewieźli. Jak Wam pisalam juz w swoim opisie, na porodówce byłam 15 minut, ani nacięcia, ani znieczulenia, bo nie miałam bóli. położna stwierdziła, że jestem "idealna" do rodzenia dzieci. Nikt mi jednak nie kazał przechodzić gdziekolwiek, tylko mnie zawieźli. No pod prysznic pozwolili mi iść, jak nakarmiłam małą i zasnęła.
Natomiast moja szwagierka Beata, która urodziła córeczkę 4 dni temu, męczyła się od nocy z czwartku na piątek do wieczora w sobotę i jak byłam u niej w szpitalu, to nie wiedziałam w jaki sposób mam jej pomóc. Takie głupie uczucie, bo nawet nie mogłam powiedzieć, że wiem jak to jest, bo nie wiem. Dzięki fajnemu personelowi nie wspomina porodu jaki zły. Bolesny owszem, jednak personel zrobił wszystko, aby nie wspominała go źle.
A ranking szpitali?? Ten w którym rodziłam ja i Beata niby jest na pierwszym miejscu w Polsce. Jak to sprawdzili?? Wiem, że w Poznaniu jest najlepszy, że wszystkie ciężkie przypadki, że wielkopolskie pięcioraczki, że operacje noworodków, wcześniaki 700 gramowe - wszystkie takie przypadki tam trafiają. Jednak jak już urodzisz i jest wszystko dobrze, wtedy lepsze jest miłe słowo.
 
Do góry