reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

Filwinka najwazniejsze to dobra polozna bo tak jak jedna z dziewczyn pisze ze o 17 miala 8cm rozwarcia a urodzila o 21 50 to nie wyobrazam sobie przeciez to ciezko wytrzymac ale podpowiem tylko ze pierwsze 5cm u pierworodki idzie najdluzej nastepne piec jak mozesz chodzic kozystac z pilki czy prysznica idzie juz szybciej i ulatwiaja zejscie glowki przed porodem tez warto poskakac na pilce czy pocwiczyc przy drabinkach ... bedzie dobrze boli ale szybko przestaje a co do czasu to mi dzis zeszlo 2h robienie sobie sniadania bo jestem teraz sama wiec niezle idzie z dwoma maluchami w domku
:rofl2:
 
reklama
Lucyann, dzięki, że wszystko opisałaś. Aż łezka w oku się kręci. Dobrze, że mogłaś być pod przysznicem - na pewno przyniosło ulgę. W sumie Twój poród był wywoływany i poszło dosyc szybko. Mnie to czeka w czwartek, mam nadzieję, że nie będzie gorzej niż przy pierwszym. Od podania oksytocyny trwał 5,5 godz.
 
A,więc ja co nie co opiszę:-)
30 października stawiłam się w szpitalu,tak jak chciała moja ginka i na drugi dzień o godz. 11 podano mi kroplówkę na wywołanie porodu. Niestety miałam cały czas za małe rozwarcie,ale co najgorsze główka nie chciała zejść i moja ginka juz zwątpiła i stwierdziła,ze chyba nic z tego nie wyjdzie.O 14 jednak odeszły mi wody i się zaczęło, bóle krzyżowe,to chyba najgorsze co może być,dobrze,ze pozwolili mi jak najdłuzej chodzić i wziąść prysznic,bo jak juz kazali mi się połozyć na łóżku,to myslałam,ze je pogryzę, podłączyli mi również glukozę,bo ja nic od kolacji w dniu poprzednim nie jadłam i bały się,że nie będę miała siły przeć:szok:. Wszystko trwało jakieś 7 godz.w międzyczasie dali mi czopki rozkurczajace i bol jakby na chwilę zelżał,cały czas byłam podłączona do wskaźnika tętna i skurczy, mój M jak zobaczył,że nie ma juz skali na skurcze,mało nie dostał zawału,ale był dzielny i choć nie mógł mi pomóc,sama jego obecność dodawała sił, w końcu połozne kazały mi przeć ze złością (przy jednym z parć wrwało mi się warknięcie,to krzyczały "nie warcz tylko przyj":-)),a o 21.15 wyciągnęli,a moze wycisnęli ze mnie moja małą kruszynkę i cały ból odszedł w zapomnienie:-). Po wszystkim pamiętam tylko najbardziej moment odejścia wód połodowych,bo takie dziwne pstryknięcie w środku i się polało oraz moment jak wyciągali małą:szok::-), połozyli mi ją na brzuchu i normalnie byłam w takim szoku,ze taka kruszyna przez te 9 miesięcy mieszkała sobie w moim brzuszku:-)
Najlepsze było,to,ze tak jak nie chcielismy porodu rodzinnego,to prawie przez cały czas był przy mnie M,bo nikogo więcej nie było na porodowce i połozne pozwoliły mu ze mną być,przy samym porodzie nie był,ale jak tylko maleństwo wyszło na świat zawołały go i to on piewszy trzymał swoja córeczkę na rękach:-),dumny tatuś:-),jak ją zobaczył to połozne się spytały jak się podoba córcia,a ten,ze mały kosmita,uśmiały się z tatusia,ze to nie tak jak na filach:crazy:.Mała dostał 10 punktów:-)
Myślałam,ze to juz po bólu,ale zszywanie,to też była męka,musiała mi pani doktor dać więcej znieczulenia,bo myslałam,ze nie wytrzymam,także dziewczyny jak będą was zszywać krzyczcie,ze boli i juz.
Teraz juz jesteśmy w domku od przedwczoraj,bo mała miała żółtaczkę ze względu na niezgodność głównej grupy krwi,także drugie dziecko to będzie znak zapytania:-(
Ale na razie skupiamy całą uwagę na Maji,nie ma co się na zapas martwić.
Pozdrawiam i czekam na opisy pozostałych mam,a jak tylko zgra z kamery zdjęcia M,to powklejam co nie co:-)
 
Dziewczyny, nie złośccie się na nas, Maleństwo w domu to kompletny brak czasu.

Mateuszek wykąpany i najedzony więc słodko śpi - oby jak najdłużej, więc i ja się zabieram do opowiadania.

We wtorek (04/11/2008) poszłam na ostatnie usg, by sprawdzic a raczej potwierdzic pozycję Mateuszka w brzuszku. Gołym okiem można było stwierdzic, że malec nadal ma główkę nad pępkiem. Martwiłam się tym, bo podejrzewałam, że może byc mało wód.
No więc na usg wyszło, że malec głową do góry i moje podejrzenia co do wód okazały się słuszne. Od razu skierowanie na cc i mam się stawic jak najszybciej w szpitalu. Oczywiście płacz i telefon do mojego Miśka by natychmiast przyjechał pod lekarza gdzie 30 min temu mnie odstawił.
Pojechaliśmy do szpitala dowiedziec się czy mnie przyjmą. Powiedzieli, że bez problemu. Więc pojechaliśmy po torbę.
Położyli mnie na patologii. Zrobilo KTG, na którym były widoczne pojedyńcze skurcze, rozwarcie na 1,5. No i na oddział.
Miałam poleżec na obserwacji, bo poporodówka cała zawalona. Rano mieli zadecydowac co dalej ze mna. Ja w stresie bo pierwszy raz w szpitalu.
Wieczorkiem zrobili mi ktg - skurcze wyszły takie, że wg położnej powinnam pod sufitem z bólu wyc. A ja tylko odczuwałam nieprzyjemne napinanie brzucha. Jak zobaczyłam tętno dzidzi dochodzące do 180 to skurcze się nasiliły, zrobiły się regularne ale nadal bezbolesne.
Położna stwierdziła, że pewnie ktg się znowu popsuło i mam iśc na porodówkę na inny aparat.
O 21 wylądowałam na porodówce, ktg to samo. Szybkie badanko - rozwarcie 3. Na 22 rezerwacja sali operacyjnej. Telefon po Tatusia. Niestety anestezjolog zajęty. Pojawia się 22:30 ale moje wyniki na krzepliwośc do bani - trzeba powtórzyc. Czekamy na winik jak ja już położona na stole. No to sobie usiadłam okrakiem na stole i dyndam nogami rozmawiając z ekipą anestezjologa (Pani Anestezjolog - anioł nie człowiek).
o 23:00 podali mi znieczulenie w kręgosłup. Pani Anestezjolog po kolei mówiła mi co się dzieje. Miała małe problemu z moim serduchem i ciśnieniem, spowodowane moimi nerwami ale udało się bez wyłączenia świadomości.
Informowała mnie: "rozciągane są powłoki brzucha na boki", "wyciskany jest maluch" - wszystko się czuje ale nic nie boli.
I nagle krzyk i kichnięcie z informacją, że chłopak. Lakarze, informują mnie, że ma jajka po kolana :-)
Badali go obok mnie, dali pocałowac w czółko - takie mięciutkie jeszcze :-) Dostał 10 punktów, ważył 3440, mierzył 57 cm. Zabrali go na oddział - jeszcze tylko Tatusiowi pokazali, który stał z kamerą pod salą.
A mnie poszły łzy, z nerwów cała zaczęłam się trząśc. Wrażenia odchodziły, czym nastraszyłam nieźle Panią anestezjolog. Po zszyciu Położna i Tatuś odwieźli mnie na salę pooperacyjną.
Po niecałych dwunastu godzinach pierwsze wstanie z łóżka. Ból nie z tej ziemi. Wyłam z bólu jak położna prowiadziła mnie do umywalki abym się umyła. Ale się starałam, bo wiedziałam, że im szybciej dojdę do siebie to tym szybciej zobacze Mateuszka.
Przywieźli mi Mateuszka. Położna przyłożyła mi mojego kochanego synka do piersi. Już nic nie bolało. Po południu przewieźli mnie na sale poporodową i dowieźli malucha. No i nie miałam wyboru trzeba było wstac i się nim zając. Podczas opieki nad maleństwem nie czuje się bólu. Jest taki cudowny.
Po niespełna 2,5 dobie wypisali mnie i Mateuszka do domu. Tatuś mi pomagał w opiece. Nadal miałam silne bóle rany. Ale z każdym dniem jest lepiej.
Nawet przesypiami kilka h na dobę :-)
Mam nadzieje, że jak będę w drugiej ciąży to poród będzie naturalny a nie cc. CC to masakra.

Ale się rozpisałam.

pozdrawiam
Clue
 
No to pozwolcie ze i ja sie podziele z Wami przezyciami porodowymi.
Dnia 29/10 (sroda) wybralam sie do centrum handlowego z nadzieja ze dlugi spacer po sklepach przyspieszy przyjscie Michalka na swiat. Pomysl z tym centrum handlowym zrodzil sie po wizycie u gina kiedy to dzien wczesniej oznajmil mi ze szyjka jest nie skrocona a rozwarcie minimalne bo nie cale pol centymetra. Zakupy okazaly sie strzalem w dziesiatke, bo juz wieczorem pojawily sie dosyc mocne skurcze aczkolwiek nieregulalrne, a od 21 do 23 byly tak mocne ze juz sie wilam z bolu. Poprosilam meza zeby zadzwonil do opiekunki aby przyjechala do Oliwii a sama zadzwonilam do pani doktor oznajmic jej moje przypuszczenia. Po krotkim wywiadzie ze mna, pani doktor stwierdzila ze powinnam pojechac do szpitala.
Na oddzial trafilismy przed polnoca, natychmiast zostalam zbadana. Okazalo sie ze rozwarcie jest na 3 cm, podlaczono KTG potem kroplowke z antybiotykiem i glukoza. O 2 w nocy bole byly juz tak silne ze poprosilam o znieczulenie. Po epiduralu nastapil pelen luz, nawet momentami przysypialam. Moj maz caly czas czuwal przy mnie. Okolo 4 skurcze byly tak dlugie i mocne ze Michalek nie mogl sobie z nimi poradzic i momentami spadalo mu tetno. Aby przyspieszyc akcje, zdecydowano sie na przebicie wod plodowych. I tu okazalao sie ze wody maja zabarwienie lekko zielonkawe wiec malemu odeszla smolka. Strasznie mnie to zmartwilo bo rozne moga byc tego nastepstwa, polozna powiadmila oddzial intensywnej terapii by pojawili sie na poodowce zeby natychmiast zajac sie malym po porodzie.
Rozwarcie caly czas postepowalo ale tetno maluszkowi czasami slablo wiec podlaczono mi wewnetrzne monitorowanie.
Okolo 6 lekarz dyzurny stwierdzil ze za okolo godzine powinnam urodzic i kazal poloznej zadzwonic po moja ginke aby przyjechala odebrac porod. I tu akcja potoczyla sie tak szybko ze jak zaczeto mnie przygotowywac do parcia to okazalo sie ze dzidzia jest tak nisko iz moja ginka nie zdarzy dojechac i musielismy zaczac bez niej. Byly doslownie trzy parcia i Michalek urodzil sie o 6:33 rano 30/10. Wazyl 3170 i mial 49 cm. Smolka zadnych szkod nie wyrzadzila, dostal 9.9 w skali Apgar, bo tutaj 10 nie daja. Jak zapytalam polozna dlaczego, odpowiedziala ze kazde dziecko rodzi sie z fioletowymi dlonmi i stopkami i za to odejmuja czesc punktu. Ginka dojechala na final wiec miala przyjemnosc mnie zeszyc bo ponoc minimalnie peklam. A co jest niesamowite w tej historii to to ze przy porodzie asystowala ta sama polozna co przy Oliwii dwa lata temu. Akurat miala dyzur i jak ja zobaczylam poczulam sie jak w domu, bardzo mila i sympatyczn kobieta i bardzo mi pomogla.
Moj maz nie odstepowal mnie na krok, byl tylko w lekkim szoku ze to wszystko tak szybko sie dzialo.
W szpitalu bylismy do soboty 1/11 gdyz chcialam troche przyjsc do siebie po nieprzespanej nocy a w domu nie byloby to mozliwe. M przyjechal po nas z Oliwia i bardzo obawialam sie jej reakcji na braciszka, ale bylam z niej bardzo dumna. Rozplakalam sie jak bobr kiedy ja zobaczylam, najpierw przytulila sie do mnie a potem z zaciekawieniem pytala "Michalek, gdzie jest Michalek". Kiedy maz wzial ja na rece i pokazal spiacego Michalka, Ona pomachala do niego raczka i powiedziala "Czesc braciszku". Obawialam sie zupelnie odwrotnej reakcji, zazdrosci, placzu a tu zachowala sie jak mala dorosla. W domu bywa roznie, widze jej zal w oczach kiedy karmie Michalka a Ona chce wtedy do mamusi i jest mi z tym ciezko, ale staram sie poswiecic jej jak najwiecej czasu. Tlumacze sobie ta nowa sytacje tym ze Michalek jest dla niej darem w postaci rodzenstwa i kiedys bedzie im w zyciu razniej.
Najbardziej martwie sie tym ze w tamta srode Oliwia zaczela kichac. Okazalo sie ze jet przeziebiona i bardzo martwie sie zeby nie zarazila Michalka albo mnie.
A poza tym jestem bardzo szczesliwa ze juz po porodzie i tylko modle sie o zdrowie. Ta listopadowa aura jest fatalna a tu cala zima jeszcze przed nami.
Pozdrawiam i czekam na relacje wszystkich pozostalych lisopdowek.
 
Spróbuje ja opisać swój poród.

28.10. wieczorem pojechałam na ktg. Powiedziłąm lekarzowi o tym moim czopie z krwią, który miałam od paru dni wiec wział mnie na badanie. Stwierdził że mam 2-3 cm rozwarcia i kazał przyjechać na drugi dzię rano powtórzyć ktg.(chyba zę w wcześniej coś sie zacznie) . Więc 29.10 jestem na ktg, dyżur ma moja gin, znowu mówię o tej krwi, znowu birze mnie na badanie. Jest już 4 cm rozwarcia, więc zostawia mnie w szpitalu. T u cały dzieńsię nudzę nic się nie dzieje, czekam azsię coś zacznie. Za oknem świeciło piekne słońce, co bardzo optymistycznie mnie nastroiło, nic się nie bałam. Tak dortwałam do dnia następnego. Rano obchód, moja gin zdziwiona że nic się u mnie nie rozkręciło. Biorą mnie na badanie, jest 6 cm rozwarcia. ( ja czyłam się normalnie. Miałam lekkie skurcze ale tak jak od wielu dni). Głodna bez śniadania, idę na porodówkę. Trochę się przestraszyłam, ale dalej nie dowierzałam ze to już poród. Zadzwoniłam do M że idę na porodówkę.
Wchodze na salę, która wydała mi się salą tortur, to łóżko takie brr..
Położyli mnie, zrobili ktg, gin uwolniło wody płodowe, zaczęło ze mni e cieknąć. POtem Kazali chodzić i chodzić. Przyjechał z pracy mój M, był na poczekalni więc sobie do niego chodziłam i gadałam z nim. Byłam w tej ogromnej koszuli i trzymałam sobie rękami podkład,a M chciał mi robić zdjęcia ale mu nie dałam. Byliśmy w dobrych nastrojach, ja smiałam sie ze podczas okresy bóle miałam większe. Ale wszystko do czasu.
Tak od 12-13 humor misię popsuł bolało coraz mocniej, nie miałam siły ani ochoty chodzić do M i się położyłam. A wogóle to byłam sama co jakićś czas przychodziła położna zobaczyć co ze mną, posłuchać tetna. Pyta czemu nie chodzę a ja na to ze nie mam siły. Nie ucieszyła się.
Leże, boli coraz bardziej , a ja jestem sama. Momentami bałam sięże spadnę z łóżka. Zaczynam się wkurzać i jęczę z bólu. To było najgorsze leżysz i czekasz a boli jak ......
W końcu uczucie jakby chciało się kupę. Mówięto położnej i nagle zleciało sie duzo ludzi lekarz, zakładają jakieś fartuchy, świecą lampy. Położna mówi mi, ze chciałaby abym w czasie skurczu zrobiło trzy parcia. Tak robiłam. Gdy skurcze były dłuzsze, żeby nie marnować bólu parłam czwarty raz. Mówili mi że idzie mi świetnie, wię c robiłam tak dalej. W końcu czuję wszystko na raz cięcie , przechodzące dziecko. .. Jest czuję zę wyszło, co za ulga. W między czasie było mi zimno. Cała się trzęsłam, przykryli mnie chciałam żeby ktoś mnie przytulił i moje dziecko też, wydawało mi się ze czuje się tak jak ja, że też trzeba je przytulić.
Wszyscy mnie chwalą, mówią żę nic tylko dzieci rodzić. Możecie sobie wyobrazić co w tym momenicie pomyślałam. Szaleni. Po zwazeniu dziecka (3950) lekarz mówi Agnieszka jesteś wielka.
Potem lekarz mówi, ze musze teraz urodzić łóżysko. A ja na to O NIE!!! (Mój M słyszał to na poczekalni). Lekarz mówi ze nie bedzie boleć wiec pre. Poszło lekko. Potem bardzo nieprzyjemne i bolące zszywanie. Po porodzie miałam wstret do bólu i to go spotęgowało.
W końcu wywieźli mnie z sali, leżałam obok poczekalni M był przy m,nie. Był mi wtedy potrzebny ale też wyganiałam go do dziecka żeby nie było samo. Iguś leżał pod lampą. M kursował pomiędzy nami i mówił mi co u niego.Ziewał sobie i kichał.
Wprawdzie M nie było przy porodzie ale wszystko słyszał. Poczekalnia była na przeciwko sali porodowej. Mowił że łzy mu ciekły jak jęczałam z bólu, lepiej się poczuł jak słyszał, ze dobrze idzie i popłakał się jak usłyszał płacz dziecka. POród niby nie wspólny ale przeżyliśmy go razem. Ja wiedziałam ze on jest blissko.
Wcześniej W czasie bóli cieszyłąm się, że go nie ma bo bym się tylko na niego darła. Brakowało mi go na samym końcu, kiedy chciałam żeby ktoś mnie przytulił.
Ogólnie poród wspominam dobrze, choć nie potrafię jeszcze powiedzieć, ze jestem gotowa przeżyćdo drugi raz. Ale prawdą jest to co mi wszyscy wcześniej mówili: zapomina się. Zwłaszcza to co najgorsze.


Chcę jeszze napisać że miałam wspaniałą położną. Osoba zupełnie obca, nie opłacona, bardzo mi pomogła. Jestem jej bardzo wdzięczna. Ogólnie jeśli chodzi o personel mam dobre wspomnienia.
Tylko po tygodniu, po zdjęciu szwów bardzo popsułam sobie zdanie o lekarzu, który był przy porodzie, ale to już oddzielna historia.

Teraz mogę napisać, że poród da się przeżyć:tak:.
 
reklama
Niech jakas Mamusia co juz urodzila przez cc opowie o tym... bardzo prosze... bo mnie to czeka i jestem troche wystraszona... w czwartek wizyta i nie wiem czy w tym tygodniu nie trafie do szpitala...

Co do waszych opisow porodow - jestem z Was bardzo dumna dzielne Mamuski :tak:
 
Do góry