Basiu, ja jeszcze wracam do tej żółtej buźki i uszek. Jestem prawie pewna, że to od marchewki. Jak się je dużo marchewki, to bodajże beta-karoten powoduje takie żółtawo-brzoskwiniowe zabarwienie skóry. Mam taką koleżankę, która jest taka właśnie cała brzoskwiniowa i wcina dużo marchewki. Być może niektórzy mają do tego predyspozycje, w końcu każdy ma inną skórę i inną zawartość pigmentu. W każdym razie marchewka barwi nie tylko od zewnątrz, ale od środka też.:-):-)
Asiu, trzymaj się, na pewno Ci nie łatwo. Podpisuję się obiema rękami pod Patrycją. Fakt, że ja mam łatwiej, bo mój mąż ok. pół dnia dziennie zajmuje się Wojtkiem. Ale z drugiej strony dość szybko "założyliśmy sobie filtr" na dziamganie małego. Jak leży i marudzi, a ja mam coś do zrobienia, to nie idę do niego, zaglądam tylko czy krzywda mu się nie dzieje. Wieczorami czasem z Wojtkiem zostaje mój Marcin, a ja lecę do koleżanki, do sklepu. Czasem jak chcemy iść razem na impreze, to prosimy o pomoc dziadków. Raz nawet mój starszy brat się nim opiekował. W sumie nie mam co narzekać, bo mam spokojnego maluszka.
A nasz dzień wygląda tak, że wstajemy 6.00-7.00, jak Wojtek pozwoli i jedno z nas leci do pracy. Koło 12.00-13.00 się zmieniamy. Na spacer wychodzi ta osoba, kórej się trafi dobra pogoda i moment kiedy Wojtek nie śpi. Nie ma więc stałych godzin snu, tak jak nie ma stałych godzin snu (za wyjątkiem nocy). Wieczorem kąpiel, a po kąpieli albo jedno z nas wychodzi (ja na ploty, do sklepu, Marcin na siatkę), albo czytamy, albo oglądamy filmy na komputerze. Szkoda mi tylko że już nie chodzimy na wieczorne spacery, bo ktoś musi zostać z małym, a samemu - żadna frajda. I tak wygląda dzień powszedni. W weekendy staramy się spędzać więcej czasu razem. Idziemy na spacer, albo do dziadków. Marzę też o weekendowym wypadzie na ukochaną działkę na mazury.