Wkoncu czas na mnie. Od porodu juz minelo 12dni jeszcze troche i zapomne...
Hmmm u mnie zaczelo sie wszystko o polnocy. W pon 26wrzesnia.
Siedzielismy ze znajomymi w salonie i co jakies 15-20min lapaly mnie skurcze bolesne. Myslalam ze to normalne.
Polozylismy sie ok polnocy, Mirek odrazu zasnal bo na rano do pracy i jeszcze wypil co nieco.
I wtedy zaczely sie skurcze, najpierw rzadziej co 15min, nie budzilam go. Nie dalo sie wylezec, wysiedziec. Przysypialam strasznie ze zmeczenia i nagle z neinacka budzil mnie mocno skurcz...
Zrobilam sobie kapiel, polezalam w wannie chyba z poltorej godziny. I do tego doszla jszcze biegunka...
Tak ciagnelo sie do 4:30, juz skurcze byly co 7min. Obuydzilam Mirka. On przestraszony, zaczal poomacku sie ubierac, obudzil moja mame. ja pakowalam do konca torbe, i zwijalam sie z bolu...
zajechalismy do szpitala ok 5:30, ledwo co doszlam do szpitala. i jak na zlosc
w szpitalu odeszly mi skurcze. Poprostu przestalo sie co kolwiek dziac...
Polozna zazartowala ze moze wrocimy do szpitala. Ale najpierw badanko, sprawdza rozwarcie itd.
No i ku zaskoczeniu tutaj juz 6cm
Decyzja zostajemy!!
Juz mnie strach oblal...
Przygotowala mi kapiel w wannie, I tak lezalam z Mirkiem chyba z poltorej godziny. Nagle po 7 zaczely sie mocne skurcze.
Szybko ze strachu wyskoczylam z wanny i dawaj na sale...Polozna zbadala... 10cm:-)Mysle "matko to juz sie zaczyna"
Lezalam jak kloda, i krzyczalam ciagle "o jezu". Mirek trzymal mnie za reke, mama siedziala obok na krzeselku...
Chjcieli mi dac znieczulenie. Ale balam sie dretwienia nog, i ze to sie przedluzy. Takze podziekowalam grzecznie...
caly czas lapalam sie za krocze...Macam a tu reka we krwi.
polozna ze to normalne...
Nagle czuje mega bol, rozwierajacy mnie od srodka...I odrazu reka w krocze czuje glowke. Polozna zaglada pod przescieradlo, szybko wola druga...
Dali mi gaz do wdychania. Malo co go wdychalam bo robilo mi sie slabo po nim, pozatym mega chcialo mi sie spac. rodzilam niemal ze zamknietymi oczami...
I ona do mnie ze wlansie sie zaczyna, i ze mam jej sluchac kiedy mam przec a keidy oddychac.
nagle zaczal sie skurcz, "przyj" a ja z bolu nie moge. Gryze rurke od gazu i pcham...
Za trzecim partym wychodzi glowka, sekunde zlapac powietrza.
Czwarty party i wyciagaja mi mala...I chlupnela mi razem z wodami. ze nawet nie poczulam kiedy wyszla jej pupka...
Odrazu mi ja z pepowina na piersi polozyli.
Mirek dumny przecial pepowine...
Trzymalam ja taka golutka, plakala machala raczkami a ja tylko sprawdzalam czy ma wszystkie raczki i nozki, pieknie na mnie oczkami patrzyla...
I teraz lozysko?! Bardzo ciezko mi to szlo, wyszlo w kawalku i tu zaczal sie problem.
Polozna poszla zawolac lekarza,przyszla lekarka i z jakimis nozycami mi na zywca w kroczu grzebala, a mnie wlosy deba stawaly z bolu...Ale patrzylam na mala to az bolu nie czulam... Lzy mi plynely, mama robila zdjecia.
polozne bily brawa ze w 14minut wystekalam mala....
W planie porodu mialam pozycje na kleczaka, ale w trakcie porodu nawet nie mialam sily sie na bok przewrocic i zostalam na plecach...
Polozna kazala mi odpychac od nog, a nie przyciagac do siebie. Bo powiedziala ze gdy przyciagam do siebie nogi to rozciagam krocze i moge peknac...
A ja odpychalam sie rekoma od ud...I nie czulam tak bolu, i szybko mala wyszla....
Najgorszy bol z tego zdarzenia to tylko jak glowka wychodzila. Ale to byly minuty...
I jej buzka wszystko mi wynagrodzila...
Jesli trzeba by bylo to urodzila bym ja jeszcze kilka razy.
Taka malutka, slodziutka kruszynka...