Co do tego ubierania to ja wychodzę z założenia, że jeśli ja mam na sobie cienką bluzkę z długim rękawem i nie marznę, to Małej nie potrzeba wiele więcej.Pod spodenkami nie ma rajstop,ma tylko skarpetki.Kurtki też nie zakładam tylko bezrękawnik.Rękawiczki też sobie odpuściłam, bo ostatnio jak założyłam, to później Oliwka miała dłonie strasznie spocone.
Poza tym z opowiadań wiem, jak moja Mamusia kochana hartowała mnie i mojego brata;mój brat urodził się w październiku, ja w styczniu i nigdy nie było, że za zimno na dworze.Mróz nie mróz, śnieg nie śnieg - spacery były zawsze.Jedną z historii usłyszałam niedawno - było zimno, pełno śniegu, moi rodzice szli do moich dziadków, a mnie i mojego brata w wózkach zostawili na podwórku!!!Oczywiście non stop byliśmy doglądani,coby się nam nic złego nie stało.No i tak 2 godzinki.Jak był silny mróz, poniżej -15 stopni, to leżeliśmy sobie w wózeczkach na werandzie (gdzie było prawie tak zimno jak na dworze,tylko nie wiało i nie padało).No i nigdy nie chorowaliśmy,ja w życiu anginy nie miałam, a grypę to może 3 razy.
A w wózku to trochę Oliwkę podnoszę,żeby nie leżała na płasko,oczywiście nie do pozycji siedzącej,bo u mnie w wózku to jakoś tak 3 poziomy można zrobić.No i jak Maleńka nie śpi na spacerku to już coś tam może pooglądać,a jak leży to niestety,nic nie widzi.No i generalnie to jest w wózku grzeczna,najgorzej jest pod koniec ubierania i w momencie wkładania do wózka, a później to już jest grzeczna
