Hello, ja na szybko, bo po "nocnych atrakcjach zębowych" zaspałam, a ostatnio mój stan psychiczny moznaby określić "niemamnanicczasuniemamnanicczasuniemamAAAAAAA!!!!";-)

, no,ale parę słów się postaram

.
Emiś- gratki wielkie dla Kuby, najważniejsze, ze coś robi i stara się to zrobić jak najlepiej. A jak jeszcze będą sukcesy, to tylko dodatkowy "bonus".:***dla niego
Z tym drobiem to mnie troszkę wystraszyłyście, w sensie, że przypomniałyście o takiej możliwości

.Póki co u nas nic niepokojącego się nie dzieje, ale chyba musze zacząc bardziej na to uważac.A wiadomo, jak jest

- kurczaka robi się najszybciej i tak "po najmniejszej linii oporu" idąc ,często po niego sięgam. Musze bardziej jednak różnicowac te nasze obiadki pod względem używanego do nich mięsa.
Sariska,Ragna- a ja może jakas dziwna jestem, bo chyba trochę już przestałam się tak przejmować tymi chorobami, tzn. towarzystwem jakichs zasmarkanych dzieci. Jednak nasze dzieci, nie chodząc do żłobka, tez muszą stykać się z innymi i to chyba normalne, że czasem jakiś katar czy coś złapią. Kiedyś, jak Amelka była malutka, to byłam straszna "faszystka" w tym temacie, ale teraz wyluzowałam. Dziecko troszke pochorowac sobie musi(no, chyba, że jest jakims "gigantem odporności", którego nic się nie ima, no, ale wtedy nie ma o co się martwić),właśnie,aby nabyć odporności na najpowszechniejsze "zarazy".Gdy tego nie będzie teraz, to zacznie się, jak pójdzie do przedszkola. Pewnie, ze co za dużo ,to niezdrowo i gdyby moje dziecko "łapało" wszystko i non stop było chore, tez bym nie dopuszczała do kontaktu z chorymi dziećmi i dmuchała na zimne. Ale jeśli ogólnie jest zdrowe, rzadko choruje ( a z tego, co pamiętam, to Wasze Dziewczynki raczej nie są jakimis chorowitkami), to lekka infekcja od czasu do czasu wielkiej szkody nie zrobi, a raczej dziecko na tym skorzysta. No,ale rozumiem obawy, bo przecież żadna z nas nie chce, by jej dziecko chorowało. Chciałam tylko powiedzieć, ze nawet, jak tak się zdarzy, to tragedii nie ma.
Co do krzyczenia na dziecko i zabraniania - cóż...tez jestem w tej sprawie bardziej uległa.W sensie, że jak chce jakąs rzecz, a nie jest to cos dla niej niebezpiecznego, to dostaje. Wiadomo,ze nie pozwole jej się bawić przedmiotami czy substancjami szkodliwymi- tu jest zdecydowane "Nie, nie wolno, to jest "fuj", niedobre". Chce się bawić zmiotką do podłogi?Ok, póki nie usiłuję sobie nią umyć zebów czy się uczesać, niech się bawi. Chce moją książkę?Ok, wiem,ze nie drze, nie niszczy- niech sobie poprzewraca kartki, skoro lubi.Ale gdy będzie chciała ją"pokolorować", powiem "nie". I tez stosuję taktykę odwracania uwagi, choc ta moja mała spryciula już coraz dłużej pamięta o zakazanym /pożadanym przedmiocie, niestety. I często się zdarza, że po zajęciu się innną zabawka wraca pod ,powiedzmy, biurko, i nadal domaga się np. rachunków, które trzymam tu w specjalnym koszyczku. No, trudno, nie wszystkim może sie bawić.
Kroma- bezczelnośc tamtego babsztyla przeszła wszelkie granice

. Nie wiem, czy bym w takiej sytuacji potrafiła zachowac spokój...

.
Dziulka- to nie wyciągaj ciastek, jak Leane ma zjeść jogurt- to naturalne, że to, co Ty jesz, jest dla dziecka atrakcyjniejsze. Wtedy unikniesz "przepychanki", Leane grzecznie zje jogurcik i wtedy może dostac dodatkowo ciasteczko.
A co do zupek, Amelka tez niezbyt lubi, ale ja po prostu robię jej bardzo gęsta, taką z minimalną ilością "wody " i wtedy je.
ok, moja wstała, lece , miłego dzionka Wam :***