Nie odzywałam się bo bylismy na działce do niedzieli a wczoraj miałam wielki kłopoty stąd post na kłopotach.
Marcela coś pogryzło w skroń prawdopodobnie meszka i jak wczoraj wychodziłam do pracy miał lekkie zaczerwienie a jak wróciłam to już był duży guz na czole i na wpół przymknięte oko,miejsce czerwone i gorące.Wyglądał paskudnie



ale nic się nie przejmował,bawił się na całego ale nawet czapeczki nie dało rady naciągnąc.
W czasie gdy dzwoniłam do lekarza wymazał dwie rączki aż za nadgarstki w sudokremie

i możecie sobie wyobrazić co sie działo dalej,wszystko dookoła wymazane,łącznie z moim "firmowym" ubraniem

ręce mi opadły.
Musiałam ze wszystkim radzić sobie sama ale wezwalam w końcu pomoc-rodziców.
Pojechalismy do naszego lekarza do domu za miasto,dostał zastrzyk i leki.Przez noc jeszcze bardziej opuchlizna trochę zeszła z czoła za to oczko ma dzis całkowicie zamknięte:-(najważniejsze,że nic sobie z tego nie robi.
To jednak nie koniec kłopotów z okazji dnia Matki.
Mąż chciał ominąć psa na prostej drodze i stracił panowanie nad autem a jest przedstawicielem handlowym,więc ma dośc doświadczenie za kólkiem,niestety dachował,wylądował w rowie;całe szczęscie,że był zapięty bo gdyby nie był to wolę nawet nie mysleć.Nic mu się nie stało,czego nie można powiedzeić o samochodzie-jest do kasacji nie opłaca się robić.No i nie wiem,czy nie będziemy musieli pokrywac częsci strat,bo ubezpieczenie wszystkiego nie zwróci a samochód służbowy.

Masakra to się nie da opisać co ja przeżyłam wczoraj,głowa mnie boli do tej pory.
Na szczęscie wszyscy żyjemy i mamy sie całkiem dobrze.;-)